⭐ ⭐ ⭐

368 33 9
                                    

Ich wędrówka trwała jeszcze parę godzin, podczas których zjadły wspólny posiłek i chwilę odpoczęły. Atmosfera między nimi nie była taka jak wcześniej – dało się w niej wyczuć napięcie.

Leyla nie obdarzyła Vanessy już żadnym uśmiechem czy kąśliwym żartem. Z oczu czarnowłosej zniknął blask żartobliwości, a Vanessa wiedziała, że zepsuła zalążki ich nowej znajomości, posądzając ją o coś takiego. Ale czy z żałowała naprawdę swojej podejrzliwości? Nie wiadomo. Zrobiła się czujniejsza, nie ufała już wszystkim naokoło. Przekonała się na własnej skórze, że ludzie nie byli wcale tak dobrzy i mili jak ci pracujący w jej domu. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne, ale musiało kiedyś nastąpić.

Zapadła godzina wieczorna, gdy znalazły się niedaleko portu. Dało się to wyczuć po boleści w nogach Vanessy i położeniu słońca na niebie. Zanim jednak zobaczyła morze, poczuła jego charakterystyczny zapach jeszcze parę kilometrów przed – powietrze przesycała woń soli, drzew iglastych i ryb.

Czarnowłosa zatrzymała się pod pagórkiem. Złote promienie spłynęły z góry ku jej stopom, a czarne pasemka włosów zawirowały na silniejszym wietrze.

– Zostawiam cię tu. Myślę, że wiesz jak trafić do portu. Powodzenia w odnalezieniu mamy – wyrzuciła z siebie beznamiętnie i zaczęła się oddalać.

Vanessa wyciągnęła rękę, krzycząc:

– Poczekaj Leylo!

Dziewczyna zatrzymała się, a gdy stanęła do niej twarzą, Vanessa znowu pozazdrościła jej tej dzikiej kobiecości w urodzie.

– Chciałam ci jeszcze raz podziękować i... i przeprosić. Czuję się naprawdę głupio, że tak na ciebie naskoczyłam. Nie miałam zamiaru, uwierz mi, ale... – Popatrzyła na dłonie nie mogąc dalej utrzymać kontaktu wzrokowego. – Nie wiem czemu przyszło mi do głowy, że mogłabyś współpracować z Augustem. Ja... Po tym co przeszłam widzę wszędzie zagrożenie.

– Czyli nadal mi nie ufasz? Nadal uważasz, że znalazłam cię i pomogłam tylko dlatego, że pracuję dla jakiegoś dupka, który chce cię skrzywdzić?

Uniosła oczy. Leyla stała już blisko i zaciskała gniewnie wargi.

– Nie. Nie myślę tak.

– To o czym myślisz, Vanesso?

Właśnie. O czym myślisz, Vanesso?

Po chwili ciszy zaczęła mówić:

– Myślę, że jesteś dobrą osobą, która znalazła się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, żeby mnie uratować. I jestem ci za to dozgonnie wdzięczna. Tak samo jak za towarzyszenie mi do tego miejsca i za zorganizowanie nam pożywienia. Doceniam to wszystko. – Uśmiechnęła się do niej promiennie. Chłodna aparycja Leyli powoli topniała. W końcu odpowiedziała jej tym samym. – Ja bym nie mogła czegoś ukraść. Nie wiem, jak ty to robisz.

Leyla wzruszyła ramionami, wzbudzając tym ruch bujnych włosów.

– To nic trudnego, naprawdę. Trochę praktyki i ty też będziesz w tym mistrzem. Nawet nie wiesz, jak łatwo podejść takich ludzi.

– To może kiedyś mnie nauczysz – rzuciła niezobowiązująco.

Czarnowłosa parsknęła niekontrolowanym śmiechem.

– Czego? Kradzieży? – zapytała rozbawiona.

Vanessa uśmiechnęła się pod nosem.

– Uznajmy, to za pożyczanie bez oddawania.

Leyla pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Chyba nie lubisz nazywać rzeczy po imieniu, moja droga. Ucieczka to odejście, kradzież to pożyczanie. Naprawdę jestem ciekawa, jaką nazwę jeszcze przekręcisz. – Rozejrzała się na boki, po czym westchnęła przeciągle, dodając: – No dobrze, ja już będę ruszać w swoją stronę. Życzę ci powodzenia i coś mi mówi, że jeszcze się kiedyś spotkamy, Vanesso.

Dziedzictwo ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz