Rozdział 115

1K 29 9
                                    

Draco

Korytarze były pełne uczniów próbujących opuścić zamek. Bolesne krzyki, rozpaczliwe wrzaski wypełniły moje uszy.

To nie była niczyja wina, że ​​to się dzieje, byli zdezorientowani. Nie byli szkoleni do walki, nikt ich do tego nie przygotował.

W ten sposób Czarny Pan miał przewagę, mordując niewinne życia, aby udowodnić swoją rację.

Nie obchodziło go, komu odebrał życie, pokazywał, że może.

Wszystkie życia były dla niego jednorazowe.

Dlatego musiał umrzeć. Życie Belli też było jednorazowe, a on chciał jednej rzeczy. A ponieważ go nie miał, zwrócił się ku wojnie i śmierci.

Kilka lat temu roześmiałbym się komuś w twarz, gdyby powiedział mi, że będę po przeciwnej stronie – walczący z tym, w co kiedyś wierzyłem.

Ale Bella pokazała mi inną ścieżkę. Ścieżka, która poprowadziła mnie do jaśniejszego spojrzenia na moje działania. W życiu nie chodziło o to, kto był potężniejszy od drugiego. Nie, nigdy o to nie chodziło i pomogła mi to zrozumieć.

Nigdy nie postawiłbym czyjegoś życia przed moim własnym, dopóki ona się nie pojawiła. Nigdy nie wyobrażałabym sobie, że ryzykuję życiem dla kogokolwiek, może dla moich rodziców, ale nawet wtedy zastanowiłbym się nad tym dwa razy.

Z Bellą nie było wahania.

Oczywiście zrobiłem to z miłości, ale też dlatego, że byłem winny jej upadku. A po dzisiejszym dniu jej życie zmieni się na lepsze. Nie pozwoliłbym jej odczuwać bólu, emocjonalnego ani fizycznego.

Byłem jej oddany i zawsze będę.

Kiedy ją opuściłem, bardzo tego żałowałem. Wiedziałem, że beze mnie będzie cierpieć, ale przynajmniej była bezpieczna. I tylko to się liczyło.

Zrobiłbym co w mojej mocy, żeby to przeżyć, Bella poniosła zbyt wiele strat w swoim życiu i nie mogę być jedną z nich.

Przepchnąłem się na przód zamku, tam wiedziałem, że będzie większość śmierciożerców.

Jego taktyka była prosta, wolne życia, o które nie dbał, zostały wysłane do walki jako pierwsze.

Były słabsze i niepotrzebne. Będzie w bezpiecznym miejscu, chronionym przez swoich silniejszych popleczników.

Byli tam moi rodzice, podobnie jak Nagini. Tego samego nie można było powiedzieć o mojej ciotce, była już pod opieką. I nie mam wątpliwości, że poszłaby prosto do Belli.

- Malfoy!

Odwróciłem się, widząc biegnącego w moim kierunku Blaise'a. Pocił się, w jego oczach był strach.

- Malfoy czekaj! - Krzyknął ponownie, czekałem, aż mnie dosięgnie, jego ręka chwyciła się mojego ramienia dla równowagi.

- Co?

- Weszli do pokoju wspólnego, nie mogłem ich wydostać – odetchnął ciężko, pochylając się i trzymając się za brzuch.

Moje serce zamarło, ból przeszył moje ciało. Wcześniej czułem wściekłość, ale nigdy w ten sposób – miałem pragnienie zadawania bólu, a nie wiedziałem, kto to odbierze, i nie obchodziło mnie to.

- Jak? Pokój wspólny był zamknięty, kiedy wyszedłem – moje palce przeczesywały moje włosy, szarpiąc lekko, gdy puszczałem.

- Niektórzy z piątego roku podkradli swoich przyjaciół – myśląc, że będą bezpieczni, odeszli...

Bare / DM / tłumaczenieWhere stories live. Discover now