Fred prowadził mnie przez cały Hogwart wraz se swoim bratem - Percy'm. Kiedy odnaleźliśmy Harry'ego z Ronem i Hermioną podbiegłam do nich od razu.- Harry! Harry wiesz co się stało! - zaczęłam.
- Meghan - Harry zbladł.
- Wiesz co trzeba zrobić - powiedziałam i spojrzałam na różdżkę, którą trzymał w ręce.
- Tylko, że ja tego nie zrobię - powiedział szybko. - Nikt się na to nie zgodzi - dodał.
- O co chodzi? - zapytał Fred.
- Meghan jest horkruksem - odparł Harry po chwili.
- Co to jest horkruks? - zapytał rudzielec.
- Ma w sobie cząstkę duszy Voldemorta, kiedy zniszczymy wszystkie tym samym zniszczymy również jego - wytłumaczyła Hermiona.
- Nie zgadzam się! - Fred podniósł głos i tak jak stał chwilę temu kilka metrów ode mnie, to teraz mnie ściskał.
- Fred to nie ma znaczenia czy się zgadzasz czy nie, tak trzeba - spojrzałam na niego, a on na mnie.
- Ale ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! - krzyczał. Jego twarz przyjęła kolor dojrzałego pomidora, a z uszu prawie wylatywała mu para.
- Fred zakończymy wtedy terror - powiedziałam spokojnym głosem i położyłam dłoń na jego policzku.
- Dlaczego ty? - jego głos się załamał.
- Nie wiem - odparłam.
Mój wzrok przykuła dziura w murze i krajobraz, który znajdował się na zewnątrz. Widok wojny. Nie zastanawiałam się długo.
Wyrwałam się z objęć mężczyzny i podbiegłam szybko do tej dziury.
- MEGHAN, NIE!!! - wrzasnął Fred i zaczął do mnie biec.
- Bądź szczęśliwy - powiedziałam na pożegnanie i zrobiłam krok do tyłu, krok w pustą przestrzeń.
Zaczęłam spadać, zamknęłam oczy i czekałam, czekałam na koniec wraz z uderzeniem w ziemię.
***
Ciemność, ciemność i ja. To tak wygląda śmierć? Jest ciemnością? Nie czułam żadnego bólu, choć spadłam przed chwilą z dość dużej wysokości. Wszystko było w porządku.
Otworzyłam oczy i ujrzałam niebo pełne chmur i stado ptaków szybujące między nimi. Postanowiłam usiąść. Ujrzałam łąkę pełną kolorowych kwiatów i wysokie piękne drzewo.
Postanowiłam udać się właśnie tam. Biała szmata, którą miałam na sobie falowała lekkim wietrze.
- Jesteś tu - usłyszałam zza drzewa. Obeszłam je na około i zobaczyłam Dumledora.
- Profesorze - odparłam i usiadłam obok niego.
- Byłaś bardzo odważna - powiedział i spojrzał w moją stronę. - poświęciłaś swoje życie dla życia milionów - zaczął gładzić swoją brodę.
- Świat był ważniejszy niż moje życie - odparłam, a Dumbledore wstał i zaczął iść prosto przed siebie. Ruszyłam za nim.
- Jakiś ocaliłaś - przyznał. - A zastanawiałaś się jaki zniszczyłaś? - zapytał. Nie odpowiedziałam na to pytanie.
Szliśmy tak kawałek aż doszliśmy do jakiegoś koszyka stojącego na trawie. Leżała w nim jakaś żywa istota płacząca z bólu i rozpaczy.
- Co to jest, profesorze? - zapytałam.
YOU ARE READING
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...