73.

457 44 2
                                    


- Podaj mi szybko dyptam! - krzyczała Hermiona pochylając się nad rozszczepionym Ronem. - Dyptam! - nie czekając chwili dłużej otworzyłam swoją torebkę.

- Accio dyptam! - powiedziałam nerwowym głosem i złapałam buteleczkę. Podałam ją dziewczynie. Harry przyglądał się temu wszystkiemu z przerażeniem.

- Co mu się stało? - wybełkotał.

- Jest rozszczepiony - mruknęłam cicho obserwując buchanie zielonego dymu, a następnie jak żywe mięso porasta nowa  skóra.

- Boje się rzucać zaklęcia, które uleczyłyby go całkowicie, nie chce nic pomylić... Stracił już tyle krwi...

- Gdzie my tak w ogóle jesteśmy? Myślałem, że wracamy na Grimmauld Place - Hermiona wzięła głęboki wdech, a po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy.

- Yaxley złapał mnie za rękę, kiedy się deportowaliśmy, wszedł za tarczę zaklęcia Fideliusa, nie możemy się już tam zatrzymać... - Hermiona zaczęła obwiniać się za zdradzenie śmierciożercom siedziby Zakonu Feniksa, a Harry zaczął ją pocieszać i mówić, że to nie jej wina.

- Salvio hexia... Protego totalum...

- Co robisz? - zapytał Harry.

- Rzucam zaklęcia ochronne, Ron nie da rady się na razie przemieszczać, musimy tu trochę zostać - odparłam i wróciłam do wcześniejszej czynności.

Przez kilka dni zatrzymaliśmy się na polanie. Nie było łatwo biorąc pod uwagę upierdliwego Rona, który cały czas narzekał, że jest głodny i medalionu, który musieliśmy nosić na zmianę, żeby się nie pozabijać. Jako, że nie mieliśmy pojęcia, gdzie Voldemort mógł ukryć kolejnego horkruksa błąkaliśmy się po wiejskich ustroniach codziennie rozbijając namiot w innym miejscu.

Od czasu, kiedy znaleźliśmy medalion często zaczynał boleć mnie kark, zwłaszcza kiedy miałam na sobie horkruksa. Ból był do zniesienia i nie mówiłam nic pozostałym, żeby się dodatkowo nie martwili. Mieliśmy już wystarczająco problemów. Popijałam wtedy eliksir wzmacniający, a ból odchodził na jakiś czas.

Mimo i tak ciężkiej sytuacji zdarzyła się rzecz okropna jaką było odejście Rona po podsłuchaniu rozmowy goblinów, Teda Tonksa i Deana Thomasa w lesie podczas postoju. Hermiona załamała się i nie rozmawiała z nami praktycznie wcale, Harry chodził lekko podenerwowany, a na mnie spadła wcześniejsza fucha Rona, strach. Martwiłam się już wcześniej o Weasley'ów, w szczególności Freda, i członków zakonu, ale nie tak bardzo jak po odejściu rudego chłopaka. Zostało mi jednak tyle rozumu w głowie, żeby nie popadać w panikę jak Ron i nie mówiłam nic o tym pozostałej dwójce.

- Chciałbym odwiedzić Dolinę Godryka - powiedział Harry pewnego razu, kiedy siedzieliśmy na skałach klifu i wpatrywaliśmy się w wody morza.

- Myślałam o tym i sądzę, że to dobry pomysł - odparła Hermiona, a Harry spojrzał na nią dziwnie.

- Słyszałaś co powiedziałem?

- Tak, chcesz odwiedzić Dolinę Godryka, tam może być miecz Harry - odparła, a następnie spojrzała na mnie. - Co tym sadzisz Meghan?

- Myślę, że powinniśmy się tam udać - mruknęłam i wstałam na nogi podchodząc bliżej krawędzi klifu. - Może ruszymy jakoś do przodu z tym wszystkim - dodałam cicho.

***

Tydzień później po dokładnym zaplanowaniu odwiedzin w Dolinie Godryka i Bathildy Bagshot, którą podejrzewaliśmy o ukrywanie prawdziwego miecza Gryffindora zwinęliśmy namiot, wypiliśmy eliksir wielosokowy z włosami jakiś mugoli i pod peleryną niewidką deportowaliśmy się na miejsce. Padał śnieg, a w wiosce rozbrzmiewały wesołe rozmowy, co wskazywało na Boże Narodzenie.

- Wesołych Świąt - powiedziałam z uśmiechem na twarzy do dwóch kompletnie nieznanych mi osób, którymi byli Hermiona i Harry.

- Wesołych Świąt - odparli jednocześnie.

Po wymienieniu kilku zdań uznaliśmy, że pójdziemy na cmetarz odwiedzić rodziców bliznowatego chłopaka. Jak na każdym cmentarzu panowała tam niespokojna atmosfera pełna napięcia. Przypomniało mi się, że dawno nie było mnie na cmentarzu moich rodziców i Amy, których również zabił Voldemort i zrobił mi się strasznie przykro. Postanowiłam jednak nie dać tego po sobie poznać i wraz z dwójka przyjaciół szukałam grobu państwa Potter. Kiedy już znaleźliśmy zaginiona płytę Hermiona wyczarowała mały wianuszek. Staliśmy tam już dłuższą chwilę, kiedy przeszło mnie dziwne uczucie, jakby ktoś się nam przyglądał.

- Ktoś nas obserwuje - powiedziałam szeptem i zaczęłam się rozglądać na boki, żeby znaleźć szpiega. Dostrzegłam postać kobiety, która po spotkaniu z moim wzrokiem zaczęła iść w przeciwna do na stronę. - Harry - szarpnęłam go za rękę, a chłopak spojrzał w stronę, gdzie widniała sylwetka kobiety.

Ruszyliśmy za nią powolnym krokiem rozglądając się dookoła by upewnić się czy nie ma tu śmierciożerców i takim o to sposobem dotarliśmy do ruin domu, w którym mieszkała kiedyś rodzina Potterów. Harry podekscytowany czytał imiona i wiadomości pozostawione na płocie i tabliczce, chociaż przez chwilę się cieszył.

Kiedy odwróciliśmy głowy w stronę, gdzie poszła staruszka przeszedł mnie lekki strach. Stała obok nas, nawet nie poczułam kiedy się tutaj pojawiła.

- Bathilda? - zapytał Potter.

- Harry! - Hermiona posłała mu groźne spojrzenie. Staruszka na nasze szczęście pokiwała głową i ruszyła do przodu.

- Idziemy - mruknął chłopak i poszedł śladami kobiety.

Weszliśmy do starego i poniszczałego domu emerytki, gdzie kłębił się kurz i smród. Budynek w środku wyglądał gorzej niż Grimmuald Place 12, kiedy sprzątaliśmy go podczas posiedzenia tam Zakonu Feniksa.

- Ta kobieta chyba już sobie nie radzi - szepnęła mi Miona na ucho, na co tylko przytaknęłam głową.

Okularnik poszedł za kobietą na górę, a my zaczęłyśmy rozglądać się na dole. Hermiona od razu podeszła do biblioteczki, która była dość sporych rozmiarów, a ja postanowiłam zwiedzić salon. Na podłodze odkryłam kilka czerwonych plamek, poszłam więc ich tropem i odnalazłam bardzo nieciekawą ogromną plamę krwi.

- HARRY! - wrzasnęłam na cały głos, zaraz potem dotarły na dół niepokojące odgłosy. Ruszyłam biegiem z Hermioną na górę, pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był wielki wąż.

Brunetka rzuciła kilka zaklęć, a całe pomieszczenie okryło się czerwonym blaskiem. Nagini jednak nic sobie z tego nie robił i machał ogonem na wszystkie strony. Wpadłam na roztłuczone lustro i rozcięłam sobie rękę.

- ON NADCHODZI! - wrzasnął Harry, a mnie przeszedł ogromy ból karku, nie mogłam się ruszyć, upadłam na podłogę pełną szkła. - Confringo! - krzyknął Harry i podniósł mnie szybko z podłogi.

Wzięli mnie pod ręce i razem wyskoczyliśmy przez okno raniąc swoje ciała jeszcze bardziej, deportowaliśmy się w bezpieczne miejsce.

~~~~

Fred: Co byś zrobił gdybyś się dowiedział, że twoja ukochana  nie żyje? Ps. Ja ciebie Freddie kocham!

Fred: Nawet nie mów czegoś takiego... Meghan musi żyć... Nie wiem co bym zrobił...


CIEKAWOSTKA!

Meghan obcięła włosy na krótko by zmylić wszystkich szmalcowników, na których mogliby się natknąć.

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon