10. Narodziny nowej części Wszechświata

514 39 46
                                    

Vanessa wyprosiła Gianne jakiś czas wcześniej, a gdy ta tylko zniknęła z pola jej widzenia, od razu rzuciła się do garderoby przebierając się we wzorzystą sukienkę na ramiączka.

Blondynka potrzebowała pobyć sama i przemyśleć parę spraw w samotności. Poprosiła tylko Gianne, żeby nie przechodziła obok Salonu Śniegu – nie chciała, żeby August przypadkiem wkroczył z tym udawanym uśmiechem do jej pokoju. Założyła, że pewnie i tak naruszył jej ukochaną przestrzeń, kiedy zniknęła. Nieswoje poczucie przepełniło jej mięśnie na tą myśl.

Jak teraz miała się normalnie zachowywać, skoro odkryła istnienie tajemniczego planu?

Potrafiła świetnie udawać. To nie był dla Vanessy żaden problem. Lata praktyki zrobiły swoje, ale w tej sytuacji, nie potrafiła określić ile wytrzyma w roli zakochanej i niewinej narzeczonej. Prędzej czy później jakaś sytuacja doprowadzi ją do tego, że uderzy pięścią zdradliwą twarz Augusta. Na pewno.

Gotowało się w niej od środka. Została perfidnie wykorzystana. Tutaj nic nie było nikomu pisane, a jak już, to ona innym i to w postaci nagrody. Zrobili z niej zabawkę, którą można się podzielić. Jej zdanie i uczucia nie obchodziły Andersona. To normalne, ale... Ale myślała, że przynajmniej będą obchodzić Augusta. No cóż, grubo się myliła. Wiecznie się myliła, a historia jej rodziców powoli zaczynała przypominać jej własną.

A to nie mogło się wydarzyć.

Nie mogła skończyć jak jej mama – z zapatrzonym w siebie mężem; z potworem wykorzystującym ją tylko wtedy, kiedy najdzie go ochota.

Vanessa wysnuła wiele teorii o jej rodzicach. Jedna z nich dotyczyła przywiązania Beatrice do Franka. Nigdy od niego nie odeszła. Nigdy nie sprzeciwiła się otwarcie temu co robił. Została jego kukiełką; porcelanową laleczką, zajmującą miejsce u jego przemocowego boku. Chwalił się nią i podziwiał jej piękno, a jej to pasowało. Kochała być przez niego uwielbiana; kochała być zauważana, więc czemu nic nie mówiła, gdy wpadając w alkoholowy szał potrafił rozbijać jej głowę o ścianę? Czy to też uwielbiała?

Vanessa od najmłodszych lat wiedziała, że jej rodziców łączyła chora, toksyczna więź. Frank wyżywał się na Beatrice systematycznie. Czasami tylko ją wyzywał lub traktował jak popychadło. Innymi rzucał w nią przypadkowymi przedmiotami, szarpał, policzkował czy ciągnął za włosy. Nawet nie chciała myśleć co jej robił za zamkniętymi drzwiami. Nieraz zostawił na jej ciele siniaki. Nieraz Beatrice nie mogła wstać z łóżka, krzywiła się i ledwo chodziła, jednak nic nie robiła w kierunku uwolnienia się. Krzywdziła w ten sposób nie tylko siebie, ale i Vanessę.

Pani Anderson podążała za Frankiem wszędzie i zapatrzona w męża jak w obrazek, nie umiała podjąć dobrej, odpowiedniej decyzji. Może robiła to, bo nie wiedziała jak poradzić sobie bez niego? Może przerażał ją fakt, że będzie musiała zadbać sama o siebie i o dziecko, a pieniądze nie będą już jej spływały z nieba? Może trzymała się go dla podróży i wszystkich kosztowności jakimi ją obsypywał?

A może po prostu go kochała.

Kochała na zabój i ignorowała wszystko co robił myśląc, że to ostatni raz; że da mu jeszcze jedną, milionową szansę, a on zmieni się na lepsze.

Co za bzdury.

W każdym razie Vanessa wiedziała jedno – nie skończy jak jej mama; schowana pod płaszczem swojego oprawcy, wyciągana na specjalne okazje. Pisana jej była inna przyszłość. Bez Augusta, otoczona książkami, przeżywając przygody jako wolna kobieta.

Rozmyślając nad życiem swoich rodziców i tym, co ją czekało w przyszłości, obracała się z boku na bok na łóżku. Wcale nie miała ochoty z niego wychodzić, żeby porozmawiać z kapitanem, ale musiała. Dla swojego dobra oraz dla kontynuowania szopki zwanej ich znajomością.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now