⭐ ⭐ ⭐

271 28 1
                                    

Vanessa wreszcie się urodziła, a Beatrice bardzo szybko pojęła, że dziecko było wszystkim czego potrzebowała w życiu. Była jej celem, jej oczkiem w głowie. Przyniosła długo wyczekiwane szczęście, ale też strach. Strach o to, że coś złego mogło się stać dziewczynce.

Niebieskie oczy Vanessy ze złotymi plamkami przypominały Beatrice, że jej córka nie jest zwykłym dzieckiem i nigdy nim nie będzie.

Musiała więc ją chronić, poczynając od ukrycia jej przed potencjalnym zagrożeniem.

To zadanie okazało się łatwe. – Frank posiadał fundusze oraz znajomości, a przede wszystkim, był mężczyzną, więc przekonanie go do czegokolwiek przychodziło jego żonie z łatwością. Jednak zanim Beatrice postanowiła się z nim podzielić swoimi oczekiwaniami co do tego gdzie ich córka miała się wychowywać, spędziła dobre parę dni na tworzeniu planu, w którym pomogła jej Norma.

O ciąży Beatrice wiedzieli wszyscy: partnerzy w interesach Franka, jego znajomi i ich wspólni wiedzieli również. Zresztą, Anderson rozpowiadał to wszystkim naokoło, gdy tylko za dużo wypił. Cieszył się jak głupi na syna, na potomka, który będzie prowadził z nim interesy, a później przejmie po nim  imperium, ale kiedy na świat zamiast syna przyszła córka, jego plany legły w gruzach, a entuzjazm prysł niczym bańka mydlana.

Dziewczynka była cudowna, przepiękna i urocza. Dla matki stała się wszystkim, za to dla ojca niepotrzebnym problemem. Właśnie dzięki temu, że Frank nie cieszył się swoją córką, nie akceptował jej i nie chciał, Beatrice wiedziała, że z przyjemnością się jej pozbędzie. Miała pewność, że zgodzi się na cokolwiek, tylko żeby Vanessa zniknęła z jego ukochanego miasta i życia. Pogarda i wycofanie w jego spojrzeniu na widok Vanessy mówiły same za siebie.

– Beatrice, uważam, że to niedobry pomysł – stwierdziła Norma, gdy matka z Vanessą w ramionach kołysała ją do snu. – Dziewczynka powinna wychowywać się tutaj, w Londynie. Nie możesz wyjechać do Włoch, żeby ją tam ukryć.

Kobieta odłożyła dziecko do kołyski i uśmiechnęła się boleśnie do swojej córki, po czym odwróciła się do Normy patrzącej na nią błagalnym wzrokiem. To, co miała powiedzieć, kłóciło się z nią samą. Perspektywa tego, co zamierzała zrobić spowodowała, że w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.

– Dlatego to nie ja wyjadę, ale ty – oznajmiła, podchodząc do służącej. – To ty zabierzesz Vanessę i wyjedziesz z nią z kraju. – Widząc zdziwione spojrzenie kobiety kontynuowała: – Zamieszkacie w posiadłości, którą kazałam kupić Frankowi jeszcze podczas ciąży. Mieliśmy tam spędzać wakacje. Okolica jest piękna i przede wszystkim, bezpieczna, ulokowana w ustronnym miejscu. Niczego wam nie zabraknie, dopilnuję tego. Musisz tylko wsiąść na statek i odpłynąć z Vanessą. Na miejscu będą czekać ludzie, którzy się wami zajmą.

Ten plan był szalony. Beatrice doskonale o tym wiedziała. Jednak bardziej przejmowała się tym, że jej córeczka mogła zostać jej odebrana. Życie w oddali od córki... To straszne; już czuła ten rozrywający ból, ale... ale musiała to zrobić. Musiała dla Vanessy. Jej własne potrzeby już się nie liczyły.

– Nie mogę. – Norma pokręciła stanowczo głową. – Nie mogę, nie dam rady. Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież ludzie wiedzieli o twojej ciąży. Wiedzą o jej narodzinach. Ta ucieczka nic nie da.

– Uznajmy, że całkiem przypadkiem statek, na którym płynęłaś z Vanessą, zaginął, albo ewentualnie zatonął. – Beatrice podeszła do jej kołyski. Vanessa. Taka krucha. Taka mała, bezbronna istota, która nie zasługiwała na taki los, ale jej matka popełniła pewne kroki, przez które musiała działać w ten sposób, a nie inny. – Wieści o nim zaginęły. Nigdy nie przypłynął do portu. Uznają was za... za nieżywych. Za martwych. Zaginionych. Zniknięcie i nikt nie będzie was szukał. No bo gdzie? Ocean jest szeroki i głęboki. Możecie być wszędzie, a kto by się kłopotał w szukaniu paru osób, skoro nie byłyście teoretycznie nikim ważnym.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now