#67

677 21 0
                                    

Incydent przy stole poskutkował żwawym zniknięciem Chrisa z niewielkiego budynku zwanego potocznie moim domem. Zadowolona obserwowałam, jak płynnie wyjeżdża z mojego podwórka. Z uśmiechem na twarzy puściłam randomową playlistę i zaczęłam odprawiać swój sobotni sprzątaniowy rytuał.
Nie mogłam jednak w pełni doczyścić sześcioletniej plamy po kawie z mojego biurka, ponieważ usłyszałam głośny jęk, wydobywający się z pokoju Karen. Czy ta kobieta potrafi w ogóle wydawać inne dźwięki? - pomyślałam, po czym głęboko westchnęłam i ruszyłam na pomoc zdruzgotanej siostrze.
Tak jak się spodziewałam, głowa brunetki była doszczętnie zanurzona w wielkiej, różowej poduszce, a godowy krzyk zdecydowanie należał do tych depresyjnych.
- Smutno ci? - zapytałam ironicznie, oparta o futrynę drzwi; zdecydowanie nie był to dobry ruch, ponieważ chwilę potem dostałam w twarz plastikową figurką My Little Pony - I do której ty kurwa klasy uczęszczasz, żeby doprowadzać do zamachu na moje oko fioletowym koniem?!
Karen patrzyła na mnie niesamowicie morderczym wzrokiem.
- Słuchaj, Lisa... - zaczęła półszeptem - musimy poważnie porozmawiać.

Algorytmy mojego zdenerwowania
zaczęły pokazywać liczby, o których istnieniu nawet nie zdawałam sobie sprawy.

Hi, Schistad.Where stories live. Discover now