⭐ ⭐ ⭐

293 30 6
                                    

Od razu zrozumiała kto ruszył w jej stronę. Pomogły jej w tym cienie i... i Bastian.

W głębi duszy się tego spodziewała. Nie chciała przyjąć do siebie wiadomości, że Bastian mógł być zły, a nie dobry.

No cóż, łudziła się na darmo.

Mimo wszystko nie zszokował jej widok czarnowłosego. Gdzieś tam, z tyłu głowy się tego spodziewała. Poczuła się więc tylko zdradzona i zawiedziona. Cieszyła się, że przynajmniej nie kroczyła z nimi w tej chwili Leyla – mogło to świadczyć o tym, że ona nie została zamieszana w ten... pakt ciemności.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę cię wreszcie zobaczyć na własne oczy Vanesso, a muszę przyznać, że jest na co patrzeć.

Tylus miał zadziwiająco normalny, męski głos, jak na kogoś jego pokroju – spokojny, ale chłodny, zagadkowy, może nawet uspokajający. Gdyby nie jego przerażający i mroczny image powiedziałabym, że wyglądał na zwyczajnego mężczyznę w średnim wieku, a nie na boga, żyjącego... nie wiadomo ile. Bastian odziedziczył po nim kolor włosów i tą surową szlachetność urody, aczkolwiek Tylus, w przeciwieństwie do swojego syna, uśmiechał się teraz do niej. I wcale nie był to uśmiech złowieszczy, raczej przyjazny, jeśli można było go tak nazwać.

Vita podarowała ci taką urodę, czy twoja matka jest równie piękna co ty? – zapytał, przystając obok Augusta. Ignorował jego obecność, za to Howard szykował się do ucieczki. – Doprawdy fascynujące. Jesteś przepięknym stworzeniem. Mógłbym postawić cię na moim Dworze, jako atrakcję. Przyciągnęłabyś tłumy.

Vanessa nie odpowiadała. Patrzyła prosto w oczy Bastiana.

Chciała mu wykrzyczeć tu i teraz co o nim myślała. Zapragnęła wyznać mu, ile tak naprawdę znaczyła dla niej ich "znajomość"w tym momencie. Potrzebowała mu przypomnieć, że go nienawidziła, jeśli sam się tego nie domyślił.

Zdradził ją.

Zdradził, a ona jak głupia, naiwna, łatwowierna dziewczyna, którą naprawdę była, nawet nie domyślała się przez większość czasu jego prawdziwych zamiarów.

Od samego początku był podejrzany, ale zamiast odgrodzić się od niego szerokim murem, to pozwalała sobie na ciągniecie ich relacji, która zaczęła mieć dla niej znaczenie.

„Głupia idiotko" – mówiła do siebie w myślach, nie pozwalając, żeby jej wyraz twarzy, albo postawa zdradzały gamę negatywnych emocji zamieszkałych w jej ciele.

Bała się, ale złość przyćmiewała wściekłość. Wściekłość na samą siebie, Augusta, ojca, Tylusa i przede wszystkim, na Bastiana. Na wszystko.

Była wściekła na wszystko. Przeklinała swoje życie i samą siebie, że nie postarała się bardziej i nie uciekła dalej. Wtedy na pewno przerażenie nie zamieniłoby jej nóg w drżące sople. Nie musiałaby też układać w przeciągu paru sekund planu, który miał ją uratować z tej jakże beznadziejnej sytuacji.

Jedyną możliwością ratunku były jej moce i doskonale o tym wiedziała.

Tylus zerknął na swojego syna zauważając, że Vanessa wpatrywała się w Bastiana zamiast w niego. Coś w jej oczach i zaciętym wyrazie twarzy zdradzało mu, że mogli się znać, ale kamienna postawa i reakcja Bastiana przeczyły tym założeniom.

– Znacie się? – zapytał podejrzliwie.

– Nie – odpowiedział szybko czarnowłosy przenosząc momentalnie oczy na ojca. – Nie znamy się. Nigdy się nie spotkaliśmy.

Tylus wskazał ruchem barku na Vanessę.

– Więc czemu ona tak na ciebie patrzy?

– Nie wiem ojcze. Naprawdę nie wiem.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now