12. Gdy już zaczniesz uciekać, nie przestaniesz

406 37 7
                                    

Vanessa wrzuciła do jedynego plecaka jaki posiadała: zwiewną fiołkową sukienkę z kieszeniami, ciepły i miękki sweter, który posłuży jej za poduszkę, wygodne spodnie i jedną bluzkę z krótkim rękawem. Znalazło się też miejsce na jej ulubioną książkę, pieniądze z zielonej puszki ojca.

Negatywnie zniecierpliwiona, siedziała na balkonie, wspominając przy tym momenty, które wywołały na jej twarzy uśmiech.

Przypomniała sobie swoje jedenaste urodziny. Poprosiła wtedy o tort wiśniowy z czekoladą. Kucharze przygotowali tak wielki, wspaniały i apetycznie wyglądający, że nie wytrzymała i zjadła połowę sama w noc przed urodzinami. Siedziała w kuchni na podłodze i jadła go gołymi rękami, dokładnie tak jak nie powinna. Rozbolał ją później brzuch i całą noc nie mogła spać, a kiedy rano wstała i rozpoczęło się przyjęcie, udawała wielce zszokowaną, kiedy okazało się, że połowa tortu zniknęła.

Przez myśl przeszła jej też chwila, kiedy w wieku około ośmiu lat jej rodzice wrócili z Francji, a mama przywiozła jej piękną suknie, uszytą specjalnie dla niej. Tak spodobała jej się pudrowo-różowa piękność w małe różyczki, że chodziła w niej ponad tydzień, odmawiając zakładania czegokolwiek innego. Podczas jednych ze swoich zabaw na podwórku, kiedy wspinała się w niej na drzewo, rozpruła ją tak, że nie dało się jej już naprawić. Wszyscy byli zadowoleni, że w końcu założy coś innego, ale ona nie przyjęła do wiadomości, że sukienka nie nadawała się już do chodzenia. Nie obchodziło jej to, że była rozpruta, zabrudzona na całej długości, pachnąca ziemią i nie świeżością. Wzięła igłę i nici z pokoju służby i zszyła ją niestarannie, nie poprawiając wcale jej wyglądu. Chodziła w niej dumnie, dopóki całkiem jej nie zepsuła podczas kolejnej wspinaczki na drzewo.

Myślała też o wszystkich chwilach, w których Gerwazy poświęcał jej całą swoją uwagę i cierpliwość, ucząc ją nazw roślin albo drzew. Pokazywał jej jak wyrywać chwasty, jak podlewać oleandry i mirty, jak sadzić nowe drzewa i jak zrywać owoce figowca rosnące w ich sadzie. Zbierali razem kwiaty i zanosili je do posiadłości, wyrzucali lilie z wazonów wstawiając na ich miejsca nowe, zupełnie inne rośliny.

Przypomniały jej się wszystkie zabawne sytuacje z Normą i wszystkie pyszności przyrządzone przez Marcelo i jego kucharzy; prywatne lekcje baletu, obcych języków, albo próby gry na jakimkolwiek instrumencie. Widziała siebie, czytającą książki w bibliotece czy pod drzewem w ogrodzie; siebie na huśtawce czy biegającą po ogrodach, rozkoszującą się słońcem, deszczem i błotem. No i oczywiście widziała siebie, leżącą z głową na kolanach mamy, gdy ta gładziła ją po włosach, śpiewając przy tym jedną ze swoich ulubionych piosenek.

Ciążenie na sercu stało się ogromne. Westchnęła boleśnie wstając z ławki i podeszła do poręczy. Zamknęła oczy odchylając głowę w tył. Rozkoszowała się ostatnimi chwilami na balkonie. Wdychała słodki zapach fioletowy wisterii oraz wiosennego powietrza zaczynającego powoli przypominać letnie. Wiatr rozwiewał jej włosy przyjemnie ochładzając, przynosząc ze sobą odgłosy życia zwierząt mieszkających w ogrodach.

Rozkleiła gwałtownie powieki słysząc, jak drzwi od jej pokoju się otwierają. Odwróciła się w myślach błagając żeby nie był to August. Minęło już sporo czasu, odkąd razem z jej ojcem wyjechali do winiarni, a ona nadal ich nie widziała. Powoli zbliżała się pora kolacji, więc zdawała sobie sprawę z tego, że musiała się z nimi spotkać. Musiała ostatni raz zjeść z nimi posiłek, po czym zapomnieć o nich na wieki.

– Przepraszam, Vanesso, jeśli ci przeszkodziłam – odezwała się Gianna stojąca już przy jej łóżku. – Przyszłam odnieść twoje wyprane ubrania. Między innymi tą żółtą sukienkę, w której przeczekiwałaś burzę w jaskini.

Na widok pokojówki kamień spadł jej z serca.

– Nie, nie byłam zajęta – odpowiedziała, wchodząc do środka. – Połóż je na łóżku, zaraz powieszę je w garderobie.

Dziedzictwo ŻyciaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora