Rozdział 81

3.6K 188 56
                                    

Alex's P.O.V.

To głupie czekanie na plastikowym krześle w kolorze zgniłej zieleni w gabinecie aż lekarka skończy przerwę jest najgorsze. Nie lubię otwarcie rozmawiać o swoich problemach, tym bardziej w tym popieprzonym języku. Większość norwegów mówi biegle po angielsku, ale są to osoby raczej do czterdziestego roku życia. Moja lekarka ma około siedemdziesiątki i jestem pewna, że już dawno powinna być na emeryturze. Niech szlag trafi Williama, który zamiast sprawdzić rekomendacje, przywiózł mnie do gabinetu najbliżej przystanku autobusowego w centrum.

- Dzień dobry, skarbie – wita się kobieta, wchodząc do gabinetu. Siada na krześle naprzeciw mnie i bierze do ręki swój notes, w którym zwykle gęsto spisuje sprawozdanie z naszej rozmowy. – Jak twój plan? Wszystko się udało?

Przytakuje, bo nie wiem, co jeszcze miałaby powiedzieć.

- Alex, nie chcę znowu połowy naszego spotkania spędzić na zachęcaniu cię do rozmowy. Jeśli wykorzystamy dzisiaj ten czas to obiecuję, że już więcej nie będzie potrzeby, żebyś tu przychodziła.

To wydaje się dość zachęcające, zważywszy na to, że nienawidzę ani tego miejsca, ani tej kobiety.

Jeśli szczegółowo opiszę jej to, co stało się w Londynie to zajmie to wiele czasu. Opowiadam jej więc o tym, jak bardzo stresowałam się przed spotkaniem z nimi, o menagerze i jego bójce z Ashtonem oraz o rozmowie z chłopakami i Maddie. Wspominam też o spotkaniu z Robertem i wizycie Ashley.

- A co oznaczają dla ciebie te imiona? – dopytuje lekarka, a ja przewracam oczami. Powinna to wiedzieć.

- George to imię mojego ojca. A Ashton to mój przyjaciel.

- Właśnie – mruczy do siebie. Czasami zastanawiam się, czy to ja tu potrzebuję pomocy, czy ona. – Ashtona i ciebie coś łączy, prawda?

Zagryzam wewnętrzną stronę policzka i zaczyna mnie drapać w gardle. Odchrząkuję i po raz pierwszy od początku tego spotkania spoglądam na kobietę. Wpatruje się we mnie dużymi oczami o kolorze wyblakniętego błękitu.

- Mieliśmy razem pokój w Sydney i nic więcej – odpowiadam. Nie powiedziałam jej nigdy o tym filmiku. Zwykle rozmawiałyśmy o Michaelu.

Lekarka prycha pod nosem i uśmiecha się do mnie z politowaniem wymalowanym na twarzy.

- Kochanie, jestem stara, ale jeszcze potrafię rozpoznać kłamstwo.

Ale jakby nie było, to do niczego między nami nie doszło i nic nas nie łączy poza przyjaźnią, prawda? Znów wychodzę na tą niezdecydowaną, ale do cholery ja naprawdę staram się wszystko wszystkim ułatwić. Minęło trochę czasu, Ashton wciąż jest z Halsey i mimo, że Maddie mówiła, że mu nie przeszło, to wierzę, że jednak jest inaczej. Nie wyobrażam sobie tego. Ja i Ashton. Nie czulibyście się dziwnie, kiedy jeszcze dwa miesiące temu całowaliście się na jego oczach z jednym z jego najlepszych przyjaciół?

To tak, jakby właśnie w tym momencie Maddie stwierdziła, że będzie z Luke'iem, a na swoje randki zapraszaliby Caluma, żeby popatrzył.

- Mogłaby pani przeanalizować coś innego?

- Najpierw skupię się na tym. Powiedz mi coś więcej o waszych relacjach – prosi, przenosząc wzrok na notatnik.

Wzdycham ciężko i zerkam na zegar za nią. Jeszcze kwadrans.

- Kiedy na tą krótką chwilę związałam się z Michaelem jego zachowanie całkowicie się zmieniło.

- Był po prostu zazdrosny – stwierdza lekarka. – Często tak bywa. Tłumaczyłam ci, że uświadomienie sobie orientacji Michaela było spowodowane tym, że czasami zachowywałaś się mało dziewczęco i traktowałaś go jak kumpla, potocznie mówiąc. Przez to wydawało mu się, że jest zakochany, a w rzeczywistości coraz bardziej zaczął sobie uświadamiać swoją odmienną orientację seksualną. Gdybyście wciąż byli razem, to prędzej czy później i tak by do tego doszło, więc wasz związek by się rozpadł.

- A zmierza pani do...?

- Zmierzam do tego, skarbie, że to było nieuniknione.

- Ale mówiła pani o Ashtonie – przypominam jej, a ona patrzy na mnie z pytającym wyrazem twarzy.

- No tak! Ashton – powtarza jego imię. – Ci chłopcy dorośli zbyt szybko. Nie mają punktu zaczepienia, są w ciągłych rozjazdach. Nie mają zbyt wielu przyjaciół przez swoją pracę, jednak z wami dwiema szybko udało im się nawiązać więź emocjonalną. Chodzi o to, że w szóstkę tworzyliście paczkę najlepszych przyjaciół. Ty i Maddie dołączyłyście do ich zamkniętego kręgu. Nawiasem mówiąc to powinniście być z siebie dumne, ponieważ to nie jest łatwe, żeby zdobyć zaufanie takich osób jak oni.

Siedem minut.

- W tej grupie jest dysproporcja płci. Dwie dziewczyny i czterech chłopców. W ich przypadku to było nieuniknione. Twoja przyjaciółka ma szczęście, że tylko jeden z nich poczuł do niej coś więcej.

Bo nie wiesz o Horanie, kobieto.

- Twoja sytuacja była o wiele gorsza, ale wszystko się wyklarowało. Zwłaszcza, że wydaje mi się, że od początku w pewien sposób byłaś związana najbardziej emocjonalnie z Ashtonem, aniżeli z resztą chłopców. Oznacza to, że podzielasz jego uczucia.

- Czy użyła pani właśnie naukowego bełkotu, żeby starać się mi udowodnić, że czuję coś do Ashtona?

- Ty to powiedziałaś – rzuca i zamyka swój notes z długopisem w środku. – Poza tym nie użyłam języka naukowego. Nic byś nie zrozumiała – mówi rozbawiona. – Koniec naszego czasu.

Wstaję z miejsca i żegnam się z nią uściskiem ręki.

- Jak mówiłam – nie musisz już więcej przychodzić. Ale jeśli chciałabyś jeszcze kiedyś porozmawiać, po prostu zapisz się na wizytę.

Jasne. Nie wystarczy ci kasy, którą zdarłaś ode mnie za te siedem wizyt, hm?


***


- Nienawidzę niespodzianek – burczę pod nosem, czekając, aż Will znajdzie klucze do mojego mieszkania w torebce.

- Ta ci się spodoba – zapewnia wesoło, a ja słyszę trzask. Pewnie, torebka mu spadła.

- Przypomnieć ci, jak było, gdy ostatnimi razami zawiązywałeś mi oczy? – pytam, a on szturcha mnie w ramię. – Bo ani kąpiel w zupie pomidorowej, ani martwy szczur na stole, ani gołąb w salonie mi się nie spodobały, a zapewniałeś, że mi się spodoba za każdym razem.

- To w takim razie, dlaczego jeszcze pozwalasz mi to robić? – dopytuje, mocując się z zamkiem.

- Wciąż zadaje sobie to pytanie – mruczę do siebie.

W końcu drzwi się otwierają, ale nie słyszałam, żeby ktoś przekręcił zamek.

- Niespodzianka! – woła szeptem Will prosto do mojego ucha, wieszając mi na ramieniu torebkę.

Wpycha mnie do środka, po czym rzuca „papa" i drzwi się zamykają. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale wyczuwam jeszcze kogoś obecność. I to całkiem niedaleko, przede mną. Zabiję młodego. Naprawdę. Nie wiem dlaczego, ale zwlekam ze zdjęciem tej przeklętej opaski z oczu. Byłoby dużo łatwiej, gdyby ta osoba się odezwała. Ile jeszcze mogę czekać? Zdejmuję opaskę i...

Ja pierdolę.


________________________

nie sprawdziłam, także za błędy przepraszam :( pokomentujcie! ładnie proszę :)

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now