58.

997 74 7
                                    




Początek roku nie różnił się praktycznie niczym od poprzednich. Jedynie z Dumbledorem działo się coś dziwnego. Jego prawa rękę nie wyglądała normalnie, a za staruszka jakby uszedł kawałek życie. Minęły pierwsze tygodnie szkoły, podczas których spędzałam więcej czasu z Malfoy'em, unikałam Cormaca, uczyłam się zawzięcie i pomagałam Harry'emu przy odrabianiu lekcji, gdyż sam nie wyrabiał.

-Meg w sobotę są nabory. -Zaczął bliznowaty i zamknął swoją książkę od eliksirów, którą zdążyłam znielubić.

-I co w związku z tym? -Przewróciłam kartkę swojego podręcznika starając się uniknąć spojrzenia przyjaciela.

-Pamiętasz jak Wood Cię prosił o wstąpienie do drużyny? -Harry zaczął bardzo kiepski temat. Rzeczywiście Oliver na drugim roku, jak i na trzecim starał się mnie wepchnąć do drużyny. Ja jednak uparcie stawiałam na swoim i do Gryfońskiego składu nie wstąpiłam.

-I? -Mruknęłam obojętnie.

-Chcę, żebyś startowała! -Powiedział i odłożył książkę na stolik.

-Zastanowię się.. -Odparłam.

***

-Moim zdaniem powinnaś startować. -Mówił Malfoy przemierzając ze mną błonia po piątkowym obiedzie. -Każdy powinien spróbować.

-Zawalę każdy mecz jeśli wejdę do drużyny. -Zaczęłam marudzić po raz kolejny.

-Skoro wejdziesz do drużyny to będzie znaczyć, że jesteś dobra, a skoro jesteś dobra to nie zawalisz meczu. -Uśmiechnął się zawadiacko blondyn. Zaczęłam jęczeć z niezadowolenia. -Idziemy na boisko młoda! -Zarządził Draco i pociągnął mnie za rękę, zaczęliśmy kierować się w stronę szkolnego boiska.

-Jestem starsza! -Oburzyłam się.

-Ciii! -Uciszył mnie Ślizgon. Nie mając wyboru szłam z nim polatać.

Przypomniały mi się czasy, kiedy to Wood ciągał mnie na boisko z nadzieją, że po treningu zgodzę się wejść do składu. Chwilę potem siedziałam już na miotle. Naprzeciw mnie nad ziemią wisiał Draco. Zaczęliśmy podawać sobie kafel. Po dość krótkim czasie mój humor się poprawił i na twarzy zagościł uśmiech. Z każdym podaniem byłam coraz bardziej szczęśliwa.

-Jesteś dobra! -Krzyknął chłopak z pewnej odległości, a ja zrobiłam tak zwaną beczkę. Oboje zaczęliśmy się śmiać.

-Dziękuję. -Zawisłam do góry nogami, włosy zwisał mi do dołu, co musiało wyglądać śmiesznie, bo Malfoy wybuchł wielkim niekontrolowanym śmiechem. Pościgaliśmy się jeszcze trochę i około godziny dwudziestej zaczęliśmy się zbierać. Jesienny wieczór stał się wyjątkowo chłodny, więc wracając do zamku cała się trzęsłam. Po szybkim biegu znaleźliśmy się z powrotem w Hogwarcie. 

-Jutro idziesz na nabory, powodzenia! -Powiedział wesoło i uścisnął mnie na pożegnanie.

-Dzięki. -Uśmiechnęłam się do blondyna. -Widzimy się jutro po tym całym zamieszaniu! -Krzyknęłam i pognałam na górę.

***

-Meghan wstawaj! I to już! -Mój sen został przerwany przez krzyki Hermiony.

-Co jest? Pali się? -Powiedziałam ziewając jednocześnie.

-Dzisiaj nabory! -Brunetka latała po pokoju ubierając się, a przynajmniej próbując to zrobić. Zerwałam się szybko i pobiegłam do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności w kilka minut i wystrzeliłam z niej jak torpeda.

-Miona widziałaś moje okulary?! -Krążyłam po pokoju rozwalając wszystko co się dało.

-Mówisz o tym? -Odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która trzymała owy przedmiot w ręce. Zaczęłam się śmiać i nałożyłam bryle na nos. Nie czekając chwili dłużej pognałyśmy na śniadanie. Wielka Sala jak zwykle pełna życia powitała nas zapachem pyszności. Klapnęłam obok Rona. Harry siedział po przeciwnej stronie stołu z Hermioną. Zaraz potem jak usiadłyśmy zleciały się sowy. Shinga wylądowała na moim ramieniu z listem w dziobie. Dałam jej odrobinę bekonu i otworzyłam go szybko. Mym oczom ukazała się treść:

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now