18. Zapach lili utrzymuje się długo

326 31 10
                                    

Nie mogły już spać po tym co wydarzyło się w Przystani, jednak żadna z nich nie poruszyła tego tematu. Leżały po prostu obok siebie. Dla obydwu zachowanie Bastiana wydawało się co najmniej dziwne.

Leyla przypomniała sobie oczy brata – zrobiły się zbyt ludzkie, odkrywające zbyt dużo emocji. Przypomniała sobie jego błagalne, wręcz przykre spojrzenie i nie mogła zrozumieć, dlaczego tak na nią patrzył. Co chciał jej przekazać? Nie pojmowała co się mogło wydarzyć, żeby doprowadziło go to do takiego stanu. Rzadko pozwalał sobie nawet na uśmiech w jej towarzystwie, więc okazanie przez niego tych wszystkich emocji, było dla niej rzeczą niepojętą.

Ostatnim razem, kiedy tak wyglądał...

Nie, nie miała zamiaru myśleć o tamtych chwilach, o tym konkretnym momencie i tym co nastąpiło później.

Wtedy zmarł jej ukochany brat, a narodził się Bastian jakiego znała Vanessa.

– Vanesso, śpisz? – odezwała się do leżącej obok dziewczyny, nie chcąc dłużej zastanawiać się nad wszystkim i niczym. Nie było po co rozgrzebywać przeszłości. To nigdy nie kończyło się dobrze. – Nie wiem, która jest godzina, ale wydaję mi się, że pora już wstawać.

Vanessa otworzyła oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. Nie chciała tego przyznawać, ale rzeczywiście było już na tyle jasno, że wypadało wstać. Rozejrzała się dookoła, obrzucając spojrzeniem stary niebieski kuter rybacki oraz ich prowizoryczne łóżko. Sieci odbiły się dziewczynie na prawym przedramieniu, zostawiając po sobie ślady.

– Spałaś w ogóle? – zapytała czarnowłosa, obrzucając ją spojrzeniem.

Pokręciła głową. Nie zmrużyła oka. Pierwszy raz od dawna czuła się tak niewyspana. Ta sytuacja z Bastianem uniemożliwiła jej wyspanie się. Do tego, po tym całym przenoszeniu się, mdliło ją przez dobre parę godzin.

Odkąd obie wróciły do tego miejsca, zastanawiała się o co chodziło jej bratu. Zachowywał się już dziwnie, ale nietak. Bała się, że gdyby tylko zamknęła oczy i znowu zasnęła, to ponownie znalazłaby się w Przystani. Nie wiedziała czy chciała tam jeszcze kiedykolwiek wracać, ale zdawała sobie świetnie sprawę, że on ją tam sprowadzi. Bastian zrobi wszystko, żeby znowu tam się pojawiła.

Ale dlaczego?

Oprócz tego, rozważała również możliwość powiązania rodzeństwa z bogiem ciemności. Analizowała wszystkie możliwości, aż w końcu doszła do wniosku, że nie będzie pytać Leyli o to, czy Tylus był jej ojcem. W głębi duszy nie chciała tego wiedzieć. Ta informacja mogłaby zepsuć relacje między nimi. Teoretycznie wszystko między nimi.

Leyla ją uratowała; wyciągnęła z Przystani i uspokoiła swojego brata. Nie mogła być zła, to nie mogła być prawda. Ale sposób w jaki patrzyła na nią, gdy mówiła o Tylusie... Tak wygląda się, gdy mówi się o osobie, którą zna się osobiście i której się szczerze nienawidzi.

Nie.

Vanessa nie chciała o tym myśleć. Musiała mieć po swojej stronie chociaż jedną osobę.

– Masz podkrążone oczy i jesteś blada – kontynuowała czarnowłosa, podnosząc się na równe nogi. – Powinnaś coś zjeść, zresztą ja tak samo. Może nabierzesz ludzkich kolorów.

– Od zawsze byłam blada – odparła, zaspanym głosem. Przeciągnęła się. – To nie wina niewyspania i głodu.

Leyla poprawiła wiązaną koszulę i gorset upewniając się, że sztylety są na swoim miejscu. Włosy rozpuściła jeszcze podczas ich „uroczej" pogawędki w Przystani, więc teraz opadały jej na plecy. W przeciwieństwie do Vanessy, wyglądała na wyspaną. Tryskała wręcz energią. W oczach dziewczyny pozostał ogień i tą ciągłą chęć walki.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now