⭐ ⭐ ⭐

300 27 14
                                    

„Ojciec zrobił coś mamie" –  taka myśl nie opuszczała jej głowy.

Powtarzała się w kółko i w kółko jak mantra. Chociaż zaprzeczył, to była prawie pewna, że kłamał. Był zdolny do wszystkiego, więc skoro Beatrice stała mu na drodze do bogactwa, to oczywistym było, że chciał się jej pozbyć, albo jak to on ujął, „zatrzymać w miejscu".

Nie zastanawiała się nad tym dłużej. Niedługo po wyjściu Andersona do jej pokoju wszedł już nie kto inny, a August we własnej osobie. Wyglądał lepiej. Przebrał się i odświeżył.

– Mam nadzieję, że rozmowa z tatusiem się udała – powiedział przesłodzonym głosem, ewidentnie fałszywym.

Spojrzała na niego i wstając ze swojego fotela, oznajmiła równie zakłamanie:

– Była cudowna. Powiedziałabym wręcz, że wspaniała, tylko przeszkadzała mi jedna jedyna malutka rzecz. Jedna zbędna, której najchętniej bym się pozbyła.

–  Jaka?

– On sam.

August pokiwał głową, po czym cmoknął i rozłożył ręce na boki. Na jego twarzy zagościł uśmieszek.

– To co? Gotowa na nową ścieżkę życia?

Obrzuciła go dogłębnym, znudzony wzrokiem.

– Dla twojej wiadomości już na niej byłam, ale zabrałeś mnie z niej.

Ruszył prężnie w jej stronę. Cofnęła się natychmiast dając mu znać ostrzegawczo ręką, żeby się zatrzymał. Zamierzała odciągać chwilę opuszczenia Rezydencji Lilii jak najdłużej. Może stanie się jakiś cud i coś ją uratuje?

– Nie podchodź do mnie – ostrzegła go, wytężając wzrok.

Zwolnił trochę kroku.

– Masz zostać moją żoną. Będę to robił cały czas.

– Ty tak twierdzisz, ja nawet nie powiedziałam: „tak" na twoje oświadczyny, których i zresztą nie było. Nie musisz się kłopotać.

Zatrzymał się tuż przed jej wyciągniętą dłonią. Jego brwi wystrzeliły tak wysoko, że prawie dotknęły czubka czoła. Dotykając kieszeni wyciągnął z niej zielone pudełeczko. Chwilę zajęło zrozumienie jej tego co trzymał w ręce.

– Skoro oczekujesz ode mnie romantyczności, to proszę. Dostaniesz ją. Mogę to zrobić, wszystko mi jedno. – Cofnął się o ćwierć kroku. Vanessa podążała za jego zniżającą  się sylwetką. Uklęknął na jedno kolano i otwierając pudełeczko odchrząknął, po czym zapytał: – Vanesso Anderson, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Ze stężałą miną i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Howarda. Na pewno nie oczekiwała od niego żadnej romantyczności. Nie od kogoś, kto myślał, że ta scena rodem z romantycznej powieści zmieni i naprawi wszystko.

August trwał z otwartą dłonią, a Vanessa przeskakiwała spojrzeniem to z niego, to na pierścionek, który nie wiadomo z jakich powodów znalazł się w jego kieszeni. Próby stłumienia w sobie chichotu jej nie wyszły. Ostatecznie parsknęła śmiechem i udzieliła mu spokojniej odpowiedzi:

– Nie. Nie i jeszcze raz, nie. Nie teraz, nie jutro, nie nigdy. Nie uczynię ci tego zaszczytu.

Klęczał jeszcze tylko chwilę. Nie spuszczając z niej wzroku, zamknął pudełko z pierścionkiem zaręczynowym podnosząc się na równe nogi. Włożył zaciśnięte pięści do kieszeni i podsunął się do Vanessy. Nie cofała się już. Gdyby to zrobiła, pokazałaby mu, że się bała, a wcale się tak nie było. Stała z chytrym uśmieszkiem na ustach, ciekawa rozwinięcia sytuacji.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now