2. Tajemniczość zawinięta w mrok i nowości

1.2K 72 29
                                    

Reszta dnia upłynęła jej bardzo szybko. Porzuciła swoje plany i dostosowała się do tych ojca. Żeby zająć czymś nieprzyjemne, rozbiegane myśli oraz czas większość dnia spędziła nad książkami, kończąc pracę na historię. Nienawidziła tego przedmiotu, dosłownie specjalnie uczyła się go po najmniejszej linii oporu, ale obiecała sobie, że musiała być najlepsza z wszystkiego. Kończyła szkołę, więc presja jaką sobie nałożyła, była jeszcze większa niż przedtem.

Podczas tej pracy Vanessa przypomniała sobie, że nigdy w życiu nie postawiła nogi w normalnej szkole. Edukacja z rówieśnikami nie była dla niej – tak jej wpajano. Pani Anderson uważała, że Vanessa była ponadprzeciętna, żeby uczyć się z innymi, normalnymi. No cóż, kobieta nie rozumiała wówczas, że Vanessie chodziło o szkołę nie jako o instytucję, nie o budynek, w którym mieli jej wcisnąć wiedzę do głowy, ale jako miejsce, w którym mogła się spotkać z dziećmi.

Brakowało jej wówczas rówieśników, kogoś, z kim mogła się bawić. Jedynymi dziećmi z jakimi miała okazję przebywać i spędzać czas były te, które przyjeżdżały ze swoimi rodzicami do jej domu na bale czy przyjęcia. Jednak i tego jej czasami zabraniano, a w dodatku, skoro jej „opiekunowie" rzadko w nim przebywali, to odbywały się one równie zdawkowo, tak, że okazji do zabawy z dziećmi miała może z trzy razy do roku. Po pewnym czasie przestała się tym przejmować i pragnąć tego kontaktu. Zaczęła bawić się dobrze w swoim własnym towarzystwie. To samotność stała się jej kompanem. Jej jedynym przyjacielem oprócz książek. No i oczywiście gwiazd.

I właśnie te rozmyślenia wskazały jej niecodzienność sytuacji.

Kolacja z nią, na której miałby uczestniczyć ktoś inny, spoza posiadłości?

Co to za nowość? Kto to poparł?

Może Norma, która pojawiła się w jej pokoju po obiedzie, oznajmiając, że przyjdzie do niej przed kolacją jakaś służąca, która zajmie się jej włosami i pomoże się przyszykować. Vanessa zaczęła się naprawdę niepokoić – zazwyczaj nikt jej nie pomagał. Potrafiła sobie dać radę sama. Nawet na poważne bale szykowała się sama. Tak już ustaliła z rodzicami, więc pojawienie się kogoś do pomocy, było co najmniej podejrzane.

Zbliżała się godzina dziewiętnasta, kiedy do jej drzwi ktoś zapukał.

– Proszę! – krzyknęła z balkonu gdzie spędzała ten ciepły wieczór.

Do pomieszczania wkroczyła nieśmiało dziewczyna wyglądająca jak każda inna służąca pracująca w posiadłości – chuda, wysoka i poruszająca się cicho. Czarne włosy związała w koka obwiązanego białą wstążką. Ubrana w granatową sukienkę z białym fartuszkiem przewiązanym w pasie, przystanęła w miejscu. Kiedy zobaczyła wyłaniającą się postać Vanessy kierującej się w jej stronę, lekko dygnęła, mówiąc:

– Witam panienko. Jestem Gianna, będę panience dzisiaj pomagać.

Gianna spuściła wzrok, złączając dłonie, a Vanessa przyjrzała jej się dokładniej.

– Jesteś nowa? Nie widziałam cię tutaj wcześniej – zauważyła, kiedy zbliżyła się już przed jej chudą osobę. – I proszę, nie mów do mnie panienko. To dziwnie brzmi z ust kogoś, kto wygląda na osobę w moim wieku. – Wyciągnęła w jej stronę rękę, żeby się przywitać. – Jestem Vanessa.

Gianna podniosła wzrok i nieśmiało uścisnęła jej dłoń. Vanessa uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, widząc zmieszanie wypisane na jej twarzy.

– Nie bój się, nie gryzę. – Pochyliła się bliżej dziewczyny, szczerząc się jak głupia. Trochę spanikowała. Nie miała od dawna do czynienia z kimś w jej wieku. I to z kimś, kto nie wiadomo jaką znał część prawdy o niej samej. – Jestem najedzona.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now