22. Życie zmieniające się w mrugnięciu oka

361 30 19
                                    

„Czy to koniec?"

To pytanie pojawiło się w głowie Vanessy, kiedy sparaliżowana przez strach zdobyła się tylko na cofanie.

Jej życie nie zaliczało się do najlepszych, ale nie chciała umierać. Na pewno nie w taki sposób i nie w tym momencie. Nawet jeśli marzyła, żeby to wszystko się skończyło, to na pewno nie tak.

Zanim zamierzała wyzionąć ducha, musiała najpierw znaleźć mamę, zniszczyć ojca, no i przy okazji pokonać Tylusa i zemścić się na Bastianie, który ją zdradził; który zdradził ich wspólną znajomość.

Co prawda, nie spytała się go wprost o to czy współpracował z prawdziwym Panem Ciemności, ale nie musiała. Przecież i tak nie dowiedziałaby się niczego, a jego pojawienie się z Tylusem w ogrodzie, świadczyło tylko o tym, że wszystkie te przypuszczenia to prawda.

Szeroka ścieżka niebezpiecznie zbliżała się do końca, a Vanessa mogła albo wpaść w drzewka na jej końcu, albo odejść w jej rozwidlenia, skręcając w następną aleję. Aczkolwiek, przez ciemność i mrok z którego składał się aktualnie świat, wątpiła, że dotarłaby gdziekolwiek. Wszystko zostało nimi spowite. Naprawdę nic nie widziała tylko Tylusa i te moce, na pewno potężniejsze niż jego syna. Poruszał się powoli, ale pewnym krokiem. W tym ruchach pojawiło się zwycięstwo. Wskazywał na to jego złowrogi uśmieszek i słowa, które do niej wypowiedział:

– Vanesso, oszczędźmy sobie tej dziecinady. Dobrze wiemy, że nie masz ze mną żadnych szans. – Przekręcił na bok swoją czarną czuprynę mrużąc oczy. – Zresztą, co ty tak naprawdę wiesz o tych mocach? Nie masz zupełnie pojęcia jak ich użyć albo jak się nimi posługiwać. Nie masz pojęcia co w tobie drzemie i mieszka. Łatwiej będzie, jeśli mi po prostu ją oddasz.

Tylus nie miał pojęcia, że Vanessa wiedziała już co nieco i że moce Gwiazdy Życia nie były już jej obce, ale przede wszystkim, nie miał pojęcia, że je aktywowała. Ta niewiedza z jego strony mogła jej pomóc.

– Nie – odezwała się chrapliwie pierwszy raz odkąd przybył. Zatrzymała się w miejscu. Nie miała już jak się cofać. – Nie oddam ci czegoś, co jest moje.

Tylus zaśmiał się głęboko. Złowieszczo. Przerażająco. Ludzkie cienie – które jak się domyślała były jego demonami – zatrzymały się, ale on szedł dalej w jej stronę. 

Twoje? One nie są twoje, dziewczyno. Są moje i należą do mnie, więc z łaski swojej mi je oddasz.

– Nie. Nie dam ci ich. Nie dostaniesz mnie w swoje ręce, a tym bardziej nie pozwolę ci się mną posłużyć do swoich niecnych planów.

– A skąd wiesz jakie mam plany wobec ciebie? Nawet nie masz do końca pojęcia kim jestem, więc... – Przerwał zmieniając ton głosu na bardziej pouczający, co wydało jej się pokręcone. – Zresztą, nie uważasz, że każde plany w pewnym sensie są niecne? – zapytał nie oczekując odpowiedzi. – Każdy z nas ma jakiegoś... wroga, jakąś osobę, której plany są dla niego nieprzyzwoite i niegodziwe. Nie ważne czy je znamy, czy pozostają dla nas zagadką. Równie dobrze twoje mogą być takie dla mnie. Łatwo jest oceniać nie znając powodów.

– Nie muszę znać twoich, żeby wiedzieć, że chcesz mnie zabić.

Tylus pokiwał z uznaniem głową.

– Niektórym z nas jest pisane umrzeć zanim na dobre zaczniemy żyć. Takie są zasady Wszechświata. Niestety to nie ja je ustalałem. To małe poświęcenie z twojej strony jest konieczne, ale nie martw się, nie umrzesz sama. Mój syn również poświęci się, żeby stworzyć nowe, lepsze światy.

Vanessa rozdziawiła usta.

Co z tym wspólnego miał Bastian?

Dlaczego oboje mieli się poświęcać?

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now