83.

518 50 19
                                    


Odkąd zaczęłam pracę w Ministerstwie Fred wracał do domu przede mną i czekał aż się zjawię. Zasypiał wtedy zazwyczaj w fotelu z Prorokiem Codziennym lub jakąś inną gazetą. Zawsze podchodziłam do niego cicho i całowałam w policzek, przez co się budził, sadzał mnie potem na swoich kolanach i jakoś kleiliśmy rozmowę o niczym:

- Co mi dzisiaj powiesz? - szepnął mi do ucha.

- Że tęskniłam - wymamrotałam prosto w jego szyję.

Kiedy trafił mi się wreszcie dzień wolny postanowiłam spotkać się z Hermioną i Ginny. Fred poszedł rano do pracy wypakować towar, a ja... ja latałam do toalety jak głupia i wymiotowałam. Czułam się fatalnie, sięgnęłam aż po eliksir wzmacniający.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi powlekam się do nich ze zrezygnowaniem.

- Hej Meghan! - powitały mnie głosy moich dwóch przyjaciółek.

- Hej, hej - odparłam.

- Co ty taka blada? - zapytała Ginny, udałyśmy się we trzy do kuchni.

- Nie wiem - westchnęłam i machnęłam różdżką. - Chyba złapał mnie jakiś wirus.

- To niedobrze, musisz pojść do lekarza - powiedziała Hermiona.

- Wiesz, że nie lubię jakichkolwiek lekarzy - burknęła i postawiłam trzy kubki na stole.

- Wiem, wiem - westchnęła. - Ale tym razem to przeziębienie, a nie anoreksja czy horkruks - utkwiłam wzrok w blacie stołu.

- Nie mów, że wróciłaś do głodzenia się! - krzyknęła Ginny.

- To jest niemożliwe, myślisz że Fred by mi na to pozwolił? To jest taka nadopiekuńczą niańka w postaci mojego prawie męża - upiłam łyk gorącego napoju.

- Dlatego też musisz iść do lekarza - podsumowała Hermiona.

Nie mając zbyt wielkiego wyboru po pogaduszkach i wypiciu kawy dziewczyny zawlekły mnie do Świętego Munga. Kiedy nadeszła moja kolej zapukałam do gabinetu trzy razy i weszłam. Moim oczom ukazał się doktor McLie i... Malfoy.

- Witaj Meghan! - przywitała się. - Siadaj tutaj - wskazała krzesło, usiadłam na nim, co innego miałam zrobić?. - Jak ja cię dawno nie widziałam.

- Dzień dobry - mruknęłam.

- To jest Draco Malfoy, mój asystent, szkoli się - wskazała na blondyna.

- Znamy się - odparł.

- Co Panią do mnie sprowadza?

- Złapałam chyba jakiegoś wirusa. Jest mi niedobrze, słabo... - wymieniałam wszystkie rzeczy jakich doświadczyłam dzisiejszego dnia.

- Brała pani pod uwagę ciąże? - zapytała.

- Nie... - zaczęłam się jąkać. Kobieta postawiła przede mną plastikowy kubeczek.

- Zbadamy mocz. Draco zaprowadzi panią do toalety.

Wzięłam plastikowy kubeczek i spojrzałam doktorce w oczy. Chłopak otworzył drzwi. Wstałam i ruszyłam za nim.

- Jak tam? - zapytał z lekko przejętym głosem.

- A jak myślisz? - mój głos nie był normalny, brzmiał raczej jak jakiś pisk.

- To jeszcze nic pewnego - powiedział próbując podnieść mnie na duchu.

***

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz