⭐ ⭐ ⭐

261 24 2
                                    

Beatrice pamiętała dzień, który zmienił wszystko.

W tamtym dniu dowiedziała się, że jej córka miała nie przeżyć.

– Pani dziecko jest za słabe – oznajmił jej doktor podczas rutynowej kontroli. Siedział za biurkiem nakreślając coś w swoim notatniku. – Podczas ostatniej wizyty mówiłem pani o moich obawach, ale teraz naprawdę sądzę, że jego serce bije za wolno. Zdecydowanie za wolno i nie wiem, czy wytrzyma jeszcze...

– Wytrzyma! – krzyknęła, uderzając w blat ręką. Łzy powstały w kącikach jej oczu. – Wytrzyma i będzie silne, jak żadne inne.

Doktor zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem spod swoich okrągłych okularów. 

– Przeżyje, bo to czuję – kontynuowała zabierając rękę. Poprawiła długie loki i dotknęła czule swojego okrągłego brzucha, uśmiechając się przez łzy. – Przeżyje, bo ja to wiem.

Doktor pokiwał głową nieprzekonany, a Beatrice patrząc się na swój brzuch, zaczęła gładzić go rękoma. Dziecko było dla niej wszystkim. Ona zrobiłaby dla niego wszystko.

– Dobrze – odezwał się mężczyzna, wstając z miejsca. – W takim razie zapraszam panią na następną wizytę za dwa tygodnie i wtedy będziemy mogli wykonać następne badanie kontrolne. Do tego czasu proszę łykać witaminy, które pani wcześniej przepisałem, odpoczywać i przede wszystkim unikać stresu, dobrze?

– Dobrze. Dla małej wszystko.

Chociaż miała unikać stresu, to w towarzystwie Franka, który chodził wtedy podminowany przez to, że nie udało mu się zainwestować w jakieś akcje na giełdzie, było to prawie niemożliwe. Bluźnił, pił albo znikał z domu na całe dnie. Beatrice zaczęła go podejrzewać o zdrady, ale bała się zapytać czy to prawda. Nie mogła mu się też wyżalać, bo zaraz wszczynał awanturę, którą następnie łagodził prezentami. Kobieta nie chciała prezentów. Chciała jej starego Franka.

Jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać, była Norma – ich pomoc domowa, kobieta zatrudniona przez Andersona, zaraz po dowiedzeniu się przez niego, że jego żona jest w ciąży.

– Naprawdę nie wiem co mam robić – żaliła się załamanym głosem Beatrice, gdy obie siedziały w salonie naprzeciwko kominka. Za oknem padał śnieg, a trzeszczący płomień dodawał im ciepła. – Lekarz mówi, że mała nie wytrzyma; że jest za słaba. – Dotknęła rękawa swojej służącej. Ścisnęła go mocno. Łzy zaczęły skapywać po jej jędrnych policzkach, a głos się łamał: – Normo, ona musi żyć. Ona... Ona musi się urodzić cała i zdrowa. Nie może umrzeć.

Norma pokiwała głową.

Beatrice była dla niej miła, szanowała ją i pomogła w jej obowiązkach, pomimo licznych protestów służącej. Kobieta nie mogła patrzeć na jej zapłakaną twarz, ale przede wszystkim, nie mogła pozwolić na to, żeby jej potomek się nie narodził. Jej dziecko musiało żyć, a ona wiedziała co trzeba zrobić.

– Będzie żyło. Obiecuję ci to. – Przybliżyła się do niej i pozwoliła położyć jej głowę na własnym ramieniu. Patrząc na jej coraz większy brzuch, zapytała: – Słyszałaś może kiedykolwiek o Rosalind?

I tak to się zaczęło.

Od zwykłej rozmowy dwóch kobiet na kanapie domu wybudowanego na obrzeżach Londynu podczas śnieżycy za oknem.

Dziedzictwo ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz