#3

3.4K 128 0
                                    

Sobota, 10:00 rano. Zawsze o tej porze rozpoczynam weekend.
Wstałam, coś tam zjadłam, ogarnęłam się i wróciłam do pokoju. Usłyszałam jednak stanowczy głos mamy.
- Lisa! Na dół!
Wzruszyłam więc ramionami, odłożyłam laptopa i ruszyłam do kuchni, gdzie czekała rodzicielka.
- Pojedziesz ze mną na zakupy.
- Okej. - przytaknęłam bez żadnego ale i znów pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się, użyłam perfum, założyłam buty, włożyłam telefon do tylnej kieszeni i ruszyłam do samochodu. Przechodząc jednak koło sypialni Karen, usłyszałam jęki. Po wczorajszej wpadce dwa razy zastanowiłam się, zanim wcisnęłam klamkę.
- MATKO KOCHANA! - tyle tylko udało mi się powiedzieć.
Karen wyglądała gorzej niż beznadziejnie - miała roztargane włosy, dużo oczek w rajtuzach, rozerwaną lekko czerwoną sukienkę i rozmazany makijaż. Na jej twarzy widać było resztki jedzenia, rozpraszające się po całym pokoju. Smród wymiocin i alkoholu był wręcz nieznośny.
- Jadę do sklepu. Co chcesz?
Dziewczyna popatrzyła na mnie nieprzytomnie, jednak po kilku sekundach lekko się ożywiła.
- Dużo lodów i coli.
- Się robi. - puściłam jej oczko, zamknęłam drzwi i pojechałam z mamą do Tesco.
Wybierając odpowiednie napoje do domu, usłyszałam jazdę na kółkach wózka sklepowego i poczułam jak ktoś mnie klepie po plecach.
- Hej galerianko, jak Karen?
Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się z niechęcią do chłopaka. On się jak zawsze uśmiechał.
- Zarzygała pół pokoju, jest ledwo żywa i wygląda okropnie. A tak to jest super.
- Noo, impreza była zajebistaaa! - wspominał sobie Chris - Dzisiaj powtórka!
Spojrzałam na jego wózek, w którym znajdował się sześciopak piwa.
- Widzę. - powiedziałam zniesmaczona.
- Nie, to akurat do domu. - chłopak dumnie pochwalił się alkoholem, na co ja zeskanowałam go z wyższością od góry do dołu.
- To też widać. - uniosłam brew. Schistad zaśmiał się.
- Może też przyjdziesz? Podwózkę masz gwarantowaną. - puścił mi oczko.
- Podziękuję. - odpowiedziałam grzecznie, złapałam wózek i nie zrobiłam z nim kilku kroków, a już dłoń bruneta znalazła się na moim nadgarstku.
- Proszeeeeee - zrobił minkę smutnego pieska. Teraz to ja się zaśmiałam i pokręciłam głową.
- Do zobaczenia Schistad! - pomachałam chłopakowi i odeszłam. Usłyszałam ciche ,,Jest!" padające z jego ust, dlatego dodałam: Jutro w kościele oczywiście! Wstaniesz?

Hi, Schistad.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz