⭐ ⭐ ⭐️

419 32 16
                                    

August z Andersonem wyjechali do pobliskiej wytwórni win. Mieli też porozmawiać z właścicielem, ponieważ blondynowi spodobała się winiarnia. Myślał o jej nabyciu, a Frank, jako iż oczywiście posiadał doświadczenie w różnych branżach, i znał się osobiście z właścicielem, zamierzał pomóc kapitanowi. No i przy okazji oczywiście zdegustować parę butelek wyśmienitych trunków.

Dziękowała im, że wyjechali na resztę dnia. Przynajmniej nie musiała znosić ich możliwej obecności.

Pan wielmożny kapitan, przebrany już w swój mundur, przyszedł jakiś czas wcześniej do jej pokoju, żeby się pożegnać i oznajmić, gdzie się udają. Przebywał w nim tylko chwilę, ponieważ Frank czekał już na niego przed posiadłością wielce się niecierpliwiąc.

– Będziemy wieczorem – oznajmił stojąc w progu, podczas gdy ona siedziała na swoim żółtym fotelu z otwartą książką na kolanach. – Poczekaj na nas. Wrócimy na kolację.

„Możecie nie wracać" – pomyślała, ale zamiast tego powiedziała: – Dobrze.

Była ciekawa, jak poradzi sobie z jej pijanym ojcem. Co prawda, Anderson żył przez większość czasu w takim stanie, a jego organizm się do tego przyzwyczaił, ale stawał się nie do wytrzymania, kiedy przekraczał granice. Na miejscu Augusta pozwoliłaby zapić się ojcu na śmierć. O ile jeszcze istniała dla niego jakaś śmiertelna granica.

Leżąc na podłodzę, myślała nad swoją ucieczką.

Postanowiła zrobić to jeszcze tego dnia, ale pod osłoną nocy, kiedy prawie wszyscy będą już spali. Chciała to zrobić jak najszybciej, żeby przypadkiem się nie rozmyślić. Musiała się więc spakować, ale nie mogła zabrać ze sobą zbyt dużej ilości rzeczy, a najlepiej, gdyby nie brała ze sobą nic. Nie potrafiła jednak opuścić domu bez chociażby małej pamiątki, która przypominałaby jej o tym miejscu.

Potrzebowała też pieniędzy do przetrwania. Nie mogła kupić potrzebnych jej rzeczy za liście tak, jak robiła to w dzieciństwie.

Niestety, nie dysponowała żadnymi pieniędzmi. Nie dostawała ich do własnego użytku, a poza tym, gdzie miała je wydać?

Pierwsze miejsce jakie przyszło jej na myśl – gabinet Franka Andersona.

Wiedziała, że na pewno trzyma tam trochę oszczędności. Raz, przez przypadek, widziała, jak chował je do zielonej puszki, którą następnie wkładał do najniższej szuflady biurka. Jak dla niej było to trochę za proste i dziecinne miejsce do ukrycia oszczędności, ale najwidoczniej Frank nie przejmował się, że ktoś go okradnie.

Cóż, jednak ktoś go okradnie.

Przekonując samą siebie, że może i potrafi to zrobić, ruszyła do gabinetu ojca. Im szybciej, tym lepiej. Musiała skorzystać z okazji, kiedy Frank w nim nie przebywał. Miała szczęście, co było rzadkością w jej przypadku, albo dostała prezent od czegoś silniejszego, że mogła tam pójść i go nie zastać.

Przy wyjściu ze swojego pokoju, zatrzymała się. Jej odbicie w lustrze wydało się Vanessie bardzo ciekawe. Ciekawie podejrzane. Nie mogła uwierzyć, że patrzyła na siebie. Wyglądała tak jak zwykle – może miała tylko większe cienie pod oczami – ale jednak nie była już tą samą Vanessą. Nie czuła się tą samą Vanessą. Nie w środku. Zmieniła się i to w przeciągu paru dni. Nie mogła uwierzyć, że można przejść taką wewnętrzną zmianę w tak krótkim czasie, ale jednak.

Albo wcale się nie zmieniła?

Może zawsze taka była, tylko ukrywała to przed światem i samą sobą?

Przecież zawsze chciała odejść z tego domu, więc czemu tak bardzo dziwił ją fakt, że postanowiła to zrobić?

Może powinna nawet podziękować Augustowi, że się pojawił.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now