78.

388 38 7
                                    




Meghan's pov


Silne ręce Greybacka trzymały mocno moje ciało nie dają mi żadnej możliwości ruchu. Moje oczy były utkwione w miejscu, w którym zniknęli moi towarzysze. Tak bardzo chciałam, żeby pojawili się tu ponownie i zabrali mnie stąd. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, Voldemort został wezwany przez Lucjusza, a ja czułam jak się zbliża.

- Przynajmniej udało nam się zatrzymać Roger - Bellatriks chodziła zadowolona po pomieszczeniu w oczekiwaniu aż jej Pan się zjawi. Podeszła do mnie powolnym krokiem i schyliła swoją twarz na wysokość mojej głowy, zaśmiała się tak jak to tylko psychopaci umieją się śmiać, a następnie usiadła w fotelu stojącym niedaleko.

Silny ból przeszedł mój kark, a ja syknęłam z bólu, choć wcale tego nie chciałam, po co miałam im pokazywać, że sama obecność Voldemorta jest skłonna do takich rzeczy?

Do pokoju wkradł się chłód, a zaraz po niej wysoka biała postać w czarnej długiej szacie wkroczyła powolnym i dostojnym krokiem skazując mój kark, a tym samym resztę ciała na mękę.

- Panie! - Bellatriks poderwała się do góry i stanęła obok niego. - Panie, mamy dziewczynę! - powiedziała uradowana.

- Widzę Bello, widzę - odparł. - A chłopak?

- Uciekł - przyznała i wycofała się, jakby się przestraszyła. - Ale udało nam się zatrzymać ją! - Voldemort zbliżył się do mnie, a następnie moja głowa za sprawą magii poderwała się do góry. Moje oczy spotkał się z jego wężowymi ślepiami, a mnie przeszedł największy jak do tej pory strach.

- Meghan - uśmiech pojawił się na jego białej jak marmur twarzy. - Dawno się nie widzieliśmy - Moje ciało drżało, a serce łomotało jak dzwon w kościele dając wszystkim znak, że jeszcze bije. - Miło cię wreszcie zobaczyć na żywo.

- Czy jesteś zadowolony, Panie? - zapytał Lucjusz drżącym głosem.

- Oczywiście, choć byłbym bardziej gdyby udało wam się również zatrzymać Pottera - powiedział spokojnym głosem potwór, choć wcale nie załagodziło to sytuacji. - Zwołaj zebranie Narcyzo, musimy podzielić się dobrymi wieściami - rozkazał. - A ty Greyback zaprowadź szanowną pannę Roger do lochów, później z nią porozmawiam.

Wilkołak uczynił to, co kazał mu Voldemort i zaniósł mnie do celi, w której byłam już wcześniej z innymi. Wiało tu kompletną pustka, co mnie przerażało. Przeczołgam się do najdalszego zakątka pomieszczenia i oparłam o zimną ścianę. Wypiłam łyk eliksiru by choć odrobinę zmniejszyć ból, co poskutkowało w małym stopniu, nie zapowiadało się, żeby miał kompletnie wyparować.

Nie wiedziałam ile czasu minęło, nim usłyszałam kroki na schodach. Światło wkradło się do ciemnego lochu, a moim oczom ukazał się Severus Snape we własnej osobie. Zacisnęłam zęby i spojrzałam w martwy punkt jakim była ściana.

- Muszę cię zbadać - powiedział, a w jego głosie nie wyczułam chłodu, którym zawsze mnie raczył tylko... troskę? Tak, troskę. - Masz butelkę od Dumbledora? - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Masz?

- Mam - wychrypiałam i sięgnęłam po małą fiolkę.

- Nie, nie! Zostaw ją tam! Powiem im, że to lek, który masz mieć cały czas przy sobie - powiedział szybko. - Jak kark?

- Boli - odparłam.

- Nic dziwnego - westchnął mężczyzna. - Czarny Pan chce z tobą porozmawiać, nie zabije cię, ale może skrzywdzić - ostrzegł mnie Sanpe.

- Kiedy? - zapytałam. - Kiedy będzie chciał rozmawiać?

- Teraz, mam cię zaprowadzić - powiedział i ruchem ręki nakazał mi wstać. Tak bardzo nie chciałam tego robić, wolałam żeby Nietoperz zabił mnie tu na miejscu.

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now