Rozdział XXVII | Sztuka kłamstw, a tym właśnie jest aktorstwo

395 47 4
                                    

koniec listopada starego roku

Alfa robił kółka po pokoju, siadał, wstawał i zaglądał ostrożnie przez okna, zapamiętując prostą trasę do budynków, które były w zasięgu jego wzorku. Miał bardzo dużo czasu, by przygotować sobie dialog, poćwiczyć zachrypły głos i ustalić tak sztuczną wersję wydarzeń, że głupcy uwierzą w nią bez zawahania. Miał aktorstwo tak samo we krwi jak parszywe zachowanie. I tutaj jedno nie łączyło się z drugim, nigdy nie musiał udawać, że za kimś nie przepada lub ma być dla tej osoby specjalnie podły. To wychodziło z niego tak naturalnie, jak zabijanie, które ostatnimi czasy było czymś w rodzaju lunatykowania. Mógł to robić z dziecinną łatwością, nie otwierając nawet oczu.

Okrucieństwo chyba wywodziło się z pochodzenia, a może zwyczajnie życie dało mu w kość, gdy musiał radzić sobie sam, od kiedy nauczył się chodzić i zarazem stabilnie trzymać pierwszy nóż. Nigdy nie miał lekko, a przynajmniej nie w czasie gdy dojrzewał i poznawał świat. Z rodzimego Królestwa nie ma wielu wspomnień, znaczy żadnych dobrych. Jednak jednego na pewno nauczył się z tamtego miejsca, że wartość nie jest określana przez odgórne rozkazy Księżyca, a to indywidualna deklaracja wobec spotykanych osób. Każdy mógł zasłużyć lub nie na wyższe stanowisko w hierarchii. U jednego jest wysoko, a u kogoś innego na samym dnie. Ta personalizacja była w nim wyryta, gdy obserwował, jak ludzie decydują o czyjej wartości na podstawie słów innych.

Tego nauczyło go rodzinne miejsce. I może tego, że dom to pojęcie względne. Dom to tylko kilka desek, które chronią przed burzliwą pogodą. Nie jest ostoją, czy bezpiecznym azylem. To tylko kupka drewna ustawiona w specjalny sposób, by uchronić przed naturą. Identyfikowanie domu jako wyznacznika definicji rodziny... to nie kwalifikowało się w słowniku Alfy. Nie było miejsca na takie głupoty. Zawsze był tylko on, on i konie, które w z ubiegiem lat się zmieniały. Tak samo jak łuk, czy ostrza. One również nie były wieczne, czasem trzeba wymienić na lepszy model, bardziej skuteczny i nie popełniający błędów.

Można powiedzieć, że sam chciał się stać takim modelem. Perfekcyjną i niezastąpioną wersją siebie. Chyba mu się udało, a przynajmniej nikt nigdy nie zamierzał go wymienić, nie było żadnych narzekań. Tylko zadowolone twarze, a pieniądz lądował w kieszeni za dobrze wykonaną robotę.

To wieloletnia wprawa, która pozwoliła przetrwać. Dziwna, wewnętrzna siła, nie zezwalająca na poddanie się błahostkom. Właśnie dlatego Czarna Śmierć go nie zabiła. Zostawiła na sobie paskudny ślad, równie paskudny jak jego dusza. Blizna na lewej stronie twarzy, która przez tutejszych znachorów została nazwana spalenizną i przyłożeniem żywego ognia do jego twarzy. Pudło. To tylko ta śmiertelna choroba, do której lekarstwa nie znaleziono i nie potrafiono z tym zwyciężyć, a jednak przetrwał, bo północny ląd to banda oszustów.

Zdobyte informacje za duże ilości złota, pozwolili jego rodzinnej ostoi przetrwać Czarną Śmierć. Wszystko za sprawką już nieistniejącego Morskiego Oka, które jako jedyne Królestwo posiadało taką tajemniczą wiedzę. Medycy prężyli się i działali na podwójnych obrotach, by uratować, jak najwięcej osób. Jego spisano na straty, bo rana zaatakowała od razu twarz, więc uznano, że równie szybko dotrze do mózgu.

To był pierwszy raz. Debiut w dziedzinie morderstw. Alfa wyrżnął cały oddział lekarski, by dostać się samodzielnie do spisanych informacji na temat leczenia. Poradził sobie sam, zresztą jak zawsze. Mógł polegać na sobie, nawet w krytycznym stanie.

Był w stanie poświecić wiele i jeszcze więcej, byle samemu coś zyskać. Od tamtego momentu stracił skrupuły, a żaden czyn nie wydawał mu się nieodpowiedni, jeżeli ma wyciągnąć z tego korzyści dla samego siebie. Ten napęd, którym sam się nakręcał, pomagał. Życie stało się prostsze, a zabijanie czymś na porządku dziennym. Stawianie siebie ponad innymi sprzyjało wykonywaniu zleceń i zarabianiu, a złoto dawało wiele. Luksusy, lepszą broń, lepszego konia, dostęp do mocniejszego towaru i Omeg, to wszystko wypełniało jego dni, znajdując się w raju, który sam sobie zbudował.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now