16. Rurki z kremem i zaskoczenie smakują najlepiej w towarzystwie

347 33 3
                                    




Miała wrażenie, że w całym porcie śmierdziało niemiłosiernie rybami, mimo że nie znajdowały się wcale na każdym rogu. Vanessa nie przywykła nie tylko do ich zapachu, ale i do patroszeniu ich na jakimkolwiek stanowisku. Widok wnętrzności ryb przyprawiał ją o mdłości i chociaż starała się na nie nie patrzeć oraz przyśpieszyła kroku, to charakterystyczny zapach dawał o sobie znać, ciągnąć się za nią cały czas.

Szczęście jej zadziwiająco sprzyjało – gdy już myślała, że umrze przez te zapachowe męczarnie, wyszła z miejsca, w którym oporządzano połowy z morza i wkroczyła na aleję, na której ludzie sprzedawali pamiątki oraz inne rzeczy przywiezione zza morza. Nadal unosił się tu lekki zapach ryb, ale gdy głęboko nabrała powietrza, wyczuła również inny powodujący burczenie w jej żołądku – woń świeżego pieczywa roznosiła się po całej ulicy, kusząc pewnie nie tylko ją.

Podążając za nim, przechodziła obok małych straganów z owocami, glinianymi garnuszkami czy wiklinowymi koszykami. Poczuła się trochę jak na targowisku, na którym została zaatakowana. Jednak nikt tutaj na nią krzywo nie patrzy. Nikt nie chciał jej zaatakować. Żyli tu ludzie o innych zasadach. Działo się tak na pewno dlatego, że często spotykali turystów przechadzających się po mieście, odpoczywających po rejsie, albo przebywających akurat nad morzem. Przywykli do nich, a jako że i ona wyglądała jak jedna z nich, to po prostu nie zwracali na nią zbytnio uwagi.

Zatrzymała się przy jednym ze stoisk. W oko wpadła jej piękna, biała sukienka. Zwabiona jej widokiem, podeszła bliżej i dotknęła materiału będącego jednocześnie przyjemnym i przewiewnym. Potrzebowała jej.

– To sukienka przywieziona z Grecji – przemówiła słodkim głosem starsza sprzedawczyni zajmująca się tym straganem. – Uszyto ją w samych Atenach. Wygląda, jak dla bogini. Jest idealna dla ciebie.

Vanessa przeniosła na nią wzrok, dostrzegając lekką siwiznę na jej głowie oraz zmarszczki na twarzy. Z uszu zwisały kobiecie ciężkie, duże kolczyki, a włosy zaplecione w warkocz przełożyła przez lewe ramię. Kobieta uśmiechała się do niej promiennie. Biło od niej ciepło i dobra energia. Wyglądała, jak babcia, do której chce się wracać na pyszne ciasto, dostając coś na drogę powrotną do domu.

– Uważam, że będzie ci pasować. – Kobieta nachyliła się do pojemniczków z biżuterią i zaczęła w nich szperać. Wyciągnęła pomarszczonymi palcami bransoletkę z małymi muszelkami oraz jedną małą rozgwiazdą. – A do tego ta bransoletka. Pasuje do ciebie jak i do sukienki idealnie. – Położyła biżuterię na sukience przykrywając ją dłonią. – Skąd pochodzisz, słońce?

Sprzedawczyni nie wydawała się dla Vanessy zagrożeniem.

– Z Anglii, ale mieszk... to znaczy, mieszkałam tutaj, we Włoszech.

Starsza kobieta pokiwała głową znowu się uśmiechając.

– To co tu robisz kochaniutka? W tym porcie nie ma nic ciekawego.

– Chcę się dostać do Anglii. Nigdy tam nie byłam, więc uznałam, że... czemu nie.

Kobieta oparła się łokciami o blat, przyglądając się dziewczynie z zaciekawieniem.  

– Przygoda życia jak rozumiem?

Vanessa uśmiechnęła się pod nosem zakładając kosmyk już rozpuszczonych włosów za ucho.

– Zgadza się. Przygoda życia.

„Albo raczej przygoda ratująca życie" – dodała w myślach przyglądając się bransoletce, którą starsza kobieta przed nią położyła.

– Musisz uważać, moja droga. Po tym świecie chodzą różni ludzie, którym możesz spodobać się aż za bardzo.

Vanessa pokiwała głową wpatrując się w ciepłą twarz sprzedawczyni zasłoniętą częściowo cieniem. Zdawała sobie z tego sprawę i cieszyła się, że jeszcze nie musiała przekonywać się o tym na własnej skórze. No chyba, że miała wliczać Augusta...

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now