Rozdział 10

5.9K 246 98
                                    

Maddie's P.O.V.

Podsumowując wczorajszy dzień... Wróciliśmy do domu, w którym zastaliśmy Luke'a. Był na nas cholernie zły. Naprawdę, mogłabym tą minę podziwiać godzinami. Dlatego właśnie Alex zrobiła mu zdjęcie. Mike wybrał się z Alex po alkohol nie tylko na wieczór, ale również na dzisiejszy dzień, czyli urodziny Ashtona. Poprosiła go również, żeby wpaść do sklepu muzycznego po prezent dla Irwina. Od nas dostanie trzy zestawy pałeczek, bo już kilkakrotnie od naszego przyjazdu narzekał, że zgubił swoje. Zwykle je znajdywał, ale przecież na pewno przydadzą mu się kolejne.

Luke'owi dosyć szybko przeszło i wieczorem chłopacy nieźle poszaleli. Oczywiście inicjatorem był Mike, a wszystko po to, żeby Ash nie wstał zbyt wcześnie. Z Alex około dziesiątej ulotniłyśmy się do pokoju, ale chłopacy wciąż jeszcze szaleli. Około drugiej w nocy urządzili sobie nawet próbę w salonie.

Ten dzień był tak pełen wrażeń, że nawet nie zajrzał do telefonu. A komórka Alex rozładowała się w czasie śniadania i ładuje ją dopiero teraz.

Jest szósta rano i obie jesteśmy już na nogach. Alex włożyła swoje ukochane, czarne trampki, szare spodnie z podartymi nogawkami i czerwoną koszulkę z nazwiskiem Irwina i piątką na plecach. Ja włożyłam bordowe Converse'y, czarne rurki i pożyczoną od przyjaciółki koszulkę. Białą, z nazwiskiem Irwina i numerem 94. Czego nie robi się na urodziny idola?

Przez pół godziny ogarniałyśmy chaos panujący w salonie i kuchni. Nie wiedziałam nawet, że cztery osoby mogą zużyć tyle naczyń. Alex ma zrobić tort, a później śniadanie i cały dzień mamy spędzić tak, jak będzie tego chciał Ashton.

- Ktoś musi jechać do sklepu – informuje mnie Alex, stojąc przed otwartą szafką kuchenną. – Brakuje paru składników to kremu.

- Nie patrz na mnie, ja nie umiem prowadzić – unoszę ręce w geście obronnym. Przyjaciółka skubie paznokciami końcówkę warkocza i w końcu odwraca się w moją stronę.

- Poproś Caluma, on wydawał się wczoraj najtrzeźwiejszy. Niech z tobą pojedzie – robi słodkie oczka. Jak mogę się teraz nie zgodzić?

Nie mówiąc nic, wstaję ze stołka i idę w kierunku korytarza. Okay. Wchodzisz, budzisz go, przedstawiasz swoją prośbę i tyle. Głęboki oddech i delikatnie pukam w drzwi. Nikt mi nie odpowiada, więc uchylam drzwi i zaglądam do środka. Przez zasunięte rolety w pokoju panuje półmrok, ale doskonale widzę postać leżącą na łóżku i przykrytą do połowy białą kołdrą.

- Calum? – pytam, ale chłopak mi nie odpowiada. Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Podchodzę bliżej i dopiero teraz dostrzegam, że nie ma koszulki. Okay, Maddie, przecież to nic takiego. – Calum? – delikatnie szturcham go w ramię, ale znowu nie reaguje. No ile można?! Nawet Alex łatwiej obudzić! – Calum!

I co się dzieje? Hood zrywa się z miejsca i popycha mnie tak mocno, że upadam na podłogę, boleśnie obijając sobie tyłek i dodatkowo zaryłam głową w stolik nocny. Brawo ja! A raczej on...

Chwytam się z obolałe miejsce na głowie i żałośnie jęczę z bólu. Serio, to bolało.

- Przepraszam! – Calum przyklęka przy mnie i z jakąś dziwną paniką wymalowaną na twarzy stara się obejrzeć, czy nic mi się nie stało w głowę. – Nie chciałem cię popchnąć, przestraszyłaś mnie – prawie szepcze, choć nie wiem, dlaczego. Patrząc na jego zatroskaną minę zaczynam się śmiać. Przecież nic się nie stało! Kiedyś Alex wypchnęła mnie ze swojego balkonu, a mieszka na pierwszym piętrze. Fakt, że wylądowałam na trampolinie sąsiadów wcale nie zmieniał faktu, że mogłam sobie skręcić kark, ale ona nawet mnie za to nie przeprosiła.

- Nic się nie stało, już nie boli – uspokajam go. Wzdycha z ulgą i uśmiecha się. Podnosi się i podaje mi ręce, żebym mogła wstać z podłogi. – Pojedziesz ze mną do jakiegoś sklepu? Alex robi tort dla Asha i czegoś jej tam brakuje...

- Asha? Po co? Przecież urodziny miał wczoraj – odpowiada ze zmarszczonymi brwiami, a ja czuję się jak idiotka. Jak to wczoraj?

- Jak to? Przecież dzisiaj jest siódmy. – Calum kręci głową i pokazuje mi datę na swoim telefonie. Ósmy lipca, że co? – Nie widziałyście masy życzeń w sieci?

- Odkąd tu przyjechałyśmy niewiele czasu spędzamy w internecie. Zwykle tylko wtedy, gdy coś dodajecie – odpowiadam i wciąż zastanawiam się, jak mogłyśmy pomylić dni i zapomnieć o urodzinach Irwina.


***


Alex's P.O.V.

Mija dobre piętnaście minut, zanim Maddie znów pojawia się w kuchni. Jest z nią Calum, ale nie wyglądają jakby mieli wyjść. Przecież mieli jechać do sklepu... Na dodatek Maddie zmieniła koszulkę, którą jej pożyczyłam na szarą koszulkę z rękawami 3/4. Okay, mogła się przebrać, ale gdzie do cholery zgubiła pandy?!

Oboje siadają na stołkach, a Maddie opiera brodę na dłoniach. Okay, alarm odwołany. Wzdłuż lewego ramienia ma mnóstwo słodkich misiów. Nie widziałam nigdy tej bluzki, ale jest szałowa.

- Jedziecie do tego sklepu? – pytam, ale zamiast odpowiedzi otrzymuję jedynie parsknięcie Caluma i jęk Maddie. – No co?

- On miał wczoraj urodziny – mówi Cal, a ja patrzę na niego, jakby właśnie zaczął wykładać mi chemię. Że co? Zaczynam w głowie przeliczać dni. Wylatywałyśmy z Bergen trzeciego, piątego byłyśmy w Sydney. Szósty był w środę, a siódmy... o cholera.

Czuję się jak największa idiotka na świecie. Jakim cudem to w ogóle się wydarzyło?

- Czemu nic nie mówiliście?! Jaka ze mnie fanka, że zapomniałam o urodzinach idola?!

- Hej, spokojnie! – Cal kładzie dłoń na moim ramieniu, ale mnie to wcale nie uspokaja. Spędziliśmy wczoraj razem cały dzień, a Mike nawet utopił mu telefon, żeby on zapomniał o urodzinach. Nie wchodziłam na twittera, prócz tych momentów, w których chłopacy udostępniali coś nowego. Nie zorientowałam się, że miliony fanów składają mu życzenia! – On cieszył się, że zapomniałyście.

- Jak to? – dopytuje Maddie, która jakby ożyła.

- Dostał miliony życzeń, ale wy dwie zapomniałyście. Poczuł się, jakby to nie było ważne.

- I z czego tu się niby cieszyć?! – wybucham, choć wcale tego nie chciałam.

- Z tego, że poczuł się jak normalny chłopak. Nigdy nie kręciło go obchodzenie urodzin i czuje się przytłoczony, gdy dostaje tyle życzeń. Naprawdę świetnie spędził wczorajszy dzień, mówił mi o tym. Nie macie się czym martwić – na koniec posyła mi swój reklamowy uśmiech, a mi poniekąd spada kamień z serca.

- Mike utopił mu telefon, żeby zapomniał o urodzinach – podsuwa Maddie. – On też zapomniał?

- Mike pewnie nawet nie wie, że mamy dzisiaj piątek i jest lipiec – śmieje się Calum. – Co mu obiecałyście w zamian? Pewnie największy kawałek tortu, co? – Obie kiwamy głową. Clifford to geniusz głupoty.

- Przeżyję swoją chwilę depresji, że zapomniałam o urodzinach Ashtona w samotności – oznajmiam i zaczynam iść w stronę korytarza. Najzwyklej mi głupio. Odkąd zostałam fanką zespołu, pierwszy raz nie złożyłam życzeń urodzinowych któremukolwiek z chłopaków. Nie ważne, że oni pewnie nigdy ich nie widzieli. Po prostu teraz miałam szansę zrobić to osobiście i spaprałam sprawę.

- Hej, a śniadanie? – To pytanie zabrzmiało tak rozpaczliwie, że niemal zrobiło mi się szkoda Hooda.

- Poproś Hemmingsa o płatki – rzucam na odchodne i zamykam się w pokoju.

Rzucam się na łóżko i wkładam swoje słuchawki. Puszczam losową piosenkę i nawet nie mam pojęcia, kiedy odpływam w towarzystwie głosu Chrisa Martina.


__________________________

Jestem chora, więc jest następny, bo czemu nie?

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now