⭐ ⭐ ⭐

291 30 16
                                    

– Chyba jednak znasz się na kradzieży. Okradłaś bank, czy co? – zapytała jej Leyla, na widok przeliczania pozostałych pieniędzy przez Vanessę. Kończyła właśnie swój chleb zakupiony przez nie razem w piekarni. Vanessa oczywiście zdążyła zjeść już swój, ale to tylko dlatego, że Leyla wzięła sobie dwa razy więcej od niej. – Gdybym wiedziała, że taszczysz ze sobą tyle pieniędzy, to podeszłabym inaczej do kwestii tego co cały czas mi proponowałaś.

– Mówiłam ci, żebyś brała tamtą koszulę skoro ci się spodobała albo wczoraj ten czarny kapelusz.

– Dobrze, dobrze. Następnym razem kupujesz mi co tylko zechcę.

Na alei handlowej nie spotkały tej starszej sprzedawczyni – jej stragan był pusty. To nawet lepiej. Przynajmniej nie musiały się przekonywać, czy kobieta znała Leylę i na odwrót.

Nie spędziły tam dużo czasu. Blondynka była pewna czego chciała, ale nie każdy sprzedawca miał akurat tego czego potrzebowała. Znalazła jedynie większy plecak, do którego przełożyła stare ubrania i nową parę spodni oraz dwa cieplejsze swetry, jednak i one nie wydawały się wystarczająco przystosowane do nieprzewidywalnej pogody na morzu. Trudno, będzie musiała jakoś sobie poradzić. Może jeden z marynarzy albo ludzi pracujących na statku pożyczy jej swój uniform, strój, albo chociażby kurtkę.

Kiedy miały już opuszczać aleję, Leyla zauważyła inną, czerwoną lnianą koszulę. To za pomocą tego ubrania dotarły do jednego ze straganów, na którym czarnowłosa wypatrzyła Vanessie jeszcze żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Dziewczyna kupiła go praktycznie za bezcen u jednej z żon tutejszych rybaków.

– Będą panie łowić ryby albo wybierają się gdzieś kutrem rybackim? – zapytała ich kobieta, która oprócz płaszczy przeciwdeszczowych sprzedawała również inne akcesoria rybackie. – Jeśli tak, to proponuję jeszcze kalosze. Mogę dorzucić do tego świetne sieci rybackie i jakieś przynęty.

Kobieta na pewno chciała im po prostu wcisnąć jak najwięcej rzeczy, żeby zarobić jak najwięcej. No chyba, że naprawdę uwierzyła w to, że nadawały się do takich rzeczy. No może Leyla jeszcze tak, ale nie ona. Jej strój turystyki zwiedzającej starożytne ruiny czy jedzącej lody w kawiarni, świadczył raczej o tym, że znalazła się tu w innych celach niż rybołówstwo.

– Nie – odpowiedziała grzecznie kobiecie, do której podbiegło małe dziecko. – Nie będziemy łowić ryb.

– Więc po co paniom taki płaszcz? – ciągnęła sprzedawczyni, podnosząc dziecko na ręce, usadawiając je sobie na biodrze. – On nadaje się na pogodę na morzu. Rybacy takie noszą.

– Koleżanka jest naukowcem i bada wpływ deszczu na glebę, więc kupujemy jej porządniejszy płaszcz, żeby nie zmokła podczas swoich amatorskich badań – sprzedała kłamstwo Leyla uśmiechając się do dziecka, które wtuliło się mocniej w kobietę. Gdy się do niego nachyliła i pomachała, rozpłakało się nie wiadomo czemu. Sprzedawczyni zaczęła je uspokajać, a Leyla i Vanessa oddaliły się od straganu, zostawiając należytą kwotę na drewnianym stole.

 – Jakieś dziwne te dzieci w tych czasach – powiedziała czarnowłosa piękność do Vanessy, nawiązując do sytuacji z wcześniej. Obie kierowały się już prosto w stronę statku blondynki. – Nawet uśmiechnąć się do nich nie można. Jakieś beksy się z nich zrobiły. Są takie strachliwe, że aż się całe trzęsą jak się na nie spojrzy.

– To tylko dziecko, Leylo. Mogło się przestraszyć wszystkiego.

– Tak? Na przykład czego?

– Na przykład ciebie. Mogłaś zrobić nieprzyjazną minę, która mu się nie spodobała, albo uśmiechnęłaś się do niego krzywo.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now