Epilog

698 38 11
                                    




Fred's pov

Obudziłem się wcześniej niż zwykle. Zwlokłem się z łóżka i powlekłem do łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą aby się obudzić i zeszyłem na dół do kuchni. Przy stole siedziała moja mała księżniczka powtarzając jak mantrę "Nie denerwuj się", nawet mnie nie zauważyła.

- Witaj słonko - powiedziałem do mojego brzdąca i poczochrałem jej włosy.

- Tato! Wiesz, że tego nie lubię! - oburzyła się identycznie jak jej matka.

- Już nie denerwuj się Meghan - powiedziałem i nalałem sobie kawy do kubka. - Dlaczego nie śpisz?Jest jeszcze wcześnie, zbyt wcześnie - upiłem łyk kawy. Dziewczynka spojrzała na mnie nie wiedząc czy chce podzielić się ze mną swoimi myślami.

- Boję się iść do Hogwartu - powiedziała cicho. Usiadłem na krześle obok niej.

- Nie masz się czego bać - zapewniłem ją. - Hogwart to niepowtarzalne i pełne przygód miejsce - uśmiechnąłem się na same wspomnienie moich szkolnych dni. Dziecko jednak milczało nie będąc w pełni przekonane co do moich słów. - Kiedyś na przykład razem z Georgem prawie wysłaliśmy szkolny klozet do twojej cioci Ginny - rudowłosa zachichotała. - Albo razem z twoją mamą przemalowaliśmy cały gabinet McGonagall na granatowo, wtedy jeszcze była nauczycielką, a nie dyrektorką. Kobieta do dziś dnia nienawidzi niebieskiego w jakimkolwiek odcieniu.

- Czyli było fajnie - rozchmurzyła się dziewczynka.

- Najlepiej na świecie - odparłem. - Zapewne usłyszysz jeszcze wiele rzeczy o tym co zrobiłem z moim bratem i twoją mamą, chętnie ci o tym opowiem jeszcze kiedyś - poczochrałem jej włosy.

- Tato!

- Idź obudź swoich braci - poleciłem i wstałem od stołu, żeby przyrządzić wygłodniałej trójce śniadanie. Do kuchni wparowała dwójka rudowłosych chłopców, a za nimi dziewczynka. Zasiedli na swoich stałych miejscach oczekując śniadania, które zaserwowałam im kilka chwil później. - Droga młodzieży Weasley - zacząłem. - Dziś zaczynacie swoją przygodę z tak zwaną edukacją - z wielka szybkością wcinali jajecznice, wiedziałem jednak, że uważnie mnie słuchają. - Alex, Alastore musicie pilnować swojej siostry i bronic ją przed niebezpieczeństwami czyhającymi w zakamarkach szkoły takimi jak CHŁOPCY - podkreśliłem mocno ostatnie słowo. - Meghan ty masz pilnować chłopców, żeby nie pakowali się w kłopoty, nie chcę dostać listu od profesor McGonagall lub jakiegokolwiek innego nauczyciela, że coś przeskrobaliście - moja poważna mina zmienila się w wielki uśmiech, a dzieci zaczęły się śmiać.

- Genialnie udajesz babcie Weasley, tato - powiedział Alex śmiejąc się aż sok wyleciał mu nosem z czego powstało jeszcze więcej śmiechu.

Kiedy latanina po domu się skończyła i wszystkie rzeczy zostały zapakowane do kufrów stanęliśmy wszyscy przed kominkiem.

- Wiecie co macie powiedzieć, jak już wylądujecie podejdźcie na trzecią ławkę od barierki - poleciłem.

Kiedy już wszystkie moje urwisy znikły w zielonych płomieniach kominka sam przeniosłem się na peron i stanąłem obok rudej trójki.

- Idziemy znaleźć wam wolny przedział - powiedziałem. kiedy doszliśmy do pociągu ze środka wyszedł blond Malfoy.

- Dzieciaki zarezerwowałem wam najlepszy przedział w całym pociągu - zaczął przybijać piątki i żółwiki Malfoy.

- Co tu robisz? - zapytałem zdziwiony.

- Muszę odprawić moje chrześniaki do szkoły - odparł i wziął kufry chłopców, a ja Meghan.

- Jak tam nowa fucha? - zapytałem.

- Dziś pierwszy dzień, zapowiada się dobrze - ominęliśmy grupkę uczniów z piątego roku w szatach drużyny Ravenclaw.

- Mam nadzieje, że nie będziesz cisnął dzieciaków na eliksirach, wszystko byle nie powrót Nietoperza - wielkiego mistrza eliksirów - powiedziałem pełnym powagi głosem na co wybuchnęliśmy śmiechem.

Kiedy zapakowaliśmy już wszystkie bagaże i wróciliśmy na peron moje trojaczki toczyły dyskusje z Teddy'm Lupinem, który miał zacząć swój drugi rok.

- Siemaneczko Teddy - przywitałem się z nim i przybiłem żółwika.

- Cześć wujku - odparł i razem z Draco wszedł do pociągu.

- Wasze bagaże są tam gdzie kufer Tedd'a, zaprowadzi was, był tam już ze mną - powiedział Malfoy. W tym samym czasie lokomotywa dała znak odjazdu.

- Dzieciaki - zwróciłem się do moich skarbów. - Pamiętajcie, że dom nie jest ważny, chociaż pewnie traficie do Gryffindoru jak wszyscy Weasley'owie, mimo wszystko macie mi napisać, gdzie zostaliście przyjęci. Macie często pisać spodziewam się przynajmniej jednej sowy na dwa dni - pogroziłem palcem. - Pamiętajcie, że najważniejsze to dobrze się bawić i robić to tak, żeby nie wyrzucili was ze szkoły - trojaczki pokiwały zgodnie głowami. - Chce przytulasa na pożegnanie - powiedziałem i rozłożyłem ręce. Trzy urwisy rzuciły się na mnie jednocześnie. Pociąg zaczął powoli ruszać. - Wskakujcie do środka - ponagliłem je, a one szybko wskoczył do pociągu. Machałem im tak długo aż maszyna nie zniknął za zakrętem. Moje dzieciaki dorastają...

Deportowałem się do mojego i Georga sklepu powodując małe zamieszanie. Jak zwykle sklep był pełny i aż pękał w szwach.

- Jak tam pierwszy dzień szkoły? - zapytał George, kiedy zacząłem pomagać mu rozładowywać pudła z nowym towarem.

- Już za nimi tęsknię - przyznałem i położyłem Kieszonkowe Bagno na półce.

- Szybko zleci, niedługo przyjadą na Święta - poklepał mnie po plecach.

Dzień w sklepie minął jak zawsze, szybko. Kiedy pierwsze latarnie zaczęły świecić, a było jeszcze dość jasno postanowiłem udać się w jeszcze jedno miejsce nim wejdę do domu. Udałem się na skraj lasu, gdzie znajdowała się wkopana w ziemię kamienna tablica. Usiadłem na drewnianej ławeczce i zacząłem wpatrywać się w grób. 

- Cześć skarbie - przywitałem się. - Dziś wysłałem nasze miśki do szkoły, są już takie duże - uśmiechnąłem się. - Meghan wygląda zupełnie jak ty, jesteście jak dwie krople wody, no poza włosami, a chłopcy, Alex i Alastor są jak ja i George. Szkoda, że cię tutaj nie ma - posmutniałem. Śmierć najważniejszej dla mnie osoby była dla mnie jak miliard noży prosto w serce. - Ale nie musisz się niczym przejmować - zapewniłem ją. - U nich wszystko super, nic im nie brakuje. U mnie też wszystko w porządku. W sklepach mamy pełno zamówień, jest dużo pracy, nie mam jak narzekać na brak zajęć - poprawiłem swoją rudą czuprynę. Posiedziałem jeszcze jakiś czas wspominając nasze wybryki z czasów szkolnych. - Na mnie już czas Meg - powiedziałem podnosząc się. - Widzimy się jutro - pożegnałem się. - Kocham cię.

~~~~~
Jestem wam winna wytłumaczenia dlaczego Meghan nie żyje. Meghan była horkruksem, przyjmowała eliksir wzmacniający, używała Exitusa, miała wcześniej anoreksję. To wszystko wyniszczyli jej ciało, jej organizm był słaby i niemożliwym było jej dalsze życie. Wiem jestem okropna.
Tasak

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now