59.

903 77 25
                                    




Niedzielny poranek minął mi tak jak każdy poranek w Hogwarcie od sześciu lat. Śniadanie jak zwykle było pełne nowych wiadomości z Proroka Codziennego, wybuchowych akcji Semusa, wypadków Nevilla, narzekań Rona, zaczytania Hermiony i rozmyśleń Harry'ego.

-Skoro Malfoy jest Śmierciożercą, a ty się z nim zadajesz, a Voldemort chcę dopaść ciebie i mnie to grozi nam katastrofa! -Potter po raz kolejny próbował zerwać mój kontakt ze Smokiem.

-Mów dalej. -Mruknęłam przeglądając podręcznik z Transmutacji kompletnie nie zwracając uwagi na wywody chłopaka.

-Przecież to jest Malfoy, MALFOY! -Wzięłam kolejną łyżkę owsianki i przewróciłam stronę książki.

-Yhym.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! -Harry zamknął mi podręcznik.

-Co? -Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na bliznowatego.

-Jak zwykle nie słuchasz.. -Żachnął się Harry i ugryzł swoją kanapkę.

-Słucham, słucham. -Zaprzeczyłam. -Chodziło o Malfoy'a.. -Popatrzyłam na Hermionę, która praktycznie niezauważalnie przytaknęła głową.

-Ty jesteś Meghan Roger? -Podbiegł do nas jakiś pierwszoroczniak ratując mnie od Harry'ego. Przytaknęłam i wzięłam list,który chłopak mi podał.

-Od kogo? -Zapytał Ron nalewając soku dyniowego do kielicha. Otworzyłam kopertę:

Meghan,

Mam nadzieję, że twoje bolące ataki karku nie są codziennością.
Byłbym rad, gdybyś przyszła dzisiaj do mnie do gabinetu na dwunastą.

Z poważaniem,
Dumbledore

-Od Dumbledorea. -Wrzuciłam list do środka podręcznika. -Chce się spotkać o dwunastej.

-Ciekawe. -Wymieniliśmy spojrzenia.

***

Równo o dwunastej stanęłam przed drzwiami głównymi do gabinetu dyrektora. Zapukałam trzy razy w mosiężne drzwi, po czym weszłam do środka. Gabinet był pusty. Na biurku jak zwykle znajdowały się różne srebrne instrumenty i jakieś papiery. Obok mebla siedział Faweks. Nie wyglądał najlepiej, pióra odstawały mu w rożne strony. Niby nic wielkiego, ale jednak.

-Witaj Meghan! -Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Dumbledore.

-Dzień dobry Psorze. -Uśmiechnęłam się do staruszka.

-Myślę, że pierwsze zdanie z mojego listu choć trochę wytłumaczyło Ci nasze spotkanie. -Dyrektor usiadł za swoim biurkiem, a mi wskazał fotel naprzeciw.

-Nie do końca.. -Przyznałam i zaczęłam bawić się rekami.

-Twoje bolące ataki karku, kontakt z Voldemortem. -Wytłumaczył.

-No tak.. -Szepnęłam cicho.

-Siedziałem nad tym dość długo wraz z Profesorem Snapem, ale wreszcie znalazłem sposób zapobiegnięcia temu. Okumulencja nie pomoże, to jest.. -Skrzywił się odrobinę mężczyzna. -inna sprawa.. Pogrzebałem trochę w magi zapomnianej, jak ja to nazywam i znalazłem. Dokładniej zaklęcie, które złagodzi twój ból.

-Zaklęcie? Istnieje zaklęcie na coś takiego? -Podniosłam lewą brew do góry.

-Zaklęcie to zostało.. Zostało zapomniane. -Dyrektor zaczął bawić się włosami swojej brody, co wyglądało komicznie.

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now