Rozdział 20

5.7K 283 226
                                    

Alex P.O.V.

Stawiam ogromny kosz na pranie, który znalazłam przy pralce w garażu i zaczynam wrzucać do niego brudne rzeczy swoje i Maddie. Jutro rano zrobię nam pranie, bo jak tak dalej pójdzie, to braknie nam ubrań, nie mówiąc o bieliźnie.

Muszę wysprzątać pokój, bo mam zamiar odstąpić go Niallowi. Pakuje wszystkie rzeczy Maddie do jej większej walizki i zapinam ją, po czym to samo robię z mniejszą. To samo robię ze swoimi. Wzięłam wszystkie przedmioty z łazienki, ale wypada jeszcze ją wysprzątać.

Zajmuje mi to piętnaście minut, bo w końcu nie zrobiłyśmy jakiegoś bałaganu. Może nie licząc uśmiechniętej buźki narysowanej podkładem na lustrze. Wycieram jeszcze zlew, na którym jest trochę rozsypanego bronzera. Właściwie Maddie powinna mi pomóc, ale zanim zdążyłam ją o to poprosić, Niall porwał ją na spacer po plaży.

Wracam do pokoju, niosąc zużyte ręczniki i wrzucam je do kosza na pranie. Wycieram ręce w koszulę i odwracam się, przez co dostrzegam Asha opartego o futrynę drzwi. Uśmiecha się, gdy nasze spojrzenia się spotykają, więc odpowiadam mu tym samym.

- Nie grasz już z chłopakami? – pytam, otwierając dużą szafę, z której wysypuje się kolejna porcja brudnego prania. Między innymi ręczniki, pościel zużyta przez Luke'a i wysuszone przeze mnie, ale wciąż śmierdzące chlorem ubrania. Gdy zostawiałam chłopaków, w czwórkę grali w jakieś wyścigi samochodowe na konsoli.

- Stwierdziłem, że ci pomogę – oznajmia wchodząc do pokoju. Przyklęka obok mnie i pomaga mi zebrać pościel z podłogi. Uśmiechając się, wyciągam mu ją z dłoni. Serio ma długie palce.

- Nie trzeba, dam radę – odpowiadam wrzucając pościel do kosza. Oboje podnosimy się i czuję się niska. Jest ode mnie wyższy o dziesięć centymetrów, a swoje sztyblety zamieniłam na trampki i teraz to jeszcze bardziej się uwidacznia.

- Miałyście przyjechać tu na wakacje, a jak na razie to tylko po nas sprzątacie – stwierdza. – A zwłaszcza ty – wskazuje na mnie, a ja prycham pod nosem z uśmiechem.

- To naprawdę nic – rzucam w jego kierunku i wyciągam z szafy świeże ręczniki oraz pościel. Rzucam białe poszewki na łóżko i wchodzę do łazienki, aby powiesić nowe ręczniki.

- No właśnie, jeśli ci pomogę, to szybciej pójdzie – przekonuje mnie Ashton i wiem, że nie odpuści.

Zgadzam się i razem zmieniamy pościel. Oczywiście Ashton zaplątuje się w poszewkę na kołdrę i upada na materac, czym wywołuje u mnie salwę śmiechu. Chwilę miota się, ale w końcu się poddaje i chichocze.

- Możesz mi pomóc? – pyta w końcu, a ja staram się zdjąć z niego poszewkę. Nie mam pojęcia, jak znalazł się w środku. Nawet nie chcę to wnikać. – Wolność! – krzyczy, gdy udaje mu się podnieść z łóżka.

- Brawo, a teraz dwie minuty i zmienimy tą pościel, dalej – popędzam go, a on stara się zachować powagę. Marnie mu to wychodzi i z dwóch minut robi się piętnaście.

Wygładzam kołdrę i wzdycham ciężko. Szybciej by mi poszło, gdybym robiła to sama, ale przynajmniej uśmiałam się z Irwinem. Ash po kolei wystawia nasze walizki na korytarz, a później wraca po kosz z praniem. Dziękuję mu uśmiechem, zapinając plecak Maddie, do którego wrzuciłam jakieś jej drobne rzeczy.

- Możesz przekazać coś Hemmingsowi? – pytam, gdy blondyn znów pojawia się w pokoju. Zaczerwienił się od wysiłku, a jego przydługie już włosy trochę się nie układają. Klękam przy łóżku i ręką sięgam po coś, co znalazłam już pierwszego dnia. Wyjmuję pudełeczka i po kolei rzucam je w kierunku Ashtona. – Nie mam pojęcia, po co mu to, ale obstawiam jakiś kompot – komentuję, na co Irwin znów wybucha śmiechem.

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now