81.

424 40 18
                                    


Fred prowadził mnie przez cały Hogwart wraz se swoim bratem - Percy'm. Kiedy odnaleźliśmy Harry'ego z Ronem i Hermioną podbiegłam do nich od razu.

- Harry! Harry wiesz co się stało! - zaczęłam.

- Meghan - Harry zbladł.

- Wiesz co trzeba zrobić - powiedziałam i spojrzałam na różdżkę, którą trzymał w ręce.

- Tylko, że ja tego nie zrobię - powiedział szybko. - Nikt się na to nie zgodzi - dodał.

- O co chodzi? - zapytał Fred.

- Meghan jest horkruksem - odparł Harry po chwili.

- Co to jest horkruks? - zapytał rudzielec.

- Ma w sobie cząstkę duszy Voldemorta, kiedy zniszczymy wszystkie tym samym zniszczymy również jego - wytłumaczyła Hermiona.

- Nie zgadzam się! - Fred podniósł głos i tak jak stał chwilę temu kilka metrów ode mnie, to teraz mnie ściskał.

- Fred to nie ma znaczenia czy się zgadzasz czy nie, tak trzeba - spojrzałam na niego, a on na mnie.

- Ale ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! - krzyczał. Jego twarz przyjęła kolor dojrzałego pomidora, a z uszu prawie wylatywała mu para.

- Fred zakończymy wtedy terror - powiedziałam spokojnym głosem i położyłam dłoń na jego policzku.

- Dlaczego ty? - jego głos się załamał.

- Nie wiem - odparłam.

Mój wzrok przykuła dziura w murze i krajobraz, który znajdował się na zewnątrz. Widok wojny. Nie zastanawiałam się długo.

Wyrwałam się z objęć mężczyzny i podbiegłam szybko do tej dziury.

- MEGHAN, NIE!!! - wrzasnął Fred i zaczął do mnie biec.

- Bądź szczęśliwy - powiedziałam na pożegnanie i zrobiłam krok do tyłu, krok w pustą przestrzeń.

Zaczęłam spadać, zamknęłam oczy i czekałam, czekałam na koniec wraz z uderzeniem w ziemię.

***

Ciemność, ciemność i ja. To tak wygląda śmierć? Jest ciemnością? Nie czułam żadnego bólu, choć spadłam przed chwilą z dość dużej wysokości. Wszystko było w porządku.

Otworzyłam oczy i ujrzałam niebo pełne chmur i stado ptaków szybujące między nimi. Postanowiłam usiąść. Ujrzałam łąkę pełną kolorowych kwiatów i wysokie piękne drzewo.

Postanowiłam udać się właśnie tam. Biała szmata, którą miałam na sobie falowała lekkim wietrze.

- Jesteś tu - usłyszałam zza drzewa. Obeszłam je na około i zobaczyłam Dumledora.

- Profesorze - odparłam i usiadłam obok niego.

- Byłaś bardzo odważna - powiedział i spojrzał w moją stronę. - poświęciłaś swoje życie dla życia milionów - zaczął gładzić swoją brodę.

- Świat był ważniejszy niż moje życie - odparłam, a Dumbledore wstał i zaczął iść prosto przed siebie. Ruszyłam za nim.

- Jakiś ocaliłaś - przyznał. - A zastanawiałaś się jaki zniszczyłaś? - zapytał. Nie odpowiedziałam na to pytanie.

Szliśmy tak kawałek aż doszliśmy do jakiegoś koszyka stojącego na trawie. Leżała w nim jakaś żywa istota płacząca z bólu i rozpaczy.

- Co to jest, profesorze? - zapytałam.

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now