⭐⭐⭐

501 47 32
                                    

August siedział od ponad pięciu minut w gabinecie Franka Andersona i bębnił zniecierpliwionymi palcami o udo. Odkąd tylko wszedł, biznesmen pił bursztynowy alkohol o zapachu cydru trzy razy proponując, że mu naleje.

Poprzedniego wieczoru, kiedy August przyszedł spytać się czy mógł zostać na noc, Anderson był już dostatecznie pijany, żeby wybełkotać tylko, że nie ma żadnego problemu i usnąć przy biurku, z głową na nim położoną, w jednej ręce trzymając szklaneczkę ze złotym płynem. Przyszły król miał głęboką nadzieję, że tego ranka przynajmniej nie uśnie. Po krótkiej ocenie wyglądał całkiem dobrze, jak na kogoś, kto pił cały poprzedni wieczór i zaczął nowy od tego samego. Zastanawiał się tylko, kiedy kończył mu się limit. W Anglii, podczas ich wspólnych kolacji czy bankietów Anderson również pił, ale kapitan nie miał pojęcia, że to jego nałóg.

– Jak sprawuje się moja córka? – zapytał go nieoczekiwanie Frank.

August zamrugał. Odchrząknął.

– Całkiem dobrze. Myślę, że przyjęła tą informację do siebie i pogodziła się z faktem dokonanym.

Gdyby nie ten incydent przy drzwiach powiedziałby, że całkiem wspaniale, ale po tym zaczął wątpić, czy przypadkiem nie zraził jej w pewien sposób do siebie. Przesadził z reakcją, doskonale o tym wiedział, ale czasem zdarzały mu się takie napady niekontrolowanej agresji i złości. Walczył z nimi, ale nie mógł pokonać swojej prawdziwej natury.

– To bardzo dobrze. – Zadowolony Anderson napił się trunku, po czym zatopił głęboko spojrzenie w swoim przyszłym zięciu, pochylając się nad biurkiem. – Mam nadzieję, że nie powiedziałeś jej wszystkiego? – zapytał śmiertelnie poważnie.

– Nie, nic nie wie. Nie wspomniałem o tym ani słowem.

– I bardzo dobrze. Dziewczyna jest za młoda i za głupia, żeby zrozumieć, co się dzieje. Na tym etapie plan nie wymaga, żeby ją wtajemniczać, a już na pewno, żeby jej cokolwiek powiedzieć.

August pokusiłby się o stwierdzenie, że Vanessa była mądrzejsza niż mu się wydawało, ale nie chciał z tym mężczyzną rozpoczynać zbędnej konwersacji. Lubił go ze względu na to, co ich połączyło. Gdyby nie musiał, po prostu by z nim nie rozmawiał. Utrzymanie dobrych stosunków między nimi było wskazane – nie wiadomo, czy cały plan nie poszedłby na marne, gdyby między nimi przestałoby się układać.

Mężczyźni spędzili kolejne piętnaście minut na omawianiu następnych części planu. Kiedy skończyli, August podniósł się z miejsca poprawiając przy tym mundur, a Frank okrążył biurko i stanął naprzeciwko niego.

– Mam nadzieję, że z nią wytrzymasz, mój drogi. Jest piękna. Piękniejszej córki nie mogłem sobie wymarzyć, ale jej charakter, zachowanie i to jaka jest w środku... – Westchnął przeciągle przymykając na chwilę oczy. Machnął dłonią. – Nie ważne. Da się wytrzymać, ale czasem doprowadza mnie do szału. W niej jest coś takiego, że nie daje o sobie zapomnieć. Siedzi ci w głowie cały czas i nie daje spokoju. Ona przeklina każdego kto o niej dłużej pomyśli, rozumiesz? – zapytał z szaleńczym wzrokiem.

August pokiwał głową. Rozumiał, nawet jeśli nie w pełni zgadzał się z jej ojcem.

Ta dziewczyna była inna. Posiadała piękną urodę i to oczywiste, ale przy tym biła od niej niewidzialna moc – jakaś siła, która przyciągała. Jej wyjątkowość bardzo mu się podobała. Miał zamiar na tym skorzystać.

– W każdym razie, wszystko idzie według planu – kontynuował uradowany Anderson. – Dziewczyna dowie się w swoim czasie, ale na razie wszystko to o czym rozmawialiśmy: w tym domu, moim gabinecie, Anglii czy gdziekolwiek indziej, ma pozostać między nami.

Wyciągnął w jego kierunku dłoń, żeby się pożegnać. August nią potrząsnął.

Przyszły król skierował się w stronę wyjścia zastanawiając się, czy Vanessa nadal na niego czekała, czy już gdzieś sobie poszła. Stał już jedną nogą na korytarzu, kiedy Frank rzucił:

– Wiesz, niby nie powinno się bić kobiet, ale czasami same do tego prowokują, dlatego pamiętaj, gdyby były z nią jakieś problemy, pozwalam ci użyć siły. Jaka matka, taka córka. Obawiam się, że w przypadku Vanessy to stwierdzenie jest adekwatne, dlatego z doświadczenia wiem, że najlepiej opanować takie przypadki siłą – wyznał od niechcenia ruszając w stronę barku z trunkami. – Tylko niezbyt... agresywnie. Wiesz tak, żeby mogła chodzić i jakoś normalnie wyglądać. Nie bez przesady, żebyś sobie synu nie zaszkodził.

– Ma się rozumieć, proszę pana.

Spojrzał ostatni raz na Andersona. Na jego dziwną osobę otwierającą kolejną butelkę drogiego alkoholu. Pośpiesznie wyszedł z jego gabinetu.

Nie chciałby nigdy skrzywdzić Vanessy, ale jeśli sytuacja będzie tego wymagała... Po prostu będzie musiał. Dla swojego dobra, jej samej i przede wszystkim, dla dobra planu. Może nie zrobiłby jej aż takich rzeczy o jakich myślał jej ojciec, ale gdyby miała mu przeszkodzić w jego planie...

Wypychając z głowy pobity obraz swojej narzeczonej, przemierzył w krótkim czasie korytarz prowadzący do wyjścia z budynku, mijając przy okazji służącą, która gdy tylko go zobaczyła, zrobiła się czerwona. Uśmiechnął się pod nosem przygryzając dolną wargę. Zawsze tak robił, kiedy jakaś dziewczyna lub kobieta tak się zachowywała; schlebiało mu to i to bardzo.

Z uśmiechem, w lepszym humorze dotarł do miejsca, w którym rozstał się z Vanessą, ale kiedy tylko zobaczył, że nie stała tam, gdzie kazał jej zostać, uśmiech zszedł mu z twarzy. Zaczął rozglądać się gorączkowo dookoła.

– Vanesso?! Vanesso, gdzie jesteś?! – wołał ją, chodząc po dolnej części budynku.

Nie znalazł jej nigdzie.

Postanowił zapytać najbliższej służącej albo pokojówki czy wiedziały, gdzie poszła. Jednak każdy kogo pytał, nie udzielił mu odpowiedzi gdzie ją znajdzie.

Rozpłynęła się w powietrzu.

Zniknęła.

Poszukiwania zajęły mu trochę czasu, a gdy zrezygnowany, zmęczony i poddenerwowany nigdzie jej nie znalazł, po prostu przestać szukać.

Chciał z nią szczerze i spokojnie porozmawiać, ale kiedy zniknęła bez słowa zostawiając go samego sobie, czuł wzbierającą w nim ponownie złość. Postanowił na nią poczekać, jeśli jednak sama do niego nie przyjdzie za niedługo, to będzie musiał ponowić poszukiwania.

Nie przywykł do bezpodstawnego ignorowania jego osoby oraz niesłuchania jego poleceń. Przyjechał tu po coś, nie zamierzał bawić się z nią w kotka i myszkę. Jeśli nie chciała z nim grać w otwarte karty, woląc się nim bawić, to dobrze. On jej pokaże kto tu rządzi.

W końcu miał zostać królem.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now