⭐ ⭐ ⭐

274 29 1
                                    

Odkąd Norma i Vanessa opuściły kraj przed rokiem, życie stało się dla Beatrice katuszą. Musiała znosić ciągle pocieszające wizyty i ciepłe, wymuszone listy od wszystkich, którzy przejęli się zaginięciem Vanessy.

Tak jak wcześniej myślała, ludzie uwierzyli jej w to, że nie mogła płynąć na statku, a służąca wraz z jej córeczką zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Ich środek transportu podobno nigdy nie przybył do portu, więc nie wiadomo były co tak naprawdę się stało. Niektórzy przyjęli wersję, w której panowała burza, a pasażerowie zginęli przez nią na nieznanych wodach. Jeszcze inni uważali, że Norma uciekła z Vanessą zabierając matce córkę, ponieważ jak wcześniej przyjęli, pragnęła własnego dziecka, a nie mogła go mieć.

Nie ważne jakie plotki krążyły wokół zniknięcia służącej z dzieckiem, Beatrice wiedziała, że nie posiadały w sobie ani grama prawdy. Oprócz niej, jej męża, Normy i paru zaufanych osób, nikt nie wiedział co tak naprawdę się stało. Pieniądze rzeczywiście mogły kupić wszystko. Tym razem kupiły milczenie, posłuszeństwo i oddanie.

Beatrice oprócz tego, że zmusiła się do udawania przed wszystkimi żałoby po śmierci córki, musiała znosić ciągle towarzystwo Franka, który w przeciwieństwie do niej, nie przejmował się Vanessą. Z wyjątkiem tego, że co miesiąc posyłał pieniądze na jej utrzymanie, nie myślał o swoim dziecku. Zapomniał o niej, nie chcąc sobie przypominać. Beatrice za to żyła z pustką w sercu. Nie mogła znaleźć sobie zajęcia. Miejsca. Sensu. Codziennie wstawała myśląc o Vanessie i kładła się spać również mając ją w swojej głowie.

Wymieniały z Normą listy. Opiekunka opisywała jej jak wygląda ich dzień, co robią, albo co Vanessa lubi. Pisała, jak jej córeczka rośnie, jak nauczyła się chodzić albo mówić pierwsze słowa. I chociaż Beatrice cieszyła się na to, to rozpaczała w duszy, że nie mogła przy tym być, zobaczyć na własne oczy i doświadczyć tych emocji. Ubolewała nad tym, że jej dziecko spędziło rok swojego życia bez matki, będąc święcie przekonaną, że Norma jest jej jedyną rodziną.

Beatrice nie mogła funkcjonować bez córki. Każdy dzień wydawał się taki sam; wszystkie zlewały się w jedno. Nic nie przynosiło jej uciechy oprócz nowych wieści o Vanessie.

Dlatego, kiedy minął dokładnie rok i dwa miesiące, wyruszyła wreszcie do Włoch, do Vanessy. Jej żałoba mogła się oficjalnie skończyć, chociaż zdawała sobie sprawę, że do końca życia będzie musiała udawać i kłamać.

Pierwszy widok Rezydencji Lilii utwierdził kobietę w tym, że jej córka będzie miała tu wszystko o czym tylko zamarzy. Wybierając to miejsce z bajki nie wzięła jednej rzeczy pod uwagę. Chociaż tu mogła mieć wszystko, to nadal nie dostanie tego, czego później tak bardzo pragnęła – wolności, która popchnęła ją do ucieczki.

Pierwsze spotkanie Beatrcie z córką po ponad rocznej rozłące, należało do dziwnych i pięknych jednocześnie. Matka bała się, że dziecko się jej przestraszy, będzie płakać i wtulać się w Normę, skoro to ona ją dotychczas wychowywała. Najbardziej obawiała się, że nie będzie miała pojęcia kim jest. Bała się, że jej nie pozna.

Beatrice została zaprowadzona do głównego salonu na samym dole. Już wtedy wiedziała, że ten piękny budynek był wart majątku jakiego wydał na niego jej mąż, który nie wykazał się chęcią na przyjazd w odwiedziny córki. Zostawiła go całkiem samego pod opieką jedynej zaufanej osoby jaka jej została – jej brata. Musiała go sprowadzić do kraju i o wszystkim poinformować, a od samego początku zamierzała to przed nim ukryć. Na szczęście jej plan się nie posypał. To znaczy, miała taką nadzieję.

Beatrcie siedziała w salonie przejęta jak nigdy przedtem. Bawiła się na początku nerwowo palcami, po czym trzęsącymi się rękoma, ściskała prezent dla Vanessy. Umierała ze stresu, a potem weszła Norma z jej córką na rękach. Czas zwolnił, obawy zniknęły, a blondynka odwróciła się w ich stronę i... I zamarła. Nie mogła wstać z miejsca choć zamierzała, a łzy same zaczęły płynąć po jej policzkach, gdy opiekunka odstawiła dziecko na podłogę, a jej córka podbiegła do niej niezdarnie i wyciągniętymi rączkami, powiedziała:

– Mama.

Kobieta wypuściła z rąk pakunek i podnosząc ją, wtuliła się w nią tak, jak o tym marzyła. Wreszcie mogła ją zobaczyć. Dotknąć. Być po prostu obok.

Wdychając jej zapach, zamknęła oczy i gładząc jej włosy mówiła w kółko:

– Już jestem. Już jestem maleńka.

Kiedy Vanessa zaczęła się wierzgać i lamencić, odstawiła ja na ziemię podając jej prezent w postaci lalki. Dziewczynka patrzyła na nią swoimi gwiaździstymi oczami, po czym usiadła na ziemi rozrywając kolorowy papier. Beatrice obserwowała ją cała we łzach. Nie wierzyła, że naprawdę już tu jest. Że to nie był wcale wymysł jej wyobraźni.

– Skąd wie kim jestem? – zapytała Normę stojącej obok niej. Obie patrzyły się na dziewczynkę, która zamiast najpierw zacząć bawić się lalką, zajęła się kolorowym papierem. – Myślałam, że nie wie kim będę. Bałam się, że mnie nie pozna albo się mnie przestraszy.

– Opowiadałam jej o tobie. Mówiłam jakie ma włosy podobne do mamy, ale przede wszystkim, pokazywałam twoje zdjęcie. Zabrałam je ze sobą w dniu, w którym odeszłyśmy. Byłaś wtedy za bardzo roztrzęsiona, żeby myśleć o takiej błahej rzeczy jaką była wiedza własnego dziecka na to, jak wygląda jego matka.

Beatrice objęła ją mocno.

– Dziękuję ci – wyszeptała. – Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. – Oderwała się od niej i złapała za dłoń. – Nigdy nie przestanę być ci wdzięczna za to, że się nią zajęłaś. Że wzięłaś na siebie tak dużą odpowiedzialność i nie bałaś się podjąć takiego zadania. Jesteś oficjalnie zaginiona, wiesz o tym?

Norma pokiwała głową, po czym usiadła razem z kobietą na sofie.

– Wiem. Przynajmniej nie uznano mnie za martwą.

– Nigdy cię o to nie spytałam, ale podczas mojej rozłąki z wami, zrozumiałam, że nie mam pojęcia czy miałaś jakąś rodzinę w Londynie albo w innej części kraju. Naprawdę jest mi głupio i przykro. Przepraszam cię, jeśli rozłączyłam cię z twoją rodziną, ale... ale nie wiem co powiedzieć.

Kobieta spojrzała na Vanessę nie mogąc znieść wstydu i żalu palącego jej policzki.

– Nie mam rodziny. Nie zostawiłam za sobą nic, tylko ciebie. Nie musisz sobie tym zaprzątać głowy – odpowiedziała spokojnie.

– Cieszę się, że przynajmniej nie pozbawiłam cię rodziny tak, jak zrobiłam to Vanessie.

– Nie mów tak. – Norma ścisnęła ją za rękę zwracając na siebie uwagę. – To nieprawda. Zrobiłaś wszystko, żeby to dziecko miało jak najlepsze życie z dala od potencjalnego niebezpieczeństwa.

– To wcale nie zmienia faktu, że jestem złą matką. – Schowała twarz w dłonie. Szloch wstrząsnął jej ramionami. – Porzuciłam ją. Zostawiłam tobie na wychowanie. Nie było mnie tu w najważniejszych dla niej momentach. Co ze mnie za matka, skoro moje własne dziecko widzi mnie pierwszy raz na oczy...

Norma zdjęła jej dłonie z twarzy odsłaniając tym samym zapłakane, przekrwione oczy.

– Jesteś tu teraz i jesteś wspaniałą matką, która zrobiłaby wszystko dla swojego dziecka. Tylko tyle się liczy. I nie maż się tak, bo jeszcze ją przestraszysz.

Beatrice pociągnęła nosem i lekko się uśmiechała. Popatrzyła na Vanessę, która nagle znalazła się już obok niej. Wyciągnęła w jej stronę rękę z lalką, a w drugiej ciągle trzymała kolorowe papierki.

– Masz – mówiła słodkim, dziecięcym głosem. – Bawić ze mną.

I tak zaczęły się najlepsze tygodnie życia Beatrice.

W Rezydencji Lilii spędziła ponad pół roku, nie przejmując się zupełnie niczym. Miała gdzieś Franka i jego opinie. Tak samo ludzi myślących, że wyjechała na krótkie wakacje, a którzy po jej powrocie zaczną zadawać za dużo pytań. Nieistotne. Liczyła się tylko Vanessa i czas z nią spędzony. Nie istniało nic ważniejszego niż córka Beatrice i jej bezpieczeństwo.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now