6. Zaczęło się od takich samych gwiazd

512 37 9
                                    

Nie wiedziała kiedy i jak znalazła się w lesie. Po prostu szła przed siebie myśląc o swojej okropnie zapowiadającej się przyszłości.

August zostanie jej mężem, a ona jego żoną. Na pewno niedługo po ślubie każą jej zajść w ciąże, aby przedłużyć linię królewską. Nie wiedziała nic o jego rodzinie, ale pewnie za kilka, może kilkanaście lat, August obejmie miejsce na tronie, więc analogicznie do tego, Vanessa zostanie królową. Będzie musiała wykonywać mnóstwo nieprzyjemnych obowiązków bez posiadania ani grama ochoty; które już ją przerażały i przyprawiały o ból głowy.

Nie była gotowa, żeby wychodzić za mąż, rodzić dzieci, prowadzić dom, a w międzyczasie zostać królową. Miała dosyć arystokracji, tych wszystkich nadętych i zapatrzonych w siebie ludzi. Nie chciała wchodzić w nowe znajomości udając, że cieszy się na widok każdej nowo napotkanej osoby. Nie mogła dłużej udawać. Nie byłaby szczęśliwa. Przestałaby istnieć.

Myśli przestały chodzić jej po głowie dopiero, kiedy uderzyła z całej siły w drzewo. Zderzenie spowodowało, że cofnęła się upadając z impetem na ziemię.

– Przeklęte drzewo. – Zaczęła masować czoło, które jako pierwsze miało styczność z pniem. – Cholera jasna, jeszcze sukienkę sobie pobrudziłam! – syknęła kąśliwie wstając i otrzepując się z brudu. – Czemu zawsze ja, co?! Czemu?!

Naburmuszona zamiast iść dalej, usiadła pod pniem. Oparła się o korę jak poprzedniego poranka w ogrodzie, podczas czytania książki o baśniowym królestwie. Prychnęła. Dobre sobie. Bardzo zabawne. Tak zabawne, że aż nie.

Do tego myśl, że jeszcze wtedy nie wiedziała tego wszystkiego, tych wszystkich informacji, które miały zmienić jej życie, przytłoczyła ją jeszcze mocniej. Zebrało się jej na płacz nad swoim marnym, żałosnym losem.

Westchnęła. Wzięła do ręki włosy, nerwowo przeczesując je palcami. Myślała, że to ją uspokoi, ale tak się nie stało. Przyciągnęła więc do siebie kolana i objęła je rękoma. Schowała między nimi głowę, ukrywając oczy i uszy przed światem. Zamknęła powieki, przyciskając mocniej nogi do uszu.

Nareszcie poczuła się spokojniej, mogła w końcu trochę odetchnąć. Ciemność oraz spokój przypominały jej o swoim śnie. Tam nikt jej nie przeszkadzał i mimo wszystko, w nim czuła się bardziej bezpiecznie, niż w swoim życiu. Cóż to była za dziwaczna ironia.

Kiedy oderwała kolona od uszu i otworzyła oczy, a później wyprostowując nogi popatrzyła w stronę nieba, przez chwilę wszystko wydało jej się za jasne, półprzezroczyste. Zamrugała parę razy, dostrzegając zbierające się nad nią burzowe chmury. Cieszyła się z tego powodu. Przynajmniej przez to nie będzie musiała iść do miasta z Augustem.

– August – wypaliła przerażona, szybko podnosząc się z miejsca.

Zapomniała, że mieli iść do miasteczka.

Zapomniała, że mieli spędzić ten dzień razem.

Zapomniała, że miała stać tam, gdzie jej powiedział i się nie ruszać.

W ogóle na chwilę o nim zapomniała.

Ojciec kazał jej być dla niego miłą i go szanować, a tymczasem ona go wystawiła. Chamsko zostawiła samemu sobie. Przerażała ją myśl, że kiedy Anderson się o tym dowie...

Nie, nie chciała nawet o tym myśleć.

Potraktowała Augusta zdecydowanie inaczej niż powinna. Nauczono ją czego innego. Powinna traktować każdego gościa ich domu z należytym im szacunkiem. Była zobowiązana do przynajmniej udawania dobrych manier.

Ale przecież tylko odeszła.

Zaraz wróci mówiąc wszystkim, że musiała iść do toalety. Przecież nic się nie stało. Zniknęła tylko na chwilę.

Dziedzictwo ŻyciaWhere stories live. Discover now