Rozdział VIII | Dzikie zwierzę obserwowało swoją ofiarę

447 53 58
                                    

Rechille ocknął się trochę otumaniony i ospały, a gdy zaczął rozróżniać kolory i orientować sie w otoczeniu, to w odruchu chciał odskoczyć w bok, jakby przypomniało mu się, że ktoś chciał go dotknąć. Jednak prawie wywrócił się uderzając o ziemię, ponieważ miał związane jedną parę łap - po przekątnej - liną, na tyle krótką, by nie mógł wymusić przemiany w człowieka, bo skończyłby z połamanymi kończynami.

Czuł też ciężar na swojej szyi w postaci metalowej obroży, która ciągnęła go do dołu. Miał teraz bardzo mało siły, ponieważ trzymały go wciąż skutki uboczne nasmarowanej czymś strzałki, która przebiła mu się przez skórę. Jego łapy nadal się trzęsły, a głowa wydawała się nabuzowana, ale powoli zaczynał kontaktować z rzeczywistością i z tym, co działo się wokół niego, a nie działo najprzyjemniej.

Delikatnie uchylone powieki, które ukazywały fiołkowe oczy, były tak ciężkie, że musiał kilka razy je ponownie przymknąć, by wymusić w pełni otworzenie. Łapały jego oczy coraz więcej ostrości, a uszy uniesione lekko powyżej głowy - różne dźwięki, które nie świadczyły o niczym dobrym. Dużo było chropowatych głosów, których nie był w stanie zrozumieć, ale słyszał też metal, piłowanie drewna i piszczenie, które drażniło jego bębenki. Łeb mu pękał po przebudzeniu i na start takie nieprzyjemności.

Dopiero po chwili, jak ułożył się na ziemi ze swoimi związanymi kończynami, spostrzegł, że jego pysk również jest owinięty liną, by czasem nie próbował kogoś ugryźć. Był Omegą, a mężczyźni, którzy go pochwycili byli wilkołakami - zapewne Betami i Alfami, więc nie musieli raczej się stosować do takich procedur. Wystarczyło użyć swojego Głosu, czy większej siły na Rechim, a on nie miałaby nic do gadania w tej kwestii. Czy chce czy nie, jest tylko uległą Omegą, która nawet pazurami za wiele nie zdziała. Po co ich prowokować, by zrobili mu krzywdę? Skoro na razie sami nic od niego nie chcieli, to wolał się nie wychylać.

Obroża Rechille'a była przewleczona, gdzieś na jego karku, łańcuchem, który został owinięty wokół drzewa, wraz z innymi łańcuchami. Na ich końcach również był w stanie dostrzec wilkołaki, przywiązane w ten sam sposób co on. Nie były to jednak jedynie Omegi. Tak naprawdę to były i Bety i Alfy, różnorodność też była pod względem pierwszej płci, wielkości, koloru, właściwie wszystkiego. Wychodziło na to, że ci co ich porwali, nie mieli konkretnych kryteriów chwytania swoich celów. Łapali tych, którzy akurat napatoczyli im się na drodze.

Ich obóz wyglądał schludnie, była spora ilość namiotów, kilka powozów, a w oddali stali sami mężczyźni, którzy coś popijali, dobrze się bawiąc. Rechille starał się im przysłuchiwać, ale to było bezcelowe, poza tym głowa go bolała od nadmiaru hałasu. Nie mógł wychwycić po ich zachowaniu, który z nich jest ich wodzem, czy chociażby przewodniczącym całej grupy. Wszyscy zachowywali się względem siebie identycznie, radowali się razem i denerwowali się na siebie tak samo. Omega chciał rozpoznać trójkę mężczyzn, którzy schwytali właśnie jego, ale nie był do końca pewien. Tylko jeden był bardziej charakterystyczny, ten co strzelił do niego z kuszy. Może tak naprawdę nie wyróżniał się niczym specjalnym, ale dla Rechiego był pamiętliwy, bo to jemu się najbardziej przyjrzał.

Czarny wilk przeleżał tak o suchym pysku i na głodzie prawie cały dzień. Nikt z porywaczy nie zainteresował się, by nakarmić, czy chociażby napoić uwiązanych, którzy nie mogli przemienić się w człowieka i im tego powiedzieć. Oczywiście mogli próbować skomleć, czy wyć, ale reakcja na takie zachowanie może być różna.

Dopiero wieczorem, gdy słońce całkowicie schowało się na horyzoncie i zapanował mrok, ktoś obdarzył ich zainteresowaniem i przyszedł z miską wody. Poluźniono mu i reszcie wilków liny wokół pyska na tyle, by mogli wystawić język do jej nabrania. Wciąż to była jednak niewielka szpara, która nie pozwoliłaby ugryźć jednego z porywaczy.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz