2.

2.5K 138 15
                                    

Po wizycie Dumbledore udaliśmy się z rodzicami na ulicę Pokątną, aby zakupić potrzebne mi rzeczy do szkoły. Przemierzałam ulice podziwiając wszystkie te niesamowite rzeczy, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Widział ktoś z was np. sklep z latającymi miotłami w jakimkolwiek centrum miasta? Bo ja nie. Po kupieniu książek, kociołka, szat itd. udaliśmy się z rodzicami po sowę. Dyrektor wytłumaczył nam, że sowy są odpowiednikami naszych gołębi pocztowych, więc jeśli komuś chcemy coś powiedzieć, piszemy list, który następnie dajemy sowie, a ona leci dostarczyć go odbiorcy. Wybór był naprawdę ogromny, ale moją uwagę przykuła sowa z białymi piórami. Gdzieniegdzie jednak były one czarne i szare. Stwierdziłam, że to ją właśnie chcę. Rodzice zapłacili za moje nowe zwierzątko, które nazwałam Shinga. Nie wiem dlaczego, ale jakoś podobało mi się to imię. Skierowaliśmy się do Olivandera po różdżkę. Sprzedawca był bardzo miły i nie krzyczał, kiedy różdżki rozwalały sterty książek czy lampy. Po długich poszukiwaniach ją znalazłam (a raczej to różdżka odnalazła mnie). Giętka, 8 i 1/2 cala, wierzba, włos z głowy Wili. Po powrocie z zakupów pozostałe dni spędzałam na czytaniu książek, które kupili mi rodzice oraz próbowaniu rzucania podstawowych czarów podanych w książkach. Wszystkie mi wyszły, z czego byłam bardzo zadowolona.

***

Obudziłam się bardzo wcześnie - około 6 rano. Z przejęciem udałam się do łazienki załatwić poranne czynności. Czesałam swoje kręcone włosy dobre 10 minut, patrząc się w lustro i przyglądając się swoim niebieskim tęczówkom, które były ledwo widoczne, gdyż moje źrenice zawsze są wielkie jak spodki. Założyłam okulary i zeszłam na dół. Rodzice już jedli śniadanie. Usiadłam na swoim stałym miejscu i wzięłam tosta z dżemem truskawkowym. Nic więcej nie mogłam wcisnąć przez stres spowodowany nową szkołą. O 9:30 wyjechaliśmy z domu. Równo o 10:43 znaleźliśmy się na stacji, po czym udaliśmy się na odpowiedni peron. Stanęłam przed ścianą między peronem 9 a 10 i spojrzałam na rodziców. Tata wziął mnie za rękę i przeszliśmy przez barierkę. Kiedy znalazłam się po drugiej stronie i zauważyłam tabliczkę z napisem 9 i 3/4 odetchnęłam z ulgą. Zaraz za nami pojawiła się mama z Amy. Tata pchał mój wózek z bagażami z wielkim uśmiechem na twarzy. Pomógł mi wnieść torby do pociągu i po chwili stanęliśmy przed drzwiami, żeby się pożegnać.

- Słoneczko jesteśmy z ciebie tacy dumni.- Zaczęła moja mama.- Pisz do nas jak najczęściej, będziemy za tobą bardzo tęsknić.- Powiedziała i przytuliła mnie, a zaraz po niej tata i siostra, która oczywiście musiała wziąć swoją lalkę ze sobą.

- Nic mi nie będzie.- Odparłam i uśmiechnęłam się do nich.

- Idź już, bo za 5 minut odjeżdża pociąg. -Rzekła moja rodzicielka, a ja ostatni raz się do niej przytuliłam i weszłam do pociągu.

Zmierzałam w stronę mojego przedziału, kiedy przez przypadek na kogoś wpadłam. Upadłam na podłogę, a mój tyłek ucierpiał po spotkaniu z posadzką. Spojrzałam na osobę, którą przez niezdarność uderzyłam. Był to wysoki, rudy chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy. Podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.

- Przepraszam...- Wymamrotałam lekko zawstydzona.

- Uważaj jak chodzisz maluchu.- Powiedział przyjaźnie, potargał moje włosy i odszedł.

Kiedy weszłam do swojego boksu zauważyłam, że siedział w nim jakiś chłopak. Miał potargane czarne włosy i okrągłe okulary. Jego sylwetka była dość drobna. Był bardzo chudy.

- Cześć...- Przywitałam się. -Nie miałbyś nic przeciwko, żebym tutaj usiadła? Nie jestem na tyle silna, żeby znaleźć pusty przedział i przenieść tam walizki... -Powiedziałam zawstydzona.

- Nie ma sprawy. Siadaj.

- Jestem Meghan. -Przedstawiłam się.

- Harry.- Odpowiedział. Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam na niego „okiem detektywa".

- Harry Potter?- Zapytałam cicho, tak żeby nie usłyszał. Chłopak niestety wszystko usłyszał i przytaknął. - Przepraszam nie chciałam...- Zaczęłam się tłumaczyć, lecz on mi przerwał.

-Nie masz mnie za co przepraszać.- Powiedział i uśmiechnął się.

Harry Potter to chłopiec, który przeżył spotkanie z Czarnym Panem, czyli Voldemortem. Sami-wiecie-kto wymordował wielu czarodziejów, jak i mugoli, a dziecko, które miało może coś około roku przeżyło jego napad i sprawiło, że zniknął. Niektórzy mówią, że umarł, ale większość jest pewna, że osłab z sił i gdzieś się ukrywa. Ja jestem raczej za tą drugą wersją. Czarodzieje mówiąc o nim, używają raczej pojęć Sam-wiesz-kto czy Czarny Pan, ponieważ wszyscy boją się wypowiedzieć jego prawdziwe imię. Pociąg właśnie ruszył i podróż do Hogwartu się rozpoczęła, a ja spojrzałam w okno i pomachałam rodzicom oraz siostrze na pożegnanie.


Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa!
Sadie

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz