★ ★ ★

260 24 1
                                    

Od zimnych ścian sali tronowej Dworu Ciemności odbił się głos Tylusa:

– Chcę, żebyś miał na nią oko. Żebyś patrzył, czy przypadkiem nic złego przede mną jej się nie stanie. Ma trafić w moje ręce w jednym kawałku. Jakoś nie ufam Howardowi. Mógłbym posłać kogoś innego, ale ty nigdy mnie nie zawiodłeś. Potrzebuję więc twojej pomocy.

Bastian pokornie słuchał ojca siedzącego na tronie z ludzkich kości. Ręce złączył za plecami i wyprostował się od linijki. Musiał zachować czysty umysł oraz kamienny wyraz twarzy. Nie mógł pozwolić sobie na żadne emocje. Nie przy ojcu. Nie przy nikim.

– Po tym, jak odbiorę Vitę, wezmę też Mors. Nastały wreszcie czasy, w których będę mógł je połączyć. Nareszcie będę najpotężniejszy.

Cisza.

Bastian się nie sprzeciwiał. Obserwował za to ojca uśmiechającego się złowieszczo na myśl o Mocy Początku i Końca. Zza pleców Pana Ciemności wydostawały się odgłosy demonów czających się w niekończącej się ciemności, w której jedynie Tylus potrafił się odnaleźć.

Gwiazda Śmierci Bastiana, Mors, należała do Tylusa – przynajmniej on tak twierdził. Musiał ją w nim umieścić, ponieważ nie miał innego wyboru. Na pewno sam by zgarnął jej moce dla siebie, ale nie mógł jej z niego wyjąć, skoro już mu ją podarował – bez Gwiazdy Życia nie mógł ruszyć mocy tej pierwszej. Obie musiały znajdować się jednocześnie w tym samym miejscu.

Mors znalazła się w Bastianie zupełnie przez przypadek.

Walczył on u boku ojca jeszcze jako jego bardzo młody potomek podczas pierwszego sporu z Rosalind. Tylus chciał odebrać jej władzę nad jej światem oraz gwiazdami i całym niebem. Finalnie udało mu się tylko zdobyć Gwiazdę Śmierci.

W obawie, że Rosalind mu ją odbierze, nie przemyślał swojego czynu i umiejscowił ją w Bastianie. Dopiero później zrozumiał swój błąd. Dlatego poświęcił lata na zdobycie Vity, aż do momentu, w którym nagle zniknęła. Wtedy też Bastian zrozumiał i poczuł, że jest w kimś innym – w Vanessie.

Tylus wstał z tronu i ruszył w stronę swojego syna. Czarna peleryna utkana z mroku i ciemności, szurała za nim po ziemi. Ciemne pomieszczenie nie oświetlało praktycznie wcale jego mrocznej osoby. Atmosfera napawała grozą, a ludzkie szczątki za plecami Pana Ciemności idealnie wpisywały się do aury śmierci, cierpenia i mroku.

Bastian zastanawiał się czasem, czemu jego ojciec tak bardzo upodobał sobie odbieranie życia ludziom, skoro nie posiadał władzy nad śmiercią jak on, czy zmarłymi, jak bóg zmarłych i przeklętych – Ozias. Chociaż z jednej strony musiał sobie przypominać, że Tylusa i Oziasa łączyło bardzo dużo. W końcu byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi.

– Jeśli sytuacja będzie tego wymagała, możesz się jej pokazać, ale za żadne skarby Wszechświata nie możesz mówić prawdy. Najlepiej nic nie mów, tylko użyj mocy odziedziczonych po mnie albo tych po swojej matce i pogrzeb jej w podświadomości. – Tylus przystanął przed nim, a Bastian pokiwał głową. Ojciec nie wiedział, że grzebał w pewien sposób w jej podświadomości już od bardzo dawna. – Są całkiem użyteczne. Dobrze, że to po niej odziedziczyłeś. Przynajmniej tyle dobrego. – Westchnął przymykając powieki. Gdy się odezwał w jego głosie pobrzmiewała rozkosz: – Cóż ta kobieta ze mną robiła...

Bastian zacisnął pięści. To jedyna reakcja na te słowa. Nie chciał słyszeć z jego ust o swojej matce. Nie po tym co jej zrobił.

Tylus oprzytomniał i klasnął w ręce odwracając się.

– Dobrze, mam świetny humor. Dzisiaj będziemy świętować. Może demony przyprowadzą mi jakichś śmiertelników do zabawy. Przydaliby mi się nowi służący. Wypadałoby też powiększyć kolekcje kości. Już nie mogę się doczekać – dopowiedział złowieszczo wracając na swój tron.

Bastian miał zamiar opuścić wiecznie ciemne pomieszczenie, w którym panował taki chłód, że wydawało się mu, iż znajdował się w lochach albo głęboko pod ziemią. Zresztą, śpieszyło mu się do Vanessy.

Tylus oczywiście popsuł mu plany.

– Bastianie – zwrócił się do niego ojciec – chcę ci tylko przypomnieć, że ona należy do mnie. Twoje moce tak samo. Nie chcę przypadkiem dowiedzieć się, że przyjdzie ci do głowy jakiś pomysł, który będzie kwestionował twoją przynależność do mnie, do ciemności albo naszego świata. Ty umiesz czytać w myślach, ja nie. Dlatego ostrzegam cię, że jeśli mnie zdradzisz, zabiję cię w najokrutniejszy sposób jaki istnieje. Różnica pomiędzy tym co kiedyś cię spotykało, a tym, co zrobiłbym ci gdybyś mnie zdradził, jest bardzo duża – wyrzucił z siebie, pewny swoich słów patrząc na niego z pogardą i złowieszczym błyskiem w czarnych oczach.

– Jestem ci wierny, ojcze. Dobrze o tym wiesz – odpowiedział z pokorą i pochylił głowę kłaniając mu się w pas. – Dziewczyna nic dla mnie nie znaczy. Wielką radość sprawia mi świadomość, że będziesz mógł wreszcie odebrać to, co należy do ciebie.

Tylus uśmiechnął się pod nosem i rzucił jedną z kości u stóp demonowi, który zaczął wyłaniać się zza jego tronu. Bastian mimowoli wzdrygnął się widząc długie, czarne palce zakończone pazurami. Nienawidził tych istot jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że kiedyś byli ludźmi bawiącymi się właśnie własnymi kośćmi.

– I niech tak zostanie – podsumował Tylus. Odpędził do gestem ręki. – Możesz odejść. Jeśli zechcesz, możesz przyjść na biesiadę w nocy. Mogę podarować ci jedną z kobiet, które mi przyprowadzą.

Bastian pokręcił głową. Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o tym co tu będzie się działo.

– Dziękuję, ojcze, ale będę wypełniał twoje polecenie. Dopóki dziewczyna nie trafi w twoje ręce gwarantuję ci, że nie spuszczę jej z oka.

Po tych słowach ukłonił się ponownie i wyszedł z sali, zostawiając za sobą ojca oraz swoją osobowość posłusznego i wiernego syna.

Oczywiście, że miał zamiar zaopiekować się Vanessą i ochronić ją przed złem. Tak naprawdę robił to od bardzo dawna. I zrobiłby to nawet, gdyby Tylus go o to nie poprosił. 

Oprócz tego, miał zamiar się jej ujawnić i wbrew temu co mówił bóg ciemności, postanowił powiedzieć jej trochę prawdy i obserwować, jak zareaguje. W końcu od jakichś informacji musieli zacząć.

Dziedzictwo ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz