61.

861 73 8
                                    


Dwa dni, minęły dwa dni od kiedy wylądowałam w łóżku po użyciu Exitusa. Z mojego życia uszło cenne czterdzieści osiem godzin by zapobiec kontaktu z Voldemortem. Do tego wszystkiego doszła dziwna, ciemna blizna oplatająca całe ciało. Nie była wyraźna, ale można było zobaczyć lekkie zarysy.

-Nie zrobię tego więcej. -Powiedziałam stanowczo ogrzewając sobie ręce gorąca czekolada w moim ulubionym kubku, który dostałam od Harry'ego na Święta.

-Ale..

-Nie. -Przerwałam Hermionie, która przygotowała dla mnie ten cudowny napój.

-Według mnie te skutki nie są aż tak złe. -Mruknął Harry i podrapał się po karku. Od razu przeszły mnie ciarki. -Sorry.. -Powiedział po zauważeniu mojej reakcji.

-Spoczko foczko.. (tekst, który jest w mojej klasie strasznie często używany) -Odparłam, żeby jakoś rozluźnić sytuację.

-Czas wracać do szkoły, więc ja może już..

-Mogłabyś poleżeć jeszcze jeden dzień. Nie wyglądasz najlepiej. -Miona spojrzała na mnie z zmartwieniem w oczach.

-Dwa dni nieobecności są podejrzane. Wracam dzisiaj na zajęcia i koniec. -Powiedziałam stanowczo i wypiłam czekoladę do końca. Odstawiłam kubek na szafkę nocną i wygrzebałam się z kołdry.

-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. -Mruknął Ron po raz pierwszy odkąd przyszedł mnie odwiedzić.

-Idźcie już na zajęcia, dojdę do was. -Usłyszałam tylko głośne wydechy trójki przyjaciół i trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałam na zegarek. Była ósma pięćdziesiąt pięć, czyli za pięć minut zaczynała się obrona przed czarną magią. Zarzuciłam na siebie szybo pierwsze lepsze ubranie i szatę. Chwyciłam torbę z książkami i ruszyłam na dół po schodach. Nieszczęście chciało, że musiałam się potknąć i zaczęłam lecieć w dół. Zamknęłam oczy szykując się na najgorsze. Moja twarz jednak nie zderzyła się ze schodami. Jakaś magiczna siła podtrzymywała mnie w powietrzu.

-Nie sądziłem, ze aż tak na mnie lecisz. -Usłyszałam ten okropnie wkurzający głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Cormaca z różdżką w ręce.

-Chciałbyś. -Fuknęłam

-Bądź milsza, bo dziwnym trafem możesz zaliczyć jeszcze te schody. -Posłał mi ten swój ohydny uśmiech, stanęłam normalnie.

-Powtórz, bo się nierówno oplułeś. -Odparłam przywołując na twarz sztuczny uśmiech Umbridge i ominęłam Gryfona z Klubu Puchońskich Gwałcicieli.

-Ka bum tssss chuju! -Annabeth udała, że gra na perkusji i pokazała zdziwionemu chłopakowi fuckera.

-Dawno się nie odzywałaś. -Szepnęłam do duchowej formy mojego sumienia i szybkim krokiem ruszyłam na zajęcia.

-Nie było ku temu okazji. -Puściła do mnie oczko i rozpłynęła się tak szybko jak się pojawiła. Biegiem ruszyłam do sali lekcyjnej. Spóźnienie u Snapea jest równe śmierci, więc gnałam ile sił w nogach. Byłam już prawie przed salą, kiedy zaczęłam zwalniać. Moja głowa zrobiła się strasznie ciężka, a świat pomimo okularów rozmazał się w jedną wielką kolorową plamą.

-Meghan! Meghan! -Usłyszałam głos mojego przyjaciela.

-Draco..? -Upadłam  i straciłam przytomność..

~~~~

Diggory: *Śmieje się i podaje paluszka*

Diggory: *bierze paluszka i próbuje nie wybuchnąć gniewem*


Draco:

1.Ja się od Ciebie nie odsunę.

2. Masz już kogoś 'na oku'?

Draco:

1. Eeeee.. taaa..

2. Mam..


Fred: Yay!

Fred: Skaczmy, radujmy się!


Meghan:

1. Nie wstydź się!

2. W-Y-J-D-Ź Z A-N-O-R-E-K-S-J-I

Meghan:

1. Okej? *przytakuje głową*

2. P-R-Ó-B-U-J-Ę


Harry: Wiem że to nie jest proste. Po prostu wszyscy czytelnicy znają zakończenie tej serii. Być może... Nie! Powiem Ci KIEDYŚ ale NIE TERAZ, ok?

Harry: Coś wątpię byś znała zakończenie..


Hermiona: Jak tam z Ronem?

Hermiona: *rumieni się*


Lily Evans-Potter&James Potter: Macie bardzo dzielnego syna.

Lily: Też tak myślę *uśmiecha się promiennie, a James ją przytula od tyłu*


George: Kiedy nowy kawał? Czekam na kolejny napad śmiechu xD!

George: Kawał? Ja cały czas robię kawały!


Wszyscy: Teraz powiedzcie mi ELLO!

Wszyscy: ELLLLLO!


Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now