Rozdział LXX | W bierności, gdzie kontrolę miały myśli

351 47 9
                                    

Nie mógł myśleć o niczym innym, niż o pozostawieniu Dariena samego wśród tych dzikich stworzeń, gotowych wybebeszyć go bez chwili zawahania. Przed oczami przewijały mu się krwawe sceny. Te za czasów więzienia, gdzie obserwował jak Alfa zabija, ale też gdy to jemu zadawano rany. Już dawno sobie o tym nie przypominał, nie miał czasu powracać do bolesnych wspomnień, gdy nareszcie w jego życiu zaczęło się układać.

Sześć lat spokoju, miłości i oddania się w pełni rodzinie. Błoga cisza, radość szczenięcych oczu i możliwość poświęcania każdej chwili na przyjemnościach. Uwielbiał bawić się z młodymi, uczyć ich nowych rzeczy, obserwować, jak się błyskawicznie rozwijają i jak na przekór Alfie odziedziczyli włosy, oraz wilcze futro po nim. Jedynie Lanly coś od niego podłapał - ma jasne, brązowe oczy.

Z genów obaj okazali się Alfami, więc w gruncie rzeczy nie miał prawa narzekać. Dał mu to, czego pragnął najbardziej. Swój idealny, czysty wzorzec. Synów, którzy wyrosną na silnych. Lepszych braci, niż on był dla swojego.

Rozmawiali o tym. Darien widząc swoje dzieci, dostrzegał siebie i Noore za młodszy lat, ale niestety między nimi wszystko obróciło się w negatywną stronę. Był przekonany, że brat nie jest w stanie wybaczyć mu tego, na co go skazał i jak wykreślił go ze swojego życia. Sam pozbawił się rodziny, jedynej bliskiej mu osoby. Gdyby nie Rechille, zapewne dalej błąkałby się gdzieś samotnie, jeżeli miałby szansę wydostać się z Szalonego Królestwa.

Miewał momenty, gdzie niechętnie przyznawał, bo nie lubił mówić o własnych błędach, ale czasami naprawdę mu się zdarzało. Były takie chwile, gdy stwierdzał, że żałuje i chciałby się z nim pogodzić, chociaż jeszcze raz porozmawiać, ale potem schodził na ziemię, zdając sobie sprawę, że Noore nie będzie chciał widzieć go na oczy.

Nie miał już brata. Sam się go pozbył swoją głupotą i zamroczeniem zemsty. Walczył za zmarłą rodzinę, odpychając tę, która jeszcze żyła. Powtarzał więc Rechiemu, że zrobi wszystko, by Carsen i Lanly nigdy się od siebie nie odwrócili. Nie może wpłynąć na ich decyzje, gdy będą dorośli, ale miał nadzieje, że pokaże, jak ważna jest rodzina i wzajemne wsparcie. Chciał nauczyć ich, że będą siebie potrzebować i by zawsze o tym pamiętali.

Rechille przypominał sobie każdy drobiazg. Najmniejszy szczegół, taki jak dotyk ciepłych dłoni na nagiej skórze, muśnięcie ust, odurzający zapach i jego ogólną bliskość, której teraz mu brakowało. Tęsknił za niskim głosem, docinkami na każdy temat i za przyjemnym mrowieniem na karku, gdy spoglądali sobie głęboko w oczy.

Łzy ponownie cisnęły mu się do oczu. Prawie słyszał, jak kruszy mu się serca. Tylko czekał, aż doszczętnie się rozsypie, gdy poczuje ukłucie bólu ze względu na zerwanie więzi.

Chciał uniknąć cierpienia, więc uciekł ze stada. Nie był w stanie się pozbierać, ułożyć sobie myśli i znieść otoczenia. Uciekł, oddalając się od bratniej duszy. Uciekł, gdy Szalone Królestwo miało go złamać, odbierając szczenię. Uciekał za każdym razem, gdy czyhało zagrożenie, które było zdolne go zranić. Teraz było identycznie. Bał się tylko, że tym razem sobie nie poradzi, gdy to w niego uderzy naprawdę.

Był w rozsypce, gdy zaczynał uciekać, każdy kolejny krok rozrywał go coraz bardziej. Szarpał w jego wnętrzu, rozbijał go jak szkło, a te drobne elementy podcinały duszę i wbijały się jak szpilki w serce.

Nie chciał się rozpadać na oczach dzieci. Mają tylko jego i na nim polegają. Są jeszcze tacy mali i nie przetrwają bez dorosłego. Nic sobie nie upolują, będą bali się wyściubić nos na obcym terenie. Powinien zebrać się w sobie, by silnie walczyć o ich bezpieczeństwo, ale nie potrafił.

Minął dzień, może dwa, a z Omegi ulatywało coraz szybciej życie. Snuł się na nogach i przypominał własny cień niżeli osobę. Nie miał sił iść, starać się, jego ciało utknęło. W bierności, gdzie kontrolę miały myśli. Pesymistyczne i rozczarowujące na każdym kroku. Zataczał się w nich. Błyskały mu obrazy. Jaskrawe oślepienie przez promienie słońca, ostre kły, zdolne przełamać kości i zapach gorzkiej krwi, którą poplamione miał łapy. Uszy słyszały sztuczne dźwięki, własną rozpacz i kruszenie się serca niczym lodu. Ból był na tyle przytłaczający, że dudnił mu pod czaszką.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz