76.

426 43 7
                                    




Podekscytowani wszyscy wspólnie słuchaliśmy kolejnej audycji Potterwarty. Wieści, które się niosły nie były zbytnio przyjemne, ale słuchałam Freda. Wiedziałam, że jemu nic nie jest, mimo że ścigali ich śmierciożercy o czym powiedział... Po skończonej audycji zaczęliśmy dyskutować o Insygniach Śmierci i o tym wszystkim co usłyszeliśmy.

- Mówię wam, że Vol..

-NIE! TO IMIĘ TABU! - wrzasnął Ron.

- demort... - dokończył Harry.

- Szybko trzeba wznowić zaklęcia ochronne!!! - krzyczał Weasley i zgasił światła wygaszaczem.

- Wychodźcie z podniesionymi rękami! Wiemy, że tam jesteście! Mamy tu pół tuzina różdżek, wszystkie są w was wycelowane i guzik nas obchodzi kogo trafimy! - dobiegł nas z ciemności ochrypły głos.

- Kurwa mać - szepnęłam.

Hermiona podniosła różdżkę i wycelowała w Harry'ego. Napuchła mu twarz. Do namiotu weszło kilku mężczyzn i zaczęło nas wyprowadzać.

- No to jak masz na imię brzydka gębo? Co ci się w ogóle stało? - zapytał, któryś śmierciożerca Harry'ego.

- Zostałem użądlony - wysapał.

- Na to wygląda... imię! - powiedział drugi.

- Dudley.. Vernon Dudley - wymamrotał.

- Sprawdź na liście, Scabior - polecił Greyback.

- A ty, rudzielcu?

- Stan Shunpike.

- Nie żartuj sobie! Stan z nami pracuje! - śmierciożerca uderzył Rona prosto w brzuch.

- Jestem Bardy Weadley...

- Weasley?! - krzyknął podekscytowany mężczyzna. - Mamy spokrewnionego ze zdrajcami krwi! - Następnie podszedł do Hermiony. - A ty laluniu?

- Penelopa Clearwater - powiedział przerażona Hermiona.

- Status Krwi?

- Półkrwi...

- No i na deser ty - jego twarz zbliżyła się niebezpiecznie do mojej szyi. - Mam wielką ochotę cię ukąsić.

- Spokojnie Greyback, jeszcze nie czas - zaśmiał się ktoś.

- Jak ci na imię? - zapytał wilkołak.

- Mary Farris - odparłam i przełknęłam wielką gulę.

Mężczyźni i wilkołak zaczęli dyskutować co należy z nami zrobić. Po dokładnym wypytaniu Harry'ego i nałożeniu mu okularów na nos stwierdzili, że Potter to Potter, a tym samym, że ja to ja, bo przecież gdzie Potter to tam i Roger. Postanowiono przenieść nas do głównej siedziby Voldemorta - dworu Malfoy'ów. Przeklęłam sobie solidnie w duchu czekając na to co miało się stać.

Wszyscy deportowaliśmy się przed dwór na wiejską drogę, przetrzymywał mnie jakiś wysoki mężczyzna z kozią bródką. Przerażał mnie, jednak nie na tyle jak sama myśl o spotkaniu z Sami-wiecie-kim.

- Cel wizyty? - zapytała brama.

- Mamy Pottera i Roger! - krzyknął uszczęśliwiony szmalcownik.

Brama otworzyła się natychmiast. Popychano nas by jak najszybciej dotrzeć na miejsce. W głębi ducha cieszyłam się, że nie boli mnie kark, znaczyło to że Voldemorta nie ma w środku budynku. Gdyby był kark dałby o sobie znać, tak jak w Dolinie Godryka.

Po wejściu do środka i odbyciu krótkiej rozmowy Greybacka z Narcyzą Malfoy zaprowadzono nas do głównego salonu.

- Cóż to znowu? - usłyszałam głos Lucjusza Malfoy'a.

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now