Rozdział 12

6.1K 263 114
                                    


Alex's P.O.V.

Stawiam przed nimi półmisek z mieszanką różnych sałat z oliwkami i papryką, po czym zajmuję miejsce obok Luke'a. Chłopacy patrzą na mnie jakby właśnie rozpoznali we mnie dawno zaginioną siostrę i chwilę później przenoszą swoje spojrzenia na sałatkę.

- Smacznego – mówię z uśmiechem, a wyrazy ich twarzy są bezcenne. Będziecie jedli zieleninkę, skoro nikt nie chciał mi pomóc. Maddie oczywiście wie, że nigdy nie nakarmiłabym ich sałatką.

- Zielsko? – pyta z niesmakiem Mike, a ja kiwam głową z nieukrytą satysfakcją. – To za te urodziny? Przeprosiliśmy już! A mnie to kosztowało więcej niż ciebie, musiałem odkupić mu telefon. – Chłopak wskazuje palcem na Ashtona, który wpatruje się w sałatkę.

Może i jestem słaba. Może i nie potrafię ich długo męczyć. Ale przynajmniej ich miny pozostaną w mojej głowie na zawsze.

Zeskakuję ze stołka i otwieram piekarnik. Włożywszy rękawice kuchenne, wyciągam naczynie żaroodporne z pieczonymi talarkami ziemniaczanymi z bazylią i stawiam przed nimi. Z gorącego piekarnika wyciągam jeszcze zapiekane z mozzarellą filety z kurczaka.

Może i ich miny były bezcenne w tamtym momencie. Wyrazy twarzy na widok całego obiadu przebijają je. Znów zajmuję miejsce obok Hemmingsa.

- Smacznego – powtarzam i razem zabieramy się za jedzenie.

W czasie posiłku rozmawiamy właściwie o wszystkim i o niczym. Chłopacy trochę opowiadają nam o ostatniej części długiej trasy, która ma odbyć się w Europie. Będą też w Oslo i mam nadzieję, że razem z Maddie się wybierzemy. Prócz ich mini prób w salonie, jeszcze nigdy nie słyszałyśmy ich na żywo.

Mike zjadł połowę mojej porcji, bo chciał połowę porcji Maddie, ale ona oddała ją Calumowi. Chłopacy byli tak głodni po marnym śniadaniu i po czasie spędzonym w basenie, że nawet z sałatki nic nie zostało.

- Jak się najadłem! – mruczy Mike, schodząc ze stołka i kierując się w stronę kanapy. Przesuwam stertę brudnych naczyń na bok i patrzę na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Czyli nie chcesz deseru? – podpytuję z uśmiechem, a on odwraca się tak szybko, jakby przed chwilą nie udawał hipopotama.

- Zrobiłaś deser? – włącza się w dyskusję Luke, a ja tylko kiwam głową. Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej tacę z ustawionymi na niej sześcioma kieliszkami do czerwonego wina, w których zrobiłam Panna Cottę.

- Zaadoptuję cię – oznajmia Ash, wodząc wzrokiem za deserem.

- Jestem pełnoletnia – przypominam mu, podając jeden z kieliszków.

- To porwę Maddie dla okupu, a okupem będziesz ty, gotująca mi do końca życia – mówiąc to, wzrusza ramionami. To ma być komplement?

- Jak to dla ciebie? – oburza się Mike, zabierając jeden z deserów. – Podzieliłbyś się.

- Ja porywam, ja zgarniam okup.

- To ja sobie wezmę Maddie – wypala Calum, przez co wszyscy wbijają w niego spojrzenia. Chyba dotarło do niego, co powiedział, bo zaczerwienił się. Maddie w sumie też. Ojej. – To znaczy też dla okupu i będziesz musiała gotować mnie – poprawia się, ale i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Czyżby Hood wpadł po uszy? I to w mojej przyjaciółce?! Na bank! Mamy jeszcze jedenaście dni, więc zobaczymy jak się sprawy potoczą.

Meet your idols || 5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz