Meghan's povSilne ręce Greybacka trzymały mocno moje ciało nie dają mi żadnej możliwości ruchu. Moje oczy były utkwione w miejscu, w którym zniknęli moi towarzysze. Tak bardzo chciałam, żeby pojawili się tu ponownie i zabrali mnie stąd. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, Voldemort został wezwany przez Lucjusza, a ja czułam jak się zbliża.
- Przynajmniej udało nam się zatrzymać Roger - Bellatriks chodziła zadowolona po pomieszczeniu w oczekiwaniu aż jej Pan się zjawi. Podeszła do mnie powolnym krokiem i schyliła swoją twarz na wysokość mojej głowy, zaśmiała się tak jak to tylko psychopaci umieją się śmiać, a następnie usiadła w fotelu stojącym niedaleko.
Silny ból przeszedł mój kark, a ja syknęłam z bólu, choć wcale tego nie chciałam, po co miałam im pokazywać, że sama obecność Voldemorta jest skłonna do takich rzeczy?
Do pokoju wkradł się chłód, a zaraz po niej wysoka biała postać w czarnej długiej szacie wkroczyła powolnym i dostojnym krokiem skazując mój kark, a tym samym resztę ciała na mękę.
- Panie! - Bellatriks poderwała się do góry i stanęła obok niego. - Panie, mamy dziewczynę! - powiedziała uradowana.
- Widzę Bello, widzę - odparł. - A chłopak?
- Uciekł - przyznała i wycofała się, jakby się przestraszyła. - Ale udało nam się zatrzymać ją! - Voldemort zbliżył się do mnie, a następnie moja głowa za sprawą magii poderwała się do góry. Moje oczy spotkał się z jego wężowymi ślepiami, a mnie przeszedł największy jak do tej pory strach.
- Meghan - uśmiech pojawił się na jego białej jak marmur twarzy. - Dawno się nie widzieliśmy - Moje ciało drżało, a serce łomotało jak dzwon w kościele dając wszystkim znak, że jeszcze bije. - Miło cię wreszcie zobaczyć na żywo.
- Czy jesteś zadowolony, Panie? - zapytał Lucjusz drżącym głosem.
- Oczywiście, choć byłbym bardziej gdyby udało wam się również zatrzymać Pottera - powiedział spokojnym głosem potwór, choć wcale nie załagodziło to sytuacji. - Zwołaj zebranie Narcyzo, musimy podzielić się dobrymi wieściami - rozkazał. - A ty Greyback zaprowadź szanowną pannę Roger do lochów, później z nią porozmawiam.
Wilkołak uczynił to, co kazał mu Voldemort i zaniósł mnie do celi, w której byłam już wcześniej z innymi. Wiało tu kompletną pustka, co mnie przerażało. Przeczołgam się do najdalszego zakątka pomieszczenia i oparłam o zimną ścianę. Wypiłam łyk eliksiru by choć odrobinę zmniejszyć ból, co poskutkowało w małym stopniu, nie zapowiadało się, żeby miał kompletnie wyparować.
Nie wiedziałam ile czasu minęło, nim usłyszałam kroki na schodach. Światło wkradło się do ciemnego lochu, a moim oczom ukazał się Severus Snape we własnej osobie. Zacisnęłam zęby i spojrzałam w martwy punkt jakim była ściana.
- Muszę cię zbadać - powiedział, a w jego głosie nie wyczułam chłodu, którym zawsze mnie raczył tylko... troskę? Tak, troskę. - Masz butelkę od Dumbledora? - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Masz?
- Mam - wychrypiałam i sięgnęłam po małą fiolkę.
- Nie, nie! Zostaw ją tam! Powiem im, że to lek, który masz mieć cały czas przy sobie - powiedział szybko. - Jak kark?
- Boli - odparłam.
- Nic dziwnego - westchnął mężczyzna. - Czarny Pan chce z tobą porozmawiać, nie zabije cię, ale może skrzywdzić - ostrzegł mnie Sanpe.
- Kiedy? - zapytałam. - Kiedy będzie chciał rozmawiać?
- Teraz, mam cię zaprowadzić - powiedział i ruchem ręki nakazał mi wstać. Tak bardzo nie chciałam tego robić, wolałam żeby Nietoperz zabił mnie tu na miejscu.
YOU ARE READING
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...