⭐️ ⭐️ ⭐️

339 29 24
                                    

Oczekiwała, że zobaczy Bastiana, gdy otworzy oczy; że będzie on stał obok jej łóżka, albo przynajmniej w tym samym pomieszczeniu.

Nie stało się tak.

Nie było go w jej pokoju ani w głównej jadalni; w gabinecie, kuchni, pralni i bibliotece tak samo. Odechciało się jej dalej sprawdzać we wszystkich salonach czy ogrodach.

Mężczyzna rozpłynął się w powietrzu.

Znowu się schował.

Wkroczyła nawet na ostatnie piętro, aby przekonać się czy jego mroczne moce zaczną się w nią wlewać i obłapiać swoimi mackami

Nic takiego się nie stało.

Mroczne moce Bastiana jej nie uraczyły.

Przekroczyła próg tak... tak zwyczajnie. Stała tam o własnych siłach, w pełni świadoma tego, że ciemność jej nie atakuje.

Przez głowę Vanessy zaczęły przewijać się obrazy minionych lat, w których przebywała w Przystani sama, błądząc po znanych jej ziemiach w poszukiwaniu kogokolwiek. Nie miała zamiaru znowu czuć się tak jak wtedy.

Zaczęła wzbierać się w niej niekontrolowana złość.

Znowu ją zignorował.

Ponownie zostawił bez wyjaśnienia.

Ale może miał coś innego do załatwienia poza Przystanią?

Przez ułamek sekundy żałowała, że nie wzięła od niego przedmiotu, czegoś co sprowadzałoby ją tutaj nawet gdy nie śniła. Wyparła szybko te myśli. Nie była jeszcze na to gotowa albo nie chciała być.

Nie wiedząc co robić, ruszyła w stronę czarnych drzwi o złotej klamce. Od zawsze pragnęła się za nimi znaleźć, a teraz miała okazję.

Serce Vanessy galopowało, palce zacisnęły się na klamce i...

Zawahała się.

Czekała. Czekała, aż wszystkie cienie się do niej zlecą i zaczną odciągać w tył.

Mijały sekundy.

Nie stało się nic.

Drżącymi palcami po prostu nacisnęła złote zdobienie, a kiedy drzwi otworzyły się bez żadnego oporu, nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła.

W to, kogo zobaczyła.

Wpatrywała się w pochylonego Bastiana stojącego do niej plecami przy stole na środku pokoju, oraz w dziewczynę znajdującą się po drugiej stronie okrągłego mebla. Wszędzie rozpoznałabym te czarne, bujnie kręcone włosy z czerwonymi pasemkami i twarz z rysami perfekcyjnej bogini.

Leyla zauważyła ją kątem oka. Przerwała kontakt wzrokowy z Bastianem i przeniosła go na nią. Na jej twarzy zagościło coś między zakłopotaniem, a rozbawieniem.

– O, o wilku mowa – odezwała się czarnowłosa wskazując na Vanessę ruchem głowy. Bastian wyprostował się momentalnie. – Chyba będę musiała zaczekać...

Mięśnie mężczyzny się napięły, ale gdy wreszcie odwrócił się w stronę zakłopotanej blondynki stojącej w progu z szeroko otwartymi oczami oraz ustami, miał na swojej twarzy zupełnie taką samą maskę obojętności jak zwykle.

Vanessa nie czekając na jakiekolwiek słowo z jego ust, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów, w dół, jak najdalej od niego i od Leyli, która była...

Właśnie, kim tak naprawdę była?

O co tu do cholery chodziło i co tutaj robiła?

Vanessa biegła przed siebie nie odwracając się żeby sprawdzić, czy przypadkiem jedno z nich jej nie goni. Wybiegła z domu pędząc do ogrodu północnego, ku krańcom posiadłości. Tam mogła pomyśleć w spokoju. Tam zawsze nikt jej nie przeszkadzał.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now