Rozdział 8

6.5K 281 179
                                    

Alex P.O.V.

Po cichu wychodzę z łazienki. Udało mi się wziąć prysznic i wysuszyć włosy bez budzenia Maddie. Mimo, że jest siódma rano i spalam jedynie pięć godzin, to i tak czuję się wypoczęta. Nie licząc oczywiście dnia i nocy po podróży, to bardzo szybko wysypiam się w obcych miejscach. Zwykle wcześnie wstaję i mogę siedzieć do bardzo późna.

Rzucam koszulkę z Damonem do walizki i staram się wepchnąć brzeg granatowej koszuli w czarną kratę w czarne spodnie z wysokim stanem. Gdy w końcu jakoś to wygląda, podwijam rękawy do łokci, po czym wkładam na stopy czarne Converse'y. Makijaż zrobiłam już w łazience, dzięki czemu nie muszę się męczyć przy słabym świetle w pokoju. Przed wyjściem nasączam dwa płatki kosmetyczne zmywaczem do paznokci i wychodzę na korytarz. Podchodzę do drzwi Caluma i zmywam user Maddie. Widać, że próbował zmyć to wcześniej, bo w niektórych miejscach marker był już wyblakły.

Odsuwam się na krok, aby obejrzeć moje dzieło. Dzieło, czyli całkowicie białą i czystą powierzchnię drzwi.

- Hej – odzywa się głos za moimi plecami, a ja aż podskakuję. Odwracam się, trzymając dłoń w miejscu, gdzie najbardziej czuć serce. Przestraszyła mnie ta cholera! – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – usprawiedliwia się ze słodkim uśmiechem. Wskazuje palcem na drzwi przyjaciela. – Powinien cię za to po stopach całować.

- Bez przesady – odpowiadam i ruszam w kierunku salonu i kuchni. Słyszę, że Ashton podąża za mną i mimowolnie się uśmiecham. Naprawdę chciałabym się z nim lepiej poznać, to zawsze było moje marzenie. To znaczy odkąd zaczęłam słuchać muzyki 5 Seconds of Summer. – Głowa nie boli?

- Nie – zaprzecza zatrzymując się. Opiera się o drzwi lodówki z rękami skrzyżowanymi na piersi. Ma na sobie koszulkę Nirvany, czarne, obcisłe spodnie i skórzane, męskie sztyblety. Sama nie wiem, po co zaznaczam, że męskie. W końcu jest facetem. Po prostu sama noszę ten rodzaj obuwia i zawsze dziwnie to dla mnie brzmiało. – A tobie nic nie jest? W końcu łyknęłaś trochę wody z chlorem.

Uśmiecham się na te słowa. Czy coś mi jest? Fizycznie – nie. Psychicznie – sporo. W końcu jeden z moich idoli wrzucił mnie do basenu, a drugi z niego wyciągnął. Czego od życia chcieć więcej?

Otwieram zmywarkę i zaczynam ładować do niej brudne szklanki, stojące na blacie.

- Nic a nic – odpowiadam.

- Daj, pomogę ci – proponuje chłopak i wyciąga z mojej dłoni wysoką szklankę do piwa. Nie protestuję i zabieram się za mycie szafek i sprzątanie butelek po piwie. We dwójkę całość zajmuje nam tylko dwadzieścia minut. Ja nie wiem, jak oni to robią. Nawet nie zauważam, kiedy ten syf się pojawia. – Nie wiedziałem, że z ciebie taki ranny ptaszek.

- Ta, powiedzmy – mruczę pod nosem, przeglądając zawartość lodówki. – W nowym miejscu po prostu wstaję wcześniej. Jak tylko się przyzwyczaję, pewnie będę wstawać trochę później.

- Nie musisz, zawsze wstaję najwcześniej i siedzę sam – mówi, siadając na stołku i obserwując, co robię. – Miło będzie mieć towarzystwo. – Uśmiecham się w jego stronę, po czym wyciągam mleko i jajka z lodówki. Stawiam składniki na wyspie i zaczynam szukać pozostałych. Wczoraj z Cliffordem zrobiliśmy całkiem spore zakupy, więc wszystkiego jest pod dostatkiem. – Co dzisiaj serwujesz? – pyta w momencie, gdy wyciągam z dolnej szafki okrągłą gofrownicę. Nawet nie zdążam odpowiedzieć, a Ash zaczyna mruczeć pod nosem i kładzie głowę na blacie. – Jak ty nas rozpieszczasz – jęczy, podnosząc wzrok na mnie.

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now