Święta minęły dość spokojnie. Nim się obejrzałam ponownie byłam w Hogwarcie. Szłam korytarzem wracając z łazienki.-Meghan! -Odwróciłam się. Stanęłam jak wryta. Malfoy biegł w moją stronę. -Jak Ci minęły Święta? -Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Eee.. Dobrze..? -Powiedziałam niepewnie. -A tobie?
-Nawet ok. Idziemy się przejść? -Zapytał.
-Spoko. -Mruknęłam i szłam za chłopakiem.
-Nie ufasz mi? -Zmarszczył brwi. Nie wyglądał groźnie, ale wiecie..
-Nie do końca.
-Dlaczego? -Zdziwił się.
-Trudno zaufać komuś kto od momentu poznania Cię nienawidził, wyzywał..
-Nie nienawidziłem Cię. -Draco spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Czyżby? -Założyłam ręce na piersi.
-Taaaa. -Przeciągał blondyn. Spacerowaliśmy jeszcze jakiś czas. Nawet dobrze nam się rozmawiało. Malfoy odprowadził mnie pod portret Grubej Damy i pognał do Lochów. Weszłam do salonu z uśmiechem na twarzy i usiadłam na fotelu naprzeciw przyjaciół.
-Co tam? -Zapytałam i posłałam im uśmiech.
-No nie wiem.. Hmmmm.. Co tam Maghan? -Zapytał wkurzony Harry.
-O co chodzi? -Wyprostowałam się i patrzyłam na piątkę przyjaciół.
-Malfoy. Mówi Ci to coś? -Warknął Ron.
-Nie rozumiem..
-Nie rozumiesz?! Po cholerę się z nim zadajesz?! -Wrzasnął Fred.
-Bo mi pomógł jak nikogo nie było. -Wycedziłam przez zęby i udałam się do swojego dormitorium. Otworzyłam drzwi z wściekłością, które potem mocno zatrzasnęłam i usiadłam na parapecie.
-Co się stało Meg? -Zapytała Hermiona. Siedziała na łóżko otoczona książkami. Opowiedziałam jej całe zajście. Brunetka była jedyną osobą, która wiedziała co zrobił Braian.
-To jest takie głupie.. -Mamrotałam. Po mojej twarzy spływały słone łzy. Rozległo się pukanie do drzwi, które uchyliły się po chwili. Fred.
-Wyjdź. -Warknęłam.
-Meghan ja chciałem por..
-Wyjdź! -Moje włosy uniosły się do góry. Bliźniak spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
-Ok.. -Powiedział z udawanym spokojem i zamknął powoli drzwi. Moje brązowe loki ponownie opadły na ramiona, a Hermiona zrobiła dziwną minę.
-Czasem mnie przerażasz. -Spojrzała na mnie niepewnie.
***
Dni mijały mi strasznie wolno. Nie odzywałam się do bliźniaków, Rona, Ginny i Harry'ego. Byłam na nich zła. Co oni sobie myśleli? Przecież mogę się zadawać z kim chcę!
-Cześć Draco. -Powiedziałam do blondyna.
-Hej Meg. Idziemy razem na OPCM? -Zapytał.
-Jasne. -Uśmiechnęłam się i zauważyłam bliźniaków idących w moją stronę.
-Mam już dosyć tej nauki. -Zaczęłam temat. Nie chciałam, żeby Weasley'owie zaczęli do mnie cokolwiek mówić. -Te SUMY niszczą życie.
-Zgadzam się. Ostatnio jak robiłem notatki z transmutacji zasnąłem w pokoju wspólnym Slytherinu i obudziłem się dziesięć minut przed pierwszą lekcją następnego dnia. -Mówił Dracon.
-Ja na szczęście..
-Meghan. -Moja mowa została przerwana przez dwa bardzo znane mi głosy.
-..robię notatki z lekcji na lekcję i..
-Meghan. -Wypuściłam głośno powietrze.
-Nie mam takiego problemu. -Dokończyłam.
-Meghan. -Odwróciłam się w stronę Weasley'ów.
-Czego wy ode mnie cholera jasne chcecie?! -Powiedziałam przez zęby.
-Chcieliśmy porozmawiać. -Odezwał się Fred.
-Pilnie.. -Dodał George.
-Nie mam czasu. -Burknęłam. -Chodź Draco, bo się spóźnimy. Nie chcę mieć szlabanu u Umbridge. -Odeszliśmy dość spory kawałek.
-Kłótnia? -Zainteresował się Ślizgon, na co przytaknęłam głową. -Mogę wiedzieć o co?
-O to, że się z tobą zadaję. -Przyznałam patrząc prosto przed siebie.
-Przejdzie im. -Mruknął. Zauważyłam uczniów biegnących w przeciwną stronę sal lekcyjnych. Zatrzymałam pędzącego Nevilla.
-Nevill o co chodzi?
-Na dziedzińcu. -Wymamrotał i pobiegł dalej. Wymieniłam spojrzenia z Draconem i pędem ruszyliśmy za tłumem. Profesor Trelawney stała na środku dziedzińca z walizkami. Kilka metrów dalej Umbridge z grubym zwojem pergaminu.
-Nie! NIE! To niemożliwe! Nie zgadzam się.. -Krzyczała nauczycielka wróżbiarstwa.
-Nie zdawałaś sobie sprawy, że to nastąpi? -Przemówiła Różowa Ropucha.
-Nie możesz mnie stąd wyrzucić! Hogwart to mój dom! Jestem tu od szesnastu lat! -Rozpaczała kobieta.
-To BYŁ twój dom, ale już nie jest, bo godzinę temu Minister Magii złożył podpis na twoim wypowiedzeniu. A teraz, z łaski swojej, zabieraj się stąd. Wprawiasz nas w zakłopotanie. -Ogarnęła mnie wściekłość. Niekoniecznie lubiłam Sybilli Trelawney, ale Umbridge nie miała prawa tak traktować tej kobiety! Za Landryny wyszła McGonagall i pognała w stronę nauczycielki wróżbiarstwa.
-Masz Sybillo.. -Podała jej chustkę w szkocką kratę. -Uspokój się.. Wytrzyj sobie nos.. Nie jest tak źle, jak myślisz.. Wcale nie opuścisz Hogwartu..
-Czyżby? -Umbridge zrobiła kilka kroków do przodu. -A z czyjego upoważnienia pozwala sobie Pani na takie stwierdzenie? -Uśmiechnęła się jadowicie.
-Z mojego. -Rozbrzmiał potężny i podenerwowany głos. Spojrzałam w tamtą stronę.
-Dumbledore.. -Szepnęłam cicho.
-Nie ma Pani prawa wyrzucać nauczycieli z zamku, nawet po ich zwolnieniu. To prawo nadal przysługuje dyrektorowi! -Zagrzmiał. -Minervo zaprowadź Sybillię na górę do jej wieży.
-Dziękuję Dumbledore.. Dziękuję.. -Chlipała kobieta.
-A wy co?! Nie macie zajęć?! -Zagrzmiał dyrektor. Uczniowie zaczęli się rozchodzić.
-Wredna małpa.. -Mruknęłam i razem z Draco ruszyłam pod salę OPCM.
![](https://img.wattpad.com/cover/66571225-288-k652175.jpg)
YOU ARE READING
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...