#79

204 6 0
                                    

- Lisa, ktoś tu jest! - usłyszałam zaraz po wejściu do środka - Jestem pewna, że to nie Chris! - łzy zaczęły jej spływać po policzku; zmarszczyłam brwi;

- Skąd takie przypuszczenia? Ja nic nie słyszałam ani nikogo nie widziałam. 

- Nic dziwnego, bo gdybym nie spojrzał się w okno, też bym niczego nie zauważył. - powiedział Ashton z siekierą w ręku. Za nim wisiała drewniana wielka szkatułka ze zbitą szybą, co wyjaśniałoby dźwięk tłuczonego szkła. 

- Przysięgam, że jeżeli to on i robi sobie z nas tylko żarty... - zaczęła odgrażać się Veronica;

- Nie, to na pewno nie był on. - dokończył chłopak - Schistad ma zupełnie inną posturę. 

- Jest tu strych? Możemy się na jakiś czas tam schować. - zaproponowałam; para przytaknęła; 

Znaleźliśmy w suficie wejście, rozłożyliśmy schody i mieliśmy już się po nich wspinać do bezpiecznego miejsca, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. W wejściu stanął dorosły mężczyzna z wiatrówką w rękach. Muszka wycelowana była prosto na nas. 

- Nie ruszać się i puścić siekierę. - powiedział powoli; Ashton zbladł - No już! - krzyknął; chłopak z pierwszymi kroplami potu na czole delikatnie odłożył naszą jedyną broń; - A teraz ręce za głowę i mówić mi, skąd się tu do kurwy nędzy wzięliście! I żadnych sztuczek, bo strzelam! 

- Pojebało cię?! - Veronica zrobiła krok do przodu, po czym założyła ręce na piersiach; 

Hi, Schistad.Where stories live. Discover now