⭐ ⭐ ⭐

405 31 25
                                    

– Jak to zniknęła?! – wrzeszcząc, zapytał Tylus, kiedy August skończył streszczać wszystko co miał do powiedzenia.

Następca tronu zapragnął się schować przez zabójcze spojrzenie Tylusa.

Sam nie wiedział, jak mogła zniknąć i przede wszystkim, dlaczego. Wszystko układało się dobrze. Ślub się zbliżał. Wyjazd do Londynu również. Vanessa wydawała się całkiem normalna. A potem to prysło jak bańka mydlana.

– Nie wiem. Po prostu... Ja... obudziłem się rano, a jej już nie było. Zacząłem jej szukać, ale nig.... 

– ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął, przerywając mu w pół zdania.

Czarna mgła otaczająca go zewsząd, poczęła się powiększać, rozprzestrzeniać jak zaraza. Tylus chodził nerwowo po pokoju. Zaciskał pięści pragnące zniszczyć to miejsce. Próbował się uspokoić. Nigdy nie przychodziło mu to z łatwością, a w szczególności teraz, kiedy dziewczyna zniknęła zabierając ze sobą coś, co należało do niego.

August zaczął gorzko żałować wezwania Tylusa. Nie potrafił do końca zrozumieć, czemu podjął się tego szaleńczego zadania. Bóg ciemności w razie problemów kazał mu się ze sobą kontaktować, ale młody mężczyzna nie był pewien, czy zniknięcie Vanessy to dobry powód do zawracania mu głowy. Mógł sam jej poszukać. Bardziej dokładnie, dalej, rzucić się w pościg za jej nieposłuszną osobą, a tak to.... A tak to dostał wściekłego władcę ciemności, który z trudem powstrzymywał się od zrobienia mu czegoś złego.

– Obudziłeś się i jej już nie było, tak?

August zamroczony przerażeniem, zamrugał. Tylus stanął pod oknem bacznie się mu przyglądając. Srebrne światło księżyca z trudem wpadało przez szybę. Postać Tylusa zabraniała mu tego, blokowała i minimalizowała wszelką światłość dookoła.

– Tak. To znaczy... – Podrapał się w spocony kark. – Obudziłem się trochę później i poszedłem na śniadanie sam, bez Vanessy. Dopiero potem postanowiłem się z nią przywitać i kiedy zapukałem do jej pokoju, nikt nie odpowiadał, więc wszedłem do środka, ale jej tam nie było. Zupełnie tak jak nigdzie indziej.

– I nie masz pojęcia czemu zniknęła i gdzie może być?

– Nie.

Tylus przymknął oczy, po czym je otworzył i z grymasem na ustach, powolnym krokiem ruszył w kierunku Augusta, który nerwowo przełykał ślinę, starając opanować serce i dygoczące nogi.

– Zacznijmy inaczej – podjął nad wyraz spokojnie władca ciemności. – Czy zachowywała się ostatnio jakoś dziwnie? Zmieniła się albo jej nastawienie do ciebie się zmieniło. Coś szczególnie przykuło twoją uwagę?

Bóg ciemności usiadł na fotelu obok kominka na przeciwko niego. Z założonymi nogami i dłońmi złączonymi w piramidkę podstawioną przy jego wargach, wyglądał, jakby już kontrolował sytuację. Zresztą, on zawsze kontrolował sytuację.

– Niedawno zabłądziła w lesie i wróciła dopiero następnego ranka przez szalejącą burzę i z tego co mówiła, usnęła w jaskini chroniąc się przed deszczem. No i kiedy pojawiła się z powrotem, patrzyła już na mnie... inaczej. Wyczułem, że coś było nie tak, ale pomyślałem, że to pewnie przez to co przeżyła w tym lesie, a nie przez co innego.

– A potem? – dopytał z namysłem Tylus. –  Zachowywała się nadal dziwnie? Zrobiłeś coś przez co mogła uciec, czy zupełnie nie masz pojęcia czemu zniknęła?

Pocałunek z Vanessą w ogrodzie pojawił się w pamięci Howarda.

Dopadły go większe duszności. Ubranie zaczęło uwierać i stało się szorstkie.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now