Przez kilka dni kryliśmy się w ciemnym zakątku jakiegoś lasu nie przemieszczając się. Ból karku był tak duży, że nie miałam innego wyboru jak użyć Exitusa. Po tym cholernym zaklęciu nie miałam sił i leżałam jak kłoda na pryczy, odpoczywałam. Starałam się jak najszybciej wyjść ze stanu, który działał na naszą nie korzyść. Byliśmy w tym samym miejscu od kilku dni, co dawało śmierciożercom większe szanse na znalezienie nas.- Jutro z samego rana na pewno będę mogła się ruszyć, obiecuję - mamrotałam załamana.
- Meghan przestań, musisz wyzdrowieć - powiedziała Hermiona.
- Zmieńmy chociaż położenie, narażam nas na odnalezienie przez te bezduszne bestie, które wydadzą nas w ręce Sama-wiesz-kogo! - nie dawałam za wygraną, nie chciałam, żeby to wszystko skończyło się po prostu źle.
- Meghan przestań - odparł Harry wchodząc do pomieszczenia.
- Przenieśmy się - nalegałam dalej. Harry westchnął cicho i wymienił kilka spojrzeń z Hermioną.
- Dobrze - odparł. - Ale jutro - dodał i poszedł pełnić swoją nocną wartę.
Usiadłam powoli na łóżku, mój wzrok utkwiony był w kocu, pod którym znajdowało się moje poranione ciało.
- Jak się czujesz? - Hermiona usiadła obok mojego łóżka na jakimś stołku.
- Bywało lepiej - uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam w jej stronę.
- Chcesz herbaty? - zapytała.
- Jasne - odparłam i powoli jak ślimak zmieniłam pozycje siedzenia.
Godziny włóczyły się niemiłosiernie długo dając mi czas na wszelkiego rodzaju rozmyślenia. Nie mogłam spać. Wierciłam się na swojej pryczy i ciężko wzdychałam. Postanowiłam wstać i pójść do Harry'ego, potowarzyszyć mu w nudnej robocie jaką była warta. Wolnym krokiem zmierzałam do wyjścia z namiotu. Różdżka gniotła mnie w kostkę (pamiętajcie, że Meghan nosi różdżkę w kozaku), więc postanowiłam ją poprawić przed dojściem do wyznaczonego punktu. Kiedy moja twarzy wychyliła się z namiotu nie ujrzałam Harry'ego, nie było go. Wyszłam szybko z namiotu i zaczęłam się rozglądać szukając go nerwowo. Dojrzałam dwie postacie wychodzące zza wzgórka. Chwyciłam szybko różdżkę gotów do walki.
- Meghan! - krzyknęła jedna postać i zaczęła machać w moim kierunku, wytężyłam swój wzroki i ujrzałam Harry'ego i Rona z mieczem Godryka Gryffindora.
- Miona! Miona, wstawaj! - krzyknęłam do wnętrza namiotu. Chłopcy byli już w połowie drogi. Dziewczyna podbiegła do mnie i spojrzała na dwóch mężczyzn kroczących w naszą stronę.
- Ron - szepnęła cicho, przyjęła poważny wyraz twarzy McGonagall i zacisnęła pięści.
Brunetka zaczęła iść w ich stronę. Ron podniósł ręce na wysokość pasa i uśmiechnął się trochę zażenowany. Hermiona rzuciła się na niego waląc go pięściami po klatce piersiowej, ramionach i głowie.
- Przestań... Hermiono przestań... Au... AU!
- Ronaldzie Weasley ty skończony dupku! Przyczołgałeś się tutaj z powrotem po tylu tygodniach! Harry oddaj mi moją różdżkę! - krzyczała Hermiona.
- Uspokój się Hermiono! - odkrzyknął jej Potter. Dziewczyna wyglądała tak jakby miała zamiar zabić Weasley'a.
- Protego! - tarcza oddzieliła Rona i Hermionę, tak by nie mogli się dotknąć.
- Meghan! - oburzyła się czarownica.
Ron zaczął opowiadać jak to napadli go szmalcownicy, jak chciał wrócić i jak to wszystko się stało, aż doszedł do tego jak natknął się na Harry'ego i jak razem zniszczyli horkruksa. Hermiona po wysłuchaniu całej opowieści bez słowa wróciła do namiotu i położyła się na swojej pryczy. Przykryła się stertą koców dając wszystkim do zrozumienia, że chce być sama.
![](https://img.wattpad.com/cover/66571225-288-k652175.jpg)
YOU ARE READING
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...