★ ★ ★

239 24 5
                                    

Vanessa siedziała na fotelu przy biurku w gabinecie jej ojca i szperała w dolnej szufladzie. Uśmiechnął się do siebie. Nie powinna tego robić.

Przez aktywowanie mocy Vity, nie mógł jej już czytać w myślach. Podczas prób dostania się do jej głowy, natrafiał na grubą ścianę. Nie mógł się przez nią przebić ani jej ominąć. Może postawiła nieświadomie bariery, przez które tak się działo? Nie wiedział. Stała się dla niego zagadką. Z jednej storny to dobrze, że tak się stało. I tak musiał przerwać naruszać jej myśli. Teraz będzie ograniczał się do rozmów i grzecznego czekania.

Przysunął się bliżej w ciemności. Dobrze, że w pokoju panował półcień, inaczej mogłaby go zauważyć. Stanął obok barku z alkoholami przejeżdżając wzrokiem po wszystkich trunkach Andersona.

Nienawidził tego gabinetu podobnie jak ona. Nienawidził też jej ojca. Gdyby mógł, już dawno by go zabił. Potrafił to zrobić. W końcu miał w sobie Mors, a nawet jeśli nie ona to posiadał inne umiejętności. Katowałby go godzinami, dniami albo i latami, zanim zakończyłby jego żywot. Rozkoszowałby się jego krzykiem i błaganiami, ale nie mógł. Nie na tym etapie rozwijania się spraw.

Z zamyślenia wyrwał go nagły głęboki wdech Vanessy. Przeniósł spojrzenie na Vanessę przypominającą kogoś, kto zobaczył ducha. Zrobiła się blada i nieobecna. Ściskałą mocno papier i wpatrując się w kartkę, czytała kilka razy jego zawartość. Wiedział, że przeczytała coś bardzo złego. Domyślał się co tam mogło być.

Chciał do niej podejść i wyrwać jej z ręki dokument, ale nie mógł. Musiał stać w cieniu i tylko się wszystkiemu przyglądać. Tylus kazał mu się nie mieszać. Kazał się trzymać z daleka, ale kontrolować sytuację i donosić o postępach w sprawie. Miał tylko pilnować, żeby nic jej się nie stało, a nie angażować się emocjonalnie.

Ale zaangażował się emocjonalnie.

Rozważał złamanie obietnic. Porzucenie strony Tylusa pierwszy raz wydało mu się tak łatwe. Przejście całkowicie na swoją i Vanessy stało się banalnie proste. Zdradziłby ojca. Zdradziłby ciemność i wszystko to, czemu był posłuszny przez lata, żeby tylko jej pomóc.

Wyszedł z cienia i ruszył za nią, nie martwiąc się o to co stałoby się później, co powiedziałby on, albo co zrobiłaby ona. Coś go jednak zatrzymało – strach. Zawrócił.

Nie potrafił. Nie wiedział, jak miałby się zachować, gdyby go zobaczyła.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły wiedział, że pójdzie do swojego pokoju. Przeniósł się tam i ukrył za długimi zasłonami. Szczerze wątpił w to, że Vanessa go zauważy. Niedługo potem weszła do pokoju i od razu skierowała się do garderoby. Podszedł do ich drzwi stając naprzeciwko. Mimo ciemności w której się zamknęła, nie wszedł do środka. Nie zamierzał jej przeszkadzać, ale kiedy usłyszał jej płacz, jej niekończący się szloch bólu i przygnębienia, chciał tam wkroczyć i ją objąć. Zapragnął ją przytulić i szeptać do niej, że jest już bezpieczna i nic jej nie grozi. Mówić, że on nigdy by jej tak nie skrzywdził, że mógłby ją ochronić przed Andersonem i Howardem. Chciał jej powiedzieć, że nigdy by jej nie sprzedał, że mógłby ją uratować przed wyjściem za mąż, ale...

Nie mógł.

Musiał grać swoją rolę.

Musiał się trzymać na dystans nie pozwalając sobie na nic.

Jego głupie uczucia i czarne serce nie miały prawa głosu.

Z bólem serca wycofał się i zniknął, słysząc cały czas w swojej głowie płacz Vanessy, który odbijał się od ścian jego umysłu niczym niekończące się echo.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now