34.

1.2K 93 13
                                    

4/10

Ponownie trwałam w koszmarze. SZPITAL. Zamknięta w czterech ścianach bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Trzy tygodnie w jednym pomieszczeniu, gdzie śmierdzi chemikaliami, aż się rzygać chce. Najgorsze jest to, że to sala dla jednego pacjenta. Nie ma z kim porozmawiać. Zostaje tylko i wyłącznie własny mózg. W taki właśnie sposób powstała Annabeth. Zapytacie pewnie kim jest Annabeth. Otóż jest to wymysł mojej wyobraźni. Ale po co mi ktoś taki? Żeby nie zwariować. A może już zwariowałam? Trudno stwierdzić.

-Zaraz ktoś wejdzie. -Mruknęła dziewczyna latając pod sufitem.

-Co? -Zdziwiłam się.

-To co mówię, nie udawaj idiotki Meg. -Zrobiła koziołka w powietrzu.

-No tak, spokojnie. -Wypuściłam powietrze. Kilka sekund później ktoś rzeczywiście zapukał do drzwi. -Proszę! -Odparłam i poprawiłam trochę włosy.

-Witaj Meghan. -Moim oczom ukazał się sam dyrektor Hogwartu. Znowu mnie wyciągnie z tego przeklętego miejsca? Oby, bo nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam..

-Dobry.. -Mruknęłam.

-Mam jakby Déjà vu. A ty? -Zapytał staruszek i usiadł na krześle obok łóżka.

-Też.. -Przyznałam. -Czy Profesor jest w stanie mnie stąd wydostać? Nie chcę tu siedzieć. Zaczynam wariować. Mój mózg wytworzył sobie postać, która nie istnieje! Czy to schizofrenia? -Zaczęłam gadać jak najęta.

-Spokojnie Meghan, spokojnie. -Zaczął mnie uspokajać Dumbledore. -To nie jest żadna schizofrenia. Inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. -Puścił do mnie oczko. -Za tydzień Hogwart, więc w jakiś sposób powinienem Cię stąd wydostać. -Uśmiechnął się.

-Ale jak? Przecież to nie jest Skrzydło Szpitalne i Pani Pomfrey! -Machałam rękami chcąc podkreślić jak bardzo ta sytuacja jest do dupy.

-Nie martw się, coś na to poradzimy. -Powiedział. Drzwi ponownie się otworzyły i do sali weszła moja doktorka, Pani McLie. -Dzień dobry. -Kiwnął głową Dumbledore w stronę kobiety.

-Witam dyrektorze. Co Pan tu robi? Nie wolno do tak -Pstryknęła palcami. -wchodzić do pacjentów. -Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.

-Przepraszam, więcej się to nie powtórzy. -Dyrektor podniósł ręce w geście obronnym. -Chciałem z Panią porozmawiać. -Dodał.

-W jakiej sprawie? -Zdziwiła się.

-W kwestii wypisu Meghan..

***

Stałam przed witryną, czyli wejściem do Munga z torbą. Czekałam na dyrektora dobre dziesięć minut. Kazał mi zaczekać, żeby potem przeteleportować się do Kwatery Głównej.

-No chodź złap mnie za rękę. -Powiedział dziarsko dyrektor przechodząc prze witrynę sklepową. Chwyciłam się ramienia staruszka i poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. W następnej chwili staliśmy już w kuchni na Grimmauld Place 12. Z kredensu wyszedł zdziwiony Syriusz.

-Nie spodziewałem się was. Hej Meghan! -Podszedł do mnie i zaczął mnie przytulać.

-Udusisz. -Wychrypiałam. Black puścił mnie natychmiast ze swoich objęć i poczochrał moje włosy.

-Dobrze to zostawiam już Pannę Roger pod twoja opieką Syriuszu. -Uśmiechnął się dyrektor i teleportował się.

-Czego szukałeś w kredensie? -Zapytałam.

-Wiesz odkąd uwięzili Cię w Mungu ktoś musi gotować.. -Podrapał się po karku. -A dzisiaj moja kolej.. -Uśmiechnął się krzywo.

-Chodź pomogę Ci. -Powiedziałam śmiejąc się i położyłam torbę na ławie. Weszłam do kredensu i wzięłam potrzebne rzeczy na gulasz. Po chwili stałam już przy garach mieszając mięso, sos itd w garnku.

-Ratujesz mi dupę. -Mruknął Syriusz i podał mi otworzoną butelkę piwa kremowego.

-Nic wielkiego. -Wzruszyłam ramionami i oparłam się o blat biorąc łyka napoju.

- No Syriuszu ciekawa jestem co nam przygotowałeś na kolację.. -Dotarł do mnie głos Pani Weasley. -Meghan! -Krzyknęła kobieta i podbiegła do mnie sprintem jakby to był wyścig.

-Ktoś powiedział Meghan? -Na dole od razu zjawili się bliźniacy. Oni chyba też brali udział w biegu po kuchni na czas. Po chwili byłam duszona przez dwóch rudych osobników. Fred pocałował mnie namiętnie, a reszta tylko uśmiechała się głupkowato.

-No siadajcie do stołu. -Powiedziałam i zaczęłam nakładać potrawę do misek.

-KOLACJA! -Wrzasnęli bliźniacy. Jak na zawołanie pojawiła się reszta osobników domu. Wszyscy się ze mną witali, pytali jak się czuję itd, a ja po prostu byłam zadowolona, że siedzę z nimi tutaj, a nie samotnie w czterech ścianach.

***

-Mam nadzieje, że nie przyniesiecie mi wstydu w tym roku. -Mówiła Pani Weasley, kiedy wychylaliśmy się całą siódemką przez drzwi Express Hogwart. -Wszyscy maci być grzeczni i nie wpadać w żadne kłopoty. -Ciągnęła swój monolog kobieta.

-Spokojnie mamo. Nic wielkiego się nie stanie. -Przewróciła oczami Ginny.

-Już lećcie zajmijcie sobie miejsca. -Powiedziała i pomachała na pożegnanie. Miałam zamiar już iść wraz z Harry'm i Ginny poszukać przedziału, gdyż Ron i Hermiona byli zmuszeni usiąść z Prefektami, kiedy dotarł do mnie głos Lupina.

-Meghan poczekaj. -Odwróciłam się. Przede mną stała przynajmniej połowa Zakonu. Patrzyli na mnie z politowaniem.

-Tak? -Zapytałam podenerwowana.

-Uważaj na siebie. Masz wyjść z anoreksji. -Powiedział Moody ostro.

-Oj Szalonooki nie bądź taki ostry. -Mruknęła Tonks w stronę mężczyzny. -Po prostu postaraj się z tego wyjść . -Uśmiechnęła się do mnie.

-Dobra.. -Mruknęłam.

-No leć już. -Ponaglił mnie Moody. Posłałam im uśmiech i odwróciłam się idąc powoli. Chciałam znaleźć przyjaciół.

-Miałeś jej powiedzieć.. -Usłyszałam pełen pretensji głos Pani Weasley.

-Jeszcze no to nie czas Molly, jeszcze nie.. -Odpowiedział.

~~~~
Meghan: Czemu nam to robisz?!
Meghan: *milczy i wypatruję się w ścianę*

Remus: Remuuus pamiętasz mnie jeszcze? XD
Remus: Co do..?

Syriusz: Może ty mnie pamiętasz?
Syriusz: Eeeee my się znamy?

Cedrik: Wiesz co? Rozejm.
Cedrik: *podaje rękę na znak rozejmu*
~~~~
Ludzie! _syr97_ ,która sprawdza każdy rozdział ma dzisiaj urodziny! Złóżcie jej życzenia uro 😉

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now