Rozdział 112

966 40 1
                                    

Draco

- Wszystko w porządku? – zapytała Bella, kiedy wszedłem do naszego pokoju, błoto wciąż pokrywało moje ręce, krew wciąż plamiła moją skórę. Potrzebowałem prysznica – długiego.

- Wszystko w porządku - odpowiedziałem, nie kłamałem, było wszystko dobrze – po prostu byłem zmęczony.

Kiedy przybyłem do rezydencji, spodziewałem się, że zakończę życie mojej ciotki, po tym, co powiedziały mi Miskey i Fawn, nie było innego wyjścia.

I nie żałowałem tego, zrujnowała życie Belli i nie zastanawiałaby się dwa razy, gdyby mogła ją zabić. Więc zrobiłem to, co musiałem zrobić i zrobiłbym to ponownie, gdybym musiał.

– Fawn śpi, jest w moim pokoju... Pansy się nią opiekuje – powiedziała, wiążąc włosy w kok. Usiadła na środku łóżka, bawiąc się rąbkiem jednego z moich swetrów.

- Dlaczego nie jesteś tam z nią? – zapytałem, ściągając koszulę przez głowę. Rzuciłem ją na ziemię, zwykle utrzymywałem pokój w czystości, ale nie miałem siły na żadne wysiłki.

- A kto by się wtedy tobą zaopiekował?

Spojrzałem jej w oczy, uśmiechnęła się do mnie i zeszła z łóżka. Podniosła moją koszulę i położyła ją starannie z boku, gotowa do prania.

– Dziękuję... za uratowanie mi życia – wzięła mnie za rękę i wciągnęła do łazienki.

Bez słowa odkręciła prysznic, upewniając się, że jest gorąco – dokładnie tak, jak mi się podobało.

- Nie dziękuj mi, wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko – rozpiąłem spodnie i zsunąłem je. Bella wyciągnęła rękę, czekając, by je wziąć, żeby mogła je położyć obok mojej koszuli.

— To była twoja ciotka, choć Draco... przepraszam, że kazałam ci to zrobić...

- Nie, wystarczy... nie obchodzi mnie, kto to jest, nikt cię nie dotknie, póki jeszcze oddycham.

Ściągnąłem bokserki i wszedłem pod prysznic. Boże, to było niesamowite – patrzyłem, jak brud i krew zmywają się, dowód moich wcześniejszych działań teraz spływa do ścieku.

- Zostawiłam tu czyste ubranie, kiedy wyjdziesz – jej uśmiech był słaby, ton jej głosu powiedział mi, że jest na skraju płaczu.

- Bello... chcesz do mnie dołączyć?

Wciągnęła powietrze, potrząsając głową. - Nie, poczekam tutaj – nie martw się

- Bello?

Nuciła, odwracając się.

- Przepraszam, że nie wysłuchałem cię w sprawie Fawn, powinienem... to było złe z mojej strony, że tak cię odrzucałem

– W porządku – nie martw się, teraz jest bezpieczna.

Zamknęła za sobą drzwi i wiedziałem, że jak tylko je zamknie, będzie płakać. Nie było mowy, żebym sam cierpiał.

Pospieszyłem pod prysznic, mimo uspokajającej temperatury wody i ostrego strumienia prysznica, który imitował masaż, liczyła się bardziej niż ja, próbując się zrelaksować.

-Kochanie? - Wyszedłemm z łazienki, po nałożeniu na siebie czystych ubrań, które mi zostawiła – no cóż, bokserek, chyba zamierzała przespać nas oboje, mimo że był to dopiero wczesny wieczór.

Wciągnęła, odwrócona do mnie plecami, gdy usiadła na skraju łóżka. Ruch, który wykonała rękami, pokazał mi, że ociera łzy, a ja poczułem jej ból.

Bare / DM / tłumaczenieWhere stories live. Discover now