Rozdział XXVIII | Przesiąknął w pełni toksycznym jadem

386 50 6
                                    

początek grudnia starego roku

Eris był jawnie podrywamy przez nowego w stadzie przez kilka ostatnich dni. Alfa ukazywał mu najwyższej jakości wdzięczność, która wypływała z niego jak za karę, ale to był najlepszy sposób, by się podlizać. Nikt go wtedy o nic podejrzewał i chwytał się ich zaufania. Mężczyzna nie musiał specjalnie udawać, jeżeli chodzi o komplementy w stronę Omegi. Rudzielec był urodziwy i tutaj nie było krzty oszustwa. Naprawdę tak myślał. Na pewno chętnie zabrałby go do swojego łoża, gdyby okoliczności były inne, a on nie musiałby wcielać się w rolę, będącą ogromnej wagi dla tego zlecenia.

Równie szybko został sprowadzony na ziemię, a przynajmniej jego bohater, którym sterował. Eris nosił na swojej szyi znak, w dodatku miał już szczenię ze swoim Alfą. Dalsze próby adorowania go mogłyby się skończyć całkowicie na odwrót. Wystarczyło zerknąć w stronę Vamoia, który chętnie spędzał czas przy swojej Omedze, gdy usłyszał o obcym, kręcącym się zdecydowanie za blisko; i wiedziało się, że dłuższe podchodzi tylko wszczęły by niepotrzebną walkę.

Revan nie obawiał się, że przegrałby starcie, wręcz przeciwnie. Miał pewność, że to on poskładałby złotookiego w krótkim czasie i bez większego wysiłku, powodując ból u Erisa, który odczuwałby zerwanie wiecznej więzi. Nie miało znaczenia czy to w ludzkiej czy wilczej formie odbywałaby się walka, w każdej to on zostałby zwycięzcą. Pewnie wielu wyśmiałoby mężczyznę, twierdząc, że jest słaby, może wciąż być w trakcie pełnego zagojenia lub zwyczajnie nie posiada takiego treningu, który przeszedł V. O tym też się nasłuchał, Versa chwaliła Alfę, wymieniając jego zasługi, a także komplementując zdolności, które nie raz mogła obserwować na żywo.

To wciąż nie miało znaczenia w starciu z Revanem. Przeciwnik mógł walczyć lepiej, poruszać się sprawniej, używać więcej siły lub atakować ze zdwojoną szybkością, ale zawsze jest jeden mały haczyk, którego rywale Węża nie zauważają. On jest kłamcą i zabójcą na zlecenie. W skrócie mówiąc - oszustem. Stając do walki z kanciarzem, nie ma się szans na wygraną. On nie cofnie się przed żadną zagrywką, czy przekrętem. Ta walka od początku jej ustalenia, jest nieczysta. Revan zna się doskonale na wykorzystywaniu słabości, sięganiu niezdarnych ruchów, by oszukać przeciwnika. Wie też, jak sprawnie zabić kilkoma pewnymi ruchami. Wystarczy jedna pomyłka, rozkojarzenie, czy element zaskoczenia, a on atakuje bez przeszkód.

Wąż oplata się wokół szyi, odcinając dopływ tlenu.

— Dlaczego akurat Wąż? — zainteresował się Rex, który prowadził od kilkunastu minut rozmowę z Revanem. Staruszek znalazł w gościu coś intrygującego i sam jeszcze nie potrafił stwierdzić, co go w nim tak ciekawi, oraz niepokoi jednocześnie.

Właściwie nie tylko on miał takie odczucia. Inni, którzy postanowili poznać nowego przybysza również czują aurę niepewności. Wszystko za sprawką tego chwilowego obłąkania w oczach. Zaraz potem czuli się już spokojnie, gdy Alfa przedstawiał się i jego ruchy ciała zdradzały, że jest bardziej zaniepokojony przebywaniem wśród tak wielu obcych, niż oni sami.

Zagranie psychologiczne, które szybko zrzesza do siebie ludzi. Nie mógł korzystać już z karty ocalonego, ponieważ nie było potrzeby ryzykować podchodzeniem do Erisa bez obecności jego Alfy. Bójka jest zbędna. Niepotrzebne trupy. Revan nie lubił zabijać, jeżeli tego nie wymagała sytuacja, bo po co specjalnie się męczyć i tracić czas? Wolał unikać takich chwil, jeżeli to było możliwe - sam usuwał się z drogi, ustępując. Jednak teraz to nie byłby tylko zbędny trup, ale cały stracony plan. Wąż musi znaleźć Annyę i wytropić wszystkie stada, które połączyły się ze mną jednym sojuszem, a następnie pozbawić przywódców głów. Gdyby doprowadził do walki, wszystko runęłoby w gruzach.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now