#52

1.4K 56 0
                                    

Wieczór zapowiadał się zupełnie inaczej. Miałyśmy obejrzeć komedię romantyczną w dresach, bez makijażu, z wielkim opakowaniem lodów czekoladowych. Tymczasem wybrałyśmy się do jednego z najhuczniejszych tego letniego dnia klubów - "Metro". Było jakoś po 21, wszyscy stali w kolejce. Nie było szczególnie zimno mimo już początków sierpnia.
- Dzisiaj trzykrotnie drożej. - stwierdziła Karen
- Co z tego? - zapytałam - Potrzebowałam wyjścia na zewnątrz. - zlustrowałam się wzorkiem i spojrzałam na siostrę. Ta posłała mi szeroki uśmiech.
- Wyglądasz cudownie. Z pewnością ta noc będzie należeć do ciebie. - powiedziała Karen, po czym przekroczyła próg klubu, zapłaciła za bilet i weszła do środka krzycząc "widzimy się przy barze".
Po siostrze ochroniarze zatrzymali wpuszczanie na dosłownie dziesięć minut. W tak krótkim czasie nie sądziłam, że może zdarzyć się coś ciekawego.
- Sama? - usłyszałam za plecami. Znałam ten głos cholernie dobrze. Oblały mnie zimne poty. - Może chcesz się gdzieś przejść? Park o tej porze nocą wygląda magicznie.
- Mało ci po wczorajszej imprezie? - warknęłam do mówiącego
- Wystarczająco dużo wczoraj widziałem, by stwierdzić, że dzisiaj z pewnością nie otrzymasz pomocy księcia na białym koniu.
- Następny! - krzyknął ochroniarz.
- Jesteś taki pewien? - uśmiechnęłam się szyderczo do chłopaka, zapłaciłam za bilet i weszłam do długiego korytarza prowadzącego prosto do szatni.

Hi, Schistad.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz