⭐ ⭐ ⭐

289 27 1
                                    

Znowu znajdując się w porcie, powitały ją te same cudowne zapachy ryb i owoców morza przywiezionych do portu rankiem albo późno w nocy. Na początku były słabe, ledwo wyczuwalne, ale później, nabierały na sile.

Żeby znaleźć się w części ze statkami, Vanessa musiała najpierw przejść przez to miejsce oporządzania ryb. Żałowała, że nie istniała inna droga do centrum portu, ponieważ miała wrażenie, że zapachy uczepiły się jej, przenikając białą sukienkę, w którą przebrała się jeszcze w starej szopie. Musiała przyznać, że ta kobieta z bazaru miała rację – bransoletka pasowała do sukienki, a sukienka do Vanessy. Jednak, mimo że ubranie oraz biżuteria jej się podobały, to przypominały o tej kobiecie, która namieszała w jej głowie.

Ciągle miała w niej jej słowa: „Żyjesz dzięki gwieździe, którą ci podarowała. Rosalind cię uratowała, tak samo jak mnie." Albo inne: „Rosalind musiała mieć powód, żeby obdarzyć cię czymś więcej niż mnie. Ona cię wybrała. Przeznaczenie musiało cię wybrać."

Kim była Rosalind i w jaki sposób uratowała ją, albo tą sprzedawczynie? Do czego i jak mogła wybrać Vanessę, albo czemu jakieś przeznaczenie miało to zrobić, skoro w nie nie wierzyła?

 Pytania, pytania i jeszcze raz pytania.

„Sen", Bastian, tajemnicza kobieta z bazaru, Tylus...

Przynajmniej Leyla nie wydawała jej się już tak tajemnicza i dziwna jak oni.

Chyba, że i ona ciągle grała...

Nie, nie mogła źle myśleć o Leyli. Nie mogła we wszystkich widzieć zagrożenia.

Znajdowały się już praktycznie w samym centrum portu, blisko jednej z restauracji z włoskim jedzeniem. Jeszcze nie unosiły się z niej żadne zapachy tutejszych pyszności. Tego ranka nie przebywało tu za dużo ludzi. Pewnie większość z nich kręciła się przy statkach albo ładowała na nie towary, a turyści odwiedzający miasteczko jeszcze spali.

Idealne okoliczności, by zadać pytanie Leyli.

– Kim jest Rosalind? – zapytała cicho, upewniając się najpierw, że nikogo koło nich nie ma.

Mogła iść z tym pytaniem do tej kobiety, od której się o niej dowiedziała, ale nie chciała. Tamta sprzedawczyni wydała się jej fanatyczką, dlatego zamierzała potwierdzić jej słowa, pytając o to swoją towarzyszkę podróży. Może Rosalind wcale nie istniała, tylko była nieistniejącym wyobrażeniem tamtej kobiety?

Leyla zmarszczyła trochę czoło, ale nie wyglądała, jakby nie miała pojęcia o kogo chodziło. Jej zdumienie wynikało z tego, że nie miała pojęcia skąd Vanessa o niej wiedziała. Wątpiła, żeby Bastian jej o tym powiedział, ale...

Vanessy zaczęła zwalniać kroku. Czarnowłosa pociągnęła ją za ramię przekazując w ten sposób, żeby się nie zatrzymywały tylko szły dalej w stronę statku.

– Skąd o niej wiesz? Bastian ci powiedział?

Vanessa pokręciła głową wchodząc na długi drewniany pomost.

– Nie. Spotkałam kobietę, która mi o niej powiedziała. Sposób w jaki o niej mówiła albo w jaki wypowiadała do mnie inne rzeczy... – Popatrzyła na Leylę wpatrującą się w statki, kutry rybackie i łódki kołyszące się na wodzie. – Zachowywała się trochę jak fanatyczka, więc nie wiem czy ta kobieta, znaczy Rosalind, w ogóle istnieje.

– Istnieje – odpowiedziała przenosząc na nią spojrzenie. Jej oczy stały się niebieskie, zupełnie takie jak ostatnim razem, gdy znajdowały się na plaży. – Ta kobieta mówiła prawdę, nie wiem czy wszystko co ci powiedziała było prawdą, ale to tak. Rosalind istnieje.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now