⭐ ⭐ ⭐

362 32 9
                                    

Pięć minut przed godziną dziesiątą zaczęła panikować, że Gianna się jednak rozmyśliła i nie miała zamiaru jej pomóc. Z nerwów wyznaczała nowe szlaki w pokoju, skubała skórki, gryzła paznokcie, aż w końcu usiadła na podłodze opierając się o ramę łóżka. Z bólem i łzach w kącikach oczu, patrzyła na swój pokój w tym realnym, a nie sennym życiu, najprawdopodobniej ostatni raz.

Wodziła spojrzeniem po niebieskiej tapecie na jednej ze ścian przedstawiającej ptaki, motyle oraz pszczoły latające pomiędzy gałęziami gęsto kwitnącego na biało drzewa, pod którym rosły przeróżne kwiaty. Oparła głowę o ramę dużego i ciepłego łóżka z białym kocem do popołudniowych drzemek, z równie białym baldachimem, używanego przez Vanessę, gdy insekty nie dawały jej spokoju. Przekręciła głowę na biurko zawalone książkami, z wazonem piwonii z boku i półkę obok z wszystkimi jej pracami do szkoły, notatkami i amatorskimi próbami stworzenia książki, której nigdy nie napisała. Owiał ją wiatr wpadający do środka wznoszący długie, zielone zasłony, przenikający pod jej bose stopy, wsiąkający w zielony dywan ze starą plamą po atramencie, gdzie stał jej ukochany, żółty fotel do czytania.

Ciche pukanie wyrwało ją z zamyślenia. Poderwała się w popłochu na równe nogi.

Nie odzywała się – jeśli to nie Gianna, to mogła wszystko zaprzepaścić otwierając usta. Podeszła do drzwi, po drodzę rozczochrała sobie włosy i przybierając minę zaspanej uchyliła drzwi wyglądając na zewnątrz.

– Gianna... – Wydała z siebie odgłos głębokiej ulgi. – Dzięki Bogu, że to ty. Wchodź.

Młoda pokojówka weszła posłusznie do pokoju. Szła za Vanessą, która nie chcąc przedłużać chwili, zaczęła rozpinać guziki swojej nocnej koszuli. Zerkając przez ramię zauważyła, że dziewczyna obserwowała ją niepewnie. Przerwała czynność.

– Jeśli chcesz, możesz wejść do łazienki albo do garderoby się przebrać. Zdejmę tą koszulę i ci ją podam. Nie musisz się przede mną rozbierać, jeśli się wstydzisz albo nie chcesz.

–  Nie – oznajmiła stanowczo, zaczynając rozwiązywać fartuszek stroju. – Nie ma problemu. Ja tylko... Przebiorę się tutaj.

Wymieniły się ubraniami. Vanessa założyła strój pokojówki, a Gianna jej długą koszulę nocną.

– Pasuje ci ta koszula – powiedziała blondynka, kiedy kończyła wiązać warkocz wstążką. Powinna związać włosy w koka, ale nie miała na to ochoty ani czasu. – Możesz ją zatrzymać. Możesz wziąć też co tylko zechcesz z tego pokoju. I tak nikomu te rzeczy się nie przydadzą, a ojciec pewnie będzie kazał je spalić.

„Albo sprzedać, żeby na tym zarobić" – dodała w myślach.

Gianna nie chciała o tym słyszeć. Wolała przyjąć wersję, w której Vanessa kiedyś wróci, a jej rzeczy pozostaną na swoim miejscu. Nie wierzyła w to, że widziała się z nią ostatni raz. Przynajmniej nie chciała w to wierzyć.

Vanessa wyjęła z garderoby kosz na brudne pranie. Włożyła do środka plecak ze swoimi rzeczami i przykryła go kilkoma sukienkami. Odwróciła się w stronę Włoszki stojącej koło łóżka. Wyglądała, jakby czekała na ścięcie.

Westchnęła. Musiała się z nią pożegnać. Polubiła ją i to nawet bardzo, ale zanim zdążyły się lepiej poznać i nacieszyć swoim towarzystwem, ona musiała poznać Augusta. Musiała odejść przez niego i przez swojego ojca, który trzymał ją tu na siłę latami.

– Gianno, nie wiem co mam ci powiedzieć. Dziękuję, że mi pomagasz i dziękuję, że mogłam cię spotkać. Żałuję tylko, że nie zdążyłyśmy się lepiej poznać.

Pokojówka milczała, a Vanessa patrzyła na nią wyczekująco.

– Nie przekonam cię do zostania, prawda?

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now